1/12/2017

Co może zaskoczyć Cię po przylocie do USA? (cz.3: 17-26)

Co może zaskoczyć Cię po przylocie do USA? (cz.3: 17-26)
     Chyba tworzy nam się tutaj mała tradycja, bo to już trzeci rok z rzędu, kiedy w styczniu na blog trafia post z serii "Co może zaskoczyć Cię po przylocie do USA?". Poprzednie dwie części były przez Was bardzo chętnie czytane i komentowane, więc nie mogę już dłużej zwlekać z kolejnymi zaskakującymi zjawiskami w Stanach i na dziś przygotowałam 10 ciekawostek. Zaczynamy!


17. Obrzydliwy chleb

Pamiętam, że kiedy jeszcze byłam dzieckiem, często odwiedzali nas przyjaciele moich dziadków, rodowici Niemcy. Zawsze wracając do siebie, zaopatrzali się w zapas świeżego, polskiego chleba. Kompletnie wtedy tego nie rozumiałam, bo przecież chleb jak chleb, co w nim takiego wyjątkowego? Tę wyjątkowość polskiego chleba pojęłam dopiero, kiedy przyleciałam do USA.
Zdecydowana większość z chlebów, które można dostać w zwykłych amerykańskich supermarketach to paskudne, dmuchane chleby tostowe, które smakują jak wata. Obrzydliwe i szkodliwe. Niektóre sklepy mają własne piekarnie i na ogół ich chleby są już nieco smaczniejsze, ale również droższe- za bochenek trzeba zapłacić około 4-7 dolarów. Podobnie sytuacja wygląda w sklepach typu Whole Foods czy Panera Bread- często można tam dostać nienajgorsze chleby, z różnymi dodatkami, i choć są one całkiem ok, to moim zdaniem w dalszym ciągu z polskimi chlebami równać się nie mogą. Z polskimi chlebami w Polsce, powinnam dodać, ponieważ chleby kupowane w polskich sklepach w USA, mimo że są wypiekane przez polskich piekarzy według polskich receptur, w dalszym ciągu są dalekie od naszego krajowego ideału. Nie wiem z czego to wynika, może sama mąka jest już inna?



18. Napoje i woda w restauracjach

W Polsce standardem jest, że idąc do restauracji, nawet za wodę w szklance trzeba zapłacić. I to często niemałe pieniądze! W Stanach natomiast, szklankę wody dostaje się za darmo, najczęściej jeszcze przed złożeniem zamówienia. Muszę jednak wspomnieć, że jest to woda kranowa, w najlepszym wypadku jedynie przefiltrowana. Jeśli chcemy wodę butelkowaną, najczęściej musimy już zapłacić, choć są to raczej "groszowe" sprawy.
Tanio wychodzą również napoje gazowane serwowane z dozowników. W dodatku, w większości restauracji, oferowana jest darmowa dolewka napojów gazowanych, lemoniad, czy mrożonych herbat. Byliśmy szczerze zdziwieni, kiedy podczas wakacji w Atlantic City, w restauracji nie było opcji darmowej dolewki. W dupach się poprzewracało od tej Ameryki :)
I jeszcze dwie uwagi w temacie napojów w restauracjach- zimne napoje serwowane są najczęściej w szklankach półlitrowych, a połowę szklanki zajmuje lód. Amerykanie uwielbiają lód.


19. Klimatyzacja

Skoro już wspomniałam o lodzie, to muszę też napisać o klimatyzacji. Klimatyzacja jest tutaj niesamowicie popularna i w moim odczuciu Amerykanie jej wręcz nadużywają. Szczerze nie mogę znieść, kiedy latem, podczas upałów, wsiadam do autobusu i żałuję, że nie wzięłam ze sobą lekkiej kurtki. Lato jest po to, żeby się wygrzać, a nie marznąć w przechłodzonych klimatyzacją pomieszczeniach.
Nowsze budynki zazwyczaj mają klimatyzację centralną, ale w starszych konstrukcjach, zarówno mieszkalnych, jak i komercyjnych, często można spotkać takie klimatyzujące szkaradztwa:



20. Rest area

Podróżowanie autem po Stanach jest niezwykle wygodne. Przede wszystkim dlatego, że drogi międzystanowe są dobre i zadbane, a do tego co kilkadziesiąt mil rozmieszczone są specjalne zjazdy, nazywane rest areas. Owe zjazdy służą przede wszystkim odpoczynkowi podczas długiej trasy. Zazwyczaj mieszczą się przy nich ławki i stoły, w środku skorzystać można z toalety, a czasem nawet wziąć prysznic. Niekiedy wyposażone są w automaty z napojami i przekąskami, a czasem nawet w małe bary. Parkingki często wykorzystywane są przez podróżnych do ucięcia krótkiej drzemki. Zazwyczaj, pierwsza rest area po przekroczeniu granicy danego stanu to tzw. Welcome Center, czyli miejsce, które poza tym wszystkim co opisałam powyżej, oferuje także krótkie informacje na temat historii stanu czy interesujących miejsc do odwiedzenia, a półki uginają się od ulotek i broszur reklamujących lokalne atrakcje czy noclegi. Ja za każdym razem w owe broszury się wyposażam- zawsze można w nich znaleźć ciekawe informacje, a także kupony zniżkowe na wiele atrakcji. Niektóre stany na swoich Welcome Center mają jeszcze dodatkowe sposoby na powitanie turystów, na przykład na Florydzie można skosztować świeżo wyciskanego soku z lokalnych cytrusów.
Co ciekawe, każdy stan ma swój własny design owych zajazdów. Poniżej zdjęcia Welcome Centers w Luizjanie i Tennessee. Jak widzicie na tych drugich- zdarza się, że rest areas ulokowane są w miejscach z pięknymi widokami!




21. Paczki pod drzwiami

Wydaje mi się, że Amerykanie są powszechnie uważani za raczej uczciwy naród. Oni sami też w to muszą wierzyć, ponieważ bardzo powszechne jest tutaj zostawianie przez kurierów paczek przed drzwiami frontowymi, a w blokach mieszkalnych- w holu przy domofonie. Na ogół takie paczki spokojnie czekają na swojego właściciela choć zdarza się, szczególnie w okresie przedświątecznym, że w telewizji ostrzega się przed złodziejami paczek grasującymi w jakichś konkretnych dzielnicach. My zamawiamy dość sporo i szczęśliwie jeszcze żadna paczka nie została nam skradziona.
 
22. Skrzynki na listy, które każy może otworzyć

Będą już w temacie poczty i korespondecji, to rzeczą, która zdziwiła mnie równie mocno jak pozostawianie paczek przed domem, są skrzynki pocztowe, które nie posiadają żadnego zamka, przez co każdy ma do nich swobodny dostęp. Wyglądają one najczęściej mniej więcej tak:


Ewentualnie tak:


Albo nawet tak:


Pamiętam, że krótko po przylocie do USA zapytałam jednej koleżanki jak to w ogóle funkcjonuje, czy nikt nie kradnie poczty ze skrzynek? Koleżanka odpowiedziała: "A po co ktoś miałby kraść nie swoją pocztę?". No niby racja, ale jednak jakoś tak dziwnie...


23. KFC

 KFC, czyli jedna z bardziej znanych amerykański fast-food'owych sieciówek, również w Polsce. Jak się jednak okazuje, nawet tak na pozór opatrzone zjawisko może wprawić w spore zdziwienie. Jak się bowiem okazało, KFC w Polsce i KFC w USA to w gruncie rzeczy dwa zupełnie różne twory! Niby ta sama firma, a jednak poczynając od standardów obsługi, a na menu kończąc, wszystko się różni. Jeśli więc, podróżując po USA, zatęsknicie za Twisterem czy Zingerem to zapomnijcie- tutaj ich nie dostaniecie.



24. Sklepy z materacami 

W samym istnieniu slepów z materacami nie ma nic zaskakującego, zastanawiać natomiast może częstotliwość ich występowania... Czasem mijając skrzyżowanie, można zauważyć aż 3 różne sklepy z materacami, z czego niekiedy 2 z nich to ta sama firma. Istne zatrzęsienie sklepów, w których zazwyczaj jest... pusto! Z tego co sie orientuję, taki wysyp sklepów z materacami jest stusunkowo nowym trendem. A jak to się dzieje, że one wszystkie są w stanie prosperować przy takiej konkurencji? Koszt wyprodukowania materaca to $300, natomiast jego sklepowa cena jest 10 razy wyższa.

Źródło i więcej inforamacji o materacowym boomie TUTAJ


25. Kierunki świata

Używanie kierunków świata było jednym ze zjawisk, które zdziwiły mnie najbardziej i szczerze mówiąc, wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Nie chodzi mi oczywiście o fakt ich istnienia, ale o ich powszechne używanie w miejskiej, chicagowskiej przestrzeni. Kiedy tłumaczysz komuś drogę,  to nie mówisz "skręć w lewo", tylko "skręć na wschód". Było to dla mnie dziwne i niepotrzebne utrudnienie, bo niby skąd mam wiedzieć, stojąc między wieżowcami, gdzie jest północ, a gdzie południe? Tutaj wyznacznikiem jest zwykle Jezioro Michigan, do którego z większości miejsc jest "na wschód", a resztę stron świata wyznacza się właśnie na podstawie położenia jeziora. Jak się trochę pomieszka w Chicago, to nawet można się przyzwyczaić.



26. Pakowanie zakupów

W Polsce, w sklepach spożywczych zwykle było tak, że klient sam sobie pakuje zakupy. Od jakiegoś czasu ponadto za jednorazowe reklamówki musi dodatkowo zapłacić. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w amerykańskich sklepach przy każdej kasie stoi nie tylko kasjer, ale także specjalnie zatrudniona do pakowania zakupów osoba! Mało tego, ilość jednorazówek używanych do pakowania jest przeogromna! Nie mam pojęcia, jak ma to znieść Matka Natura, ale recykling w Stanach to w ogóle często jest kpina.



To wszystko co przygotowałam dla Was na dzisiaj.  Dajcie koniecznie znać, czy udało mi się czymś Was zaskoczyć, a także co Was zaskoczyło w Stanach czy innych krajach!




Jeśli masz ochotę przeczytać 
poprzednie ciekawostki z tej serii, znajdziesz je tutaj:

1/06/2017

5 rekordów, które w 2016 roku pobiło Chicago

5 rekordów, które w 2016 roku pobiło Chicago
     Były podsumowania blogowo-osobiste, czas też na podsumowanie chicagowskie. Bo Chicago to duże miasto, sporo się tu dzieje i tak się złożyło, że w ubiegłym roku padło tu kilka interesujących rekordów. Zarówno przyjemnych i imponujących, jak i tych niechlubnych. Bez zbędnego gadania- zaczynamy!

1. Jeszcze więcej turystów!

Jeśli oglądaliście mój film z ciekawostkami na Youtube, to być może pamiętacie jak mówiłam, że Chicago w 2015 roku zostało odwiedzone przez ponad 52 mln turystów, a do miejskiej kasy z tego tytułu wpłynęło 935 milionów dolarów. W 2016 roku Chicago przywitało jeszcze więcej turystów, aż 54 miliony! Tylko się cieszyć z tej tendencji wzrostowej!


2. I jeszcze więcej zabójstw...

O przestępczości w Chicago pisałam już tak wiele razy, że raczej nikt z Was nie jest tym tematem zaskoczony. Ale że w 2016 zanotowano najwięcej zabójstw od 20 lat, to już jest naprawdę przerażające. Od kilku lat z roku na rok jest coraz gorzej i jestem ciekawa, jak można tę spiralę zatrzymać. I czy nie jest już za późno?
W 2016 w Chicago zamordowane zostały 762 osoby. To średnio 2 dzienie. W jednym mieście. Te statystyki są tak czarne, że aż abstrakcyjne. Ale niestety prawdziwe. 
I wcale nie ma co tłumaczyć, że liczba morderstw jest duża, bo i miasto jest duże. W Chicago zginęło więcej osób niż w dwóch największych miastach USA, Nowym Jorku i Los Angeles. Łącznie.


3. Coraz mniej nas...

Podczas gdy do miasta przybywa coraz więcej turystów, jednocześnie ubywa coraz więcej rezydentów. Szacuje się, że w ubiegłym roku z miasta uciekło aż 6 tysięcy mieszkańców. Powodów takiego stanu rzeczy jest całkiem sporo: wysoki poziom przestępczości, kiepskie zimy, wciąż rosnące podatki oraz niekończące się korki. Przy całej mojej sympatii do Wietrznego Miasta- wcale się nie dziwię.
Zresztą ten trend dotyczy nie tylko Chicago, ale i całego stanu Illinois, który zajął drugie miejsce pod względem liczby mieszkańców, którzy postanowili wyprowadzić się poza jego granice w ubiegłym roku. Pierwsze miejsce przypadło New Jersey.

4. Zima w grudniu

Skoro jesteśmy już w temacie pogody to muszę przyznać, że ubiegły rok nie był najgorszy: zima dała się znieść, a lato było przyjemnie gorące. Co nie znaczy, że nie padł żaden rekord!
Odkąd bywam w Chicago, czyli jakieś 8 lat, ostra zima przychodziła zazwyczaj w styczniu i gnębiła nas do końca lutego. Oczywiście, opady śniegu i mróz zdarzały się od połowy listopada do kwietnia, ale najgorszy okres to zawsze styczeń i luty. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy na początku grudnia Chicago pobiło swój przeszło 50-letni rekord opadów śniegu w tym okresie! 4 grudnia w Chicago odnotowano opady śniegu na poziomie 16 centymetrów, natomiast niespełna 2 tygodnie później uraczyłam Was tym zdjęciem:


Na szczęście, ta zimowa aura nie trwała zbyt długo i reszta roku była naprawdę znośna. Jak na zimę.

5. Zwycięstwo Cubsów i miejskie świętowanie

Wróćmy do spraw przyjemniejszych. Na początku listopada chicagowska drużyna baseball'owa zdobyła mistrzostwo World Series po 108 latach złej passy. Już samo to można uznać za swego rodzaju rekord, ale tuż po zwycięstwie wydarzyła się rzecz co najmniej równie imponująca. Otóż, miasto zaroganizowało z tej okazji paradę i wspólne świętowanie zwycięstwa w Grant Park, w którym wzięło udział... 5 milionów osób! To więcej, niż Chicago ma mieszkańców! Ta liczba uplasowała uroczystość na siódmym miejscu w rankingu największych zgrupowań w historii ludzkości. Robi wrażenie :)



      Jak widzicie, Chicago miało swoje wzloty i upadki. Mam nadzieję, że rok 2017 będzie lepszy i w kolejnym tego typu zestawieniu będę mogła pisać o samych dobrych rzeczach!


1/04/2017

12 Top Postów z 2016 roku

12 Top Postów z 2016 roku
     Kolejny rok za nami, więc zgodnie z tradycją czas na małe podsumowanie ostatnich 12 miesięcy.

     Muszę przyznać, że rok 2016 zaczął się dla mnie wyjątkowo obiecująco- nie zawsze przecież spędza się pierwszy dzień stycznia na florydzkiej plaży :) Po tłustym początku przyszedł czas na kilka miesięcy wyjątkowo chudych i ciężkich, ale mniej więcej od początku lipca wszystko znów zaczęło się układać, a już ostatnie miesiące układają się tak, że lepiej nie mogłabym sobie zażyczyć. I od razu odpukuję w niemalowane drewno!

     Tak sobie teraz myślę, że dobra passa zaczęła się u mnie chyba od lipcowego koncertu Guns'n'Roses, który był spełnieniem moich marzeń i który bardzo przeżywałam, także na blogu. Wkrótce potem przyszła propozycja wywiadu dla lokalnego radia, która w moim blogowym życiu była jedną z sympatyczniejszych rzeczy w ostatnim roku. Ten także wywiad zapoczątkował także moją współpracę z Radiem Deon- już od stycznia, w każdy czwartkowy poranek, będziecie mogli posłuchać moich chicagowskich felietonów "Chicago na Skróty" na fali 1080AM. Skoro przeszliśmy już do życia blogowego to wspomnieć też muszę o moim największym ostatnio projekcie: youtubowym kanale Chicagowianka, na który oczywiście serdecznie zapraszam! Na razie jeszcze krucho u mnie z systematycznością, ale mam nadzieję, ze jak tylko wprawię się w technologię, to będzie lepiej.



     Czego życzyłabym sobie na najbliższe miesiące? Poza zdrowiem i pieniędzmi, bo to wiadomo, to przede wszystkim jak najwięcej podróży! Latem wybieram się do Polski, więc byłoby super, gdyby wyjazd był przynajmniej tak udany jak te ostatnie. No i szkoła- jak dobrze pójdzie, w grudniu w końcu powinnam dostać mój dyplom! A poza tym- wpadajcie na bloga, youtuba, Instagrama i słuchajcie moich radiowych audycji :)

Instagramowe Top9

     No i w końcu: 12 najchętniej przez Was czytanych postów z ubiegłego roku!

kategoria: PODRÓŻE - niezmiennie moja ulubiona kategoria! Pomimo że miniony rok nie był najgorszy jeśli chodzi o wyjazdy, to wciąż czuję niedosyt. Styczniowa Floryda, majowa Polska, sierpniowe Waszyngton-Filadelfia-Atlantic City i grudniowa Galena to zdecydowanie za mało!


kategoria: POLITYKA - w tym roku chyba po raz pierwszy na blogu pojawiło się tak wiele postów związanych z polityką. I w dodatku wszystkie były przez Was chętnie czytane i komentowane! To jak, chcecie więcej takich tematów w nadchodzącym roku?

kategoria: EMIGRACJA


kategoria: ŻYCIE W USA - o ile ja najbardziej lubię pisać o podróżach, o tyle Wy chyba najbardziej lubicie czytać o życiu w USA. Oto Wasze top 3 z tej kategorii:

kategoria: RÓŻNOŚCI



Dziękuję Wam za ostatnie dwanaście miesięcy, za wszystkie wejścia, komentarze i udostępnienia. Powtórzę raz jeszcze to, co już dobrze wiecie- fajnie mieć świadomość, że nie pisze się tylko dla siebie :) Do zobaczenia wkrótce!




   

1/01/2017

Grudniowe migawki

Grudniowe migawki
     Witam Was w Nowym Roku! Mam nadzieję, że najbliższe 12 miesięcy będzie dla nas wszystkich lepsze od tych minionych :) I bez zbędnej zwłoki zapraszam na podsumowanie grudnia, a już w najbliższym poście na podsumowanie całego 2016 roku.

     Przyznaję, w grudniu mało mnie tu było, ale to głównie dlatego, że był to bardzo intensywny miesiąc w moim życiu- nie tylko pracowałam nad nowym, radiowym projektem, który rusza już za kilka dni, ale także miałam egzaminy semestralne i w końcu- wyjechałam na kilka dni poza Chicago. A co jeszcze działo się u mnie, w mieście i w Ameryce?

3 grudnia stan Illinois obchodził swoje 198. urodziny. Z tej okazji przygotowałam kilka ciekawostek:

  
W minionym miesiącu mieliśmy okazję uczestniczyć w ślubie naszych znajomych. Kiedy szliśmy na sesję zdjęciową, trafiliśmy akurat na mikołajową akcję Salvation Army. Młodzi mieli więc całkiem spore i zacne towarzystwo :)



  Jeszcze dwa słowa w temacie ślubu- pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć w zimowym weselu i przyznaję, że dodatki skradły moje serce!



W połowie grudnia do Chicago nadciągnęły nie tylko śnieżyce, ale także spore ochłodzenie. Nie pamiętam aż takich mrozów w grudniu! Póki co jest dużo lepiej, ale styczeń i luty zazwyczaj przynoszą jeszcze większe mrozy i śnieżyce, więc nie ma co się za bardzo przyzwyczajać...



 Na szczęście, jeszcze przed tym ochłodzeniem udało mi się wybrać na Jarmark Świąteczny i nagrać krótki film:


 A skoro już jesteśmy w temacie zimowo- świątecznym, to zobaczcie, jak pięknie wyglądał bulwar Navy Pier w grudniu (dzięki Marcin!):



I w ten oto sposób dotarliśmy już do najaktywniejszego chyba dla wszystkich okresu w grudniu, czyli Świąt Bożego Narodzenia. Posłuchajcie, jaką piosenkę z tej okazji nagrali nasi polonijni muzycy- Przystanek Polskie Granie z przyjaciółmi:


Z okazji Świąt w moim domu pojawił się sam Św. Mikołaj wraz ze swoim małym pomocnikiem :)


W tym roku postanowiliśmy wyjechać z Chicago na okres świąt i wraz z grupą znajomych wybraliśmy się do Galeny, którą już znacie chociażby STĄD. Wyjazd był niesamowicie udany, pogoda nam dopisała przez większość wyjazdu, atmosfera była rewelacyjna, a do Chicago powróciliśmy z pokładami pozytywnej energii. Jeśli macie ochotę, to zapraszam do obejrzenia mojej wideorelacji z tych kilku dni:


I jeszcze kilka zdjęć z Galeny:
 
choinka przed winiarnią
Jabłka w karmelu



Hol hotelu Desotho- najstarzego w Illinois
 
Podczas gdy my bawiliśmy się w Galenie, w Chicago odbywał się kolejny krwawy weekend: 12 osósb straciło życie, a 50 zostało postrzelonych. Chi-raq w pełni.

Ale wróćmy do przyjemniejszych spraw niż przestępczość! Koniec roku to w USA czas ogromnych wyprzedaży, moim zdaniem nawet dużo lepszych niż na słynny Black Friday. Duża część sklepów oferuje zniżki rzędu 70%, a trafić można nawet na takie kwiatki:


Sama końcówka grudnia to początek działalności minisztabów WOŚP w Chicago. 30 grudnia zagrał pierwszy- w Pubie OK. To ten pub, który, jeśli śledzicie mojego Instagrama, możecie kojarzyć z tego zdjecia :)


Jeśli jesteście w Chicago, to zdecydowanie zachęcam do udziału w imprezach kolejnych minisztabów, których rozpiskę znajdziecie na zdjęciu poniżej. A 15 stycznia widzimy się na Finale w Copernicus Center! :)

A już na sam koniec zostawiam Was z niesamowitym filmem, który stworzył Polak, Krzysiek Biela. Chicago jest jeszcze piękniejsze w jego obiektywie!

 
Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger