8/30/2013

Podsumowanie lata i garść amerykańskich linków

Podsumowanie lata i garść amerykańskich linków
    Za rogiem już czeka na nas wrzesień, lato powoli zbliża się do końca. Pogoda w Chicago nie za bardzo jednak na to wskazuje- po całkiem przyjemnych letnich tygodniach, aktualnie zaserwowała nam kilka dni upałów i wilgoci. Kto wie, może to już ostatnie takie ciepłe dni w tym roku? W Chicago być może, dla mnie raczej nie- no bo przecież Floryda :) Dla mnie więc lato jeszcze trochę potrwa, z czego bardzo się cieszę. Choć muszę przyznać, że tegoroczny sezon był nieco wyczerpujący... Wszystko zaczęło się od zupełnie nieoczekiwanego wyjazdu do Nowego Jorku na Memorial Day Weekend, czyli weekend symbolicznie rozpoczynający lato w USA. Niedługo potem mogliśmy cieszyć się latem na łonie natury podczas biwaku w Wisconsin. W międzyczasie pełną parą trwał też sezon weselny- w tym roku 2 pary spośród naszych znajomych postanowiły stanąć na ślubnym kobiercu, Nie dość, że bawiliśmy się na weselach, to jeszcze na Bridal Shower oraz wieczorach panieńskim i kawalerskim. Do tego wszystkiego doszło kilka imprez urodzinowych, niezliczonych grillów i mniejszych wypadów na okoliczne imprezy pod chmurką, jak Festiwal Truskawek czy Tall Ship. Muszę przyznać, że mimo iż momentami klęłam na te wszystkie atrakcje, bo nie było weekendu, żebyśmy mogli odetchnąć, to jednak bardzo podobało mi się to lato- lubię, jak tak dużo się dzieje i wiem, że będzie co wspominać podczas długich, zimowych wieczorów. Jedyny minus tego wszystkiego jest taki, że już nie miałam czasu ani sił na bloga, stąd tak mało postów. Ale za to wiecie, co jest najlepsze? Że letnich atrakcji wcale jeszcze nie koniec! Już jutro jedziemy na długi weekend (w poniedziałek wypada Labor Day- Święto Pracy, a przy okazji dzień uznawany symbolicznie za koniec lata) do St. Louis- miasta oddalonego o ok.5 godzin jazdy od Chicago, gdzie będziemy nie tylko zwiedzać, ale także świętować rocznicę ślubu naszych znajomych. A już za tydzień... nasze przełużenie lata, czyli Floryda! Można więc powiedzieć, że do końca września nasze lato jeszcze trwa, a potem... a potem może w końcu będzie można odpocząć :)

   Nie mam jednak serca zostawiać Was na cały długi weekend bez żadnych amerykańskich ciekawostek. Dlatego też dzisiaj postanowiłam przedstawić Wam kilka ciekawych amerykańskich lub angielskojęzycznych stron internetowych, związanych z szeroko pojętym życiem w Ameryce.


* Językoznawców na pewno zainteresuje, jak bardzo mówiony język różni się w zależności od regionu USA. Zobaczcie 22 mapy ilustrujące różnice w niektórych słowach!

* Jeśli ktoś, zupełnie przypadkiem oczywiście, znalazł się w posiadaniu kilku milinów, lub chociaż kilkuset tysięcy dolarów, może zechciałby zakupić piękną wyspę? Na stronie privateislandsonline.com można znaleźć wyspy na sprzedaż z całego świata, jednak ja prezentuję Wam... kto zgadnie, kto zgadnie? No oczywiście, że te z Florydy :)

* Z tym linkiem, mimo że znalazłam go już bardzo dawno, chciałam poczekać jeszcze kilka miesięcy, chociaż do stycznia... Ale jest tak uroczy, że nie mogę się powstrzymać! Zobaczcie 10 niezwykłych sposobów na spędzenie Walentynek (a może i "zwykłej" randki?) inspirowanych bajkami Disney'a!


* I na koniec kilka filmików, właściwie słuchowisk. Kojarzycie Detektywa Inwektywa bądź podobne audycje mające na celu "wkręcenie" rozmówcy? Nie zdziwię Was zapewne pisząc, że i w Chicago coś takiego funkcjonuje. Posłuchajcie Carmen, która każdego ranka dba o podniesienie ciśnienia Amerykanom! I cóż, niektórym nerwy puszczają...


 

Jeśli macie ochotę na więcej Carmen, to znajdziecie ją na tej playliście.




Mam nadzieję, że linki Was zainteresowały. A w przyszłym tygodniu zapraszam na relację z St. Louis. Myślę, że osoby obserwujące Pamiętnik na FB, będą miały okazję zobaczyć kilka małych zwiastunów :)

Miłego weekendu!




8/24/2013

Floryda za pasem!

Floryda za pasem!
   Jak pisałam już w styczniu, nasze tegoroczne wakacje planujemy na Florydzie ;) Niektóre z planów uległy jednak zmianie, skróciliśmy urlop i odwiedzimy kilka innych miejsc niż na początku zakładaliśmy, ale i tak nie mogę się już doczekać i odliczam dni do naszego wyjazdu! Jedziemy oczywiście samochodem, bo jak dla nas jest to najciekawszy sposób podróżowania. Mam plan, żeby podczas wyjazdu pisać codziennie lub przynajmniej co drugi dzień i pokazywać te wszystkie piękne miejsca, które będziemy odwiedzać i zwiedzać, ale zobaczymy jak wyjdzie....

   Oczywiście, nie piszę o tym wszystkim już teraz tak całkiem bez przyczyny! Otóż, podjęliśmy decyzję, że w końcu spróbujemy couchsurfingu. Dla tych, którzy nie słyszeli o tym wcześniej, spieszę z krótkim wyjaśnieniem. Couchsurfing to międzynarodowa sieć, dzięki której można za darmo nocować u innych użytkowników na całym świecie. Oczywiście, można równieć podróżników gościć na swojej kanapie. Kilkoro z naszych znajomych podróżowało właśnie w ten sposób i wszyscy bardzo zachwalają, no bo i taniej niż w hotelach, i ciekawiej, i jakaś przygoda jest- więc czemu i my nie mielibyśmy spróbować?:) Tak sie jednak składa, że nie wszędzie udało nam się znaleźć jak do tej pory nocleg. Wprawdzie do wyjazdu jest jeszcze trochę czasu, ale gdyby zupełnie przypadkiem, ktoś z Was lub Waszych znajomych, mieszkał na Key West, w Miami albo St. Augustine na Florydzie i zechciał nas przygarnąć na 2 noce, to bardzo proszę o kontakt! :) Jak wspomniałam, mamy jeszcze trochę czasu i liczę, że uda nam się znaleźć noclegi wszędzi gdzie szukamy i dopiąć wszystko na ostatni guzik.

   A tymczasem- kilka fotograficznych zwiastunów tego, co nas czeka (o ile nasze plany nie ulegną zmianie ;P):

Caladesi Beach, wyspa położona w parku stanowym

Key West, południowy zakątek USA

Miami Beach, a zaraz obok South Beach- kolejna przepiękna plaża!

Park Everglades i oczywiście rejs wśród aligatorów

Fort San Marco w St. Augustine; samo miasto to najstarsza europejska osada w USA


8/23/2013

Gala polskiego boksu

Gala polskiego boksu
   Tydzień temu fani sportu mieli nie lada okazję do świętowania- w Chicago odbyła się gala boksu, podczas której walczyło dwóch "naszych" zawodników- Artur Szpilka (waga ciężka) i Andrzej Fonfara (waga półciężka). Obaj panowie wygrali, co zdecydowanie ucieszyło chicagowskich Polonusów, jak i zapewne Polaków w Polsce. Przyznam, że fanką boksu nie jestem w ogóle (choć walki obejrzałam w TV- w końcu cała polonijna część miasta tym żyła), ale pojawiły się głosy, że niektórzy chcieliby dowiedzieć się, jaka atmosfera towarzyszyła całemu wydarzeniu i jak to wszystko wyglądało poza telewizyjną relacją. Poprosiłam więc kolegę, który na żywo doświadczał tej atrakcji, aby napisał krótką relację. Dziś więc zapraszam Was na relację Marcina- przeczytajcie, jak  Gala Boksu wyglądała w Chicago :)



    
       Podobne wydarzenie w  Chicago do tego, które miało miejsce 16 sierpnia, odbyło się ponad 50 lat temu. Tego nie można było przegapić! Jedna z największych gal bokserskich w 'Wietrznym mieście'. W rolach głównych Artur Szpilka i Andrzej Fonfara. A wszystko to w nietypowym jak na galę bokserską miejscu... stadionie baseballowym White Sox, drużyny z południowej części Chicago.
       Nie dość, ze galę bokserska miałem okazję oglądać na żywo po raz pierwszy, to także obecność na stadionie baseballowym była mi wcześniej obca. Wszystko było więc dla mnie nowe, a zarazem ekscytujące. Już w drodze na stadion, dało się podsłuchać rozmowy osób, które dyskutowały nad możliwym przebiegiem pojedynków. Według Polaków, Szpilka i Fonfara byli niekwestionowanymi faworytami. Wśród Amerykanów można w głosie było usłyszeć nadzieje, że może jednak Mike Mollo tym razem udanie zrewanżuje się 'Szpili'. Mollo to twardziel z południa Chicago, także walczył u siebie w domu, w dodatku na stadionie White Sox- drużyny, której jest wielkim fanem. Osoba Fonfary nie budziła wątpliwości - całe Chicago kibicowało właśnie jemu. 'Polski książę', bo tak nazywany jest Fonfara za oceanem, od kilku lat mieszka w Chicago. Idol tutejszej Polonii, ale również znany coraz szerzej wśród amerykańskich kibiców boksu.
      Stacja kolejowa mieści się niemal przy samym stadionie, także po chwili ukazał mi się gigantyczny budynek, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa drużyna baseballowa White Sox. W drodze na stadion zostałem zatrzymany przez amerykańskich robotników, którzy dopytywali z kim dzisiaj White Sox grają mecz... Zdziwienie, kiedy odpowiedziałem, że na stadionie odbywa się gala bokserska, trudno opisać słowami.
       Już pod samym obiektem dało się wyczuć polska atmosferę. Biało-czerwone barwy widoczne były na każdym kroku. Bez przesadnej kontroli przeszedłem przez bramkę i już bylem wewnątrz. Kupując najtańszy bilet ($32) skazałem się na kilkuminutowa drogę na sama górę stadionu. Budynek jest naprawdę wysoki, dlatego dostanie się na górne trybuny wymaga trochę czasu. Po pokonaniu drogi, natychmiast przekonałem się, jak dba się tutaj o kibica. Na każdym kroku życzliwe osoby, które odpowiedzą na wszelkie pytania. Druga sprawa to zaopatrzenie. Ilość rożnego rodzaju fast-foodów jest niewiarygodna. Wszystko oczywiście bardzo kaloryczne, ale po liczbie ludzi zajadających się m.in. hot-dogami (1 za $5), stwierdzić można było, że ewentualną dietę wszyscy sobie tego wieczora odpuścili.  Wiedząc, ze na meczach w USA można pic piwo, ciekawy byłem cen. I tutaj niemiła wiadomość. Prawie $8 za półlitrowe piwo! Dla porównania dodam, że popularny 'czteropak' w polskich sklepach w Chicago kosztuje średnio $6. Cena jednak nie okazała się straszna i sporo polskich fanów cierpliwie czekała na zamówienie.
     Na trybunach atmosfera raczej piknikowa. Co chwilę ludzie z obsługi proponujący piwo i hot-doga. Jak widać, tutaj nie maja problemu z alkoholem na trybunach podczas imprez sportowych. Jasne, można było zauważyć osoby, które wypiły trochę tego wieczoru, ale nie było żadnych problemów, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Przy mnie grupa Amerykanów co chwilę zamawiała piwo, ale nie zauważyłem agresywnego zachowania z ich strony. Mam nadzieję, że taka sytuacja będzie możliwa także niedługo na polskich stadionach.
      Smutna informacja dla palaczy. Na stadionie obowiązuje zakaz palenia. Polak jednak potrafi i wielu podczas przerw między walkami ruszało na wielki plac znajdujący się za trybunami. Ochrona na stadionie co chwilę upominała łamiących prawo i informowała, że 'przyjemność' palenia na terenie stadionu kosztuje $ 500 kary. Trzeba jednak przyznać, że przymykano oko na całe zdarzenie.
                Jeżeli chodzi o doping podczas walk Polaków, to trzeba przyznać, że fani Artura Szpilki byłli bardzo dobrze zorganizowani. Zebrani w grupie na tle flagi chicagowskiego fan-clubu Wisły Kraków, stworzyli atmosferę, jaką można spotkać na meczach piłki nożnej. Amerykańska widownia podrywała się tylko po udanych akcjach Mike'a Mollo. Tych jak wiemy nie było zbyt wiele. Za Fonfarą był cały stadion, może z wyjątkiem siedzącej obok mnie pary ubranej w koszulki piłkarskie reprezentacji Hiszpanii :) Oni z pewnością dopingowali rywala Fonfary. Głośny okrzyk ‘Andrzej Fonfara' niósł się co raz po stadionie, jednak do chwili nokautu, można było zauważyć zdenerwowanie wśród kibiców polskiego boksera mieszkającego w Chicago. Kiedy Fonfara posłał Hiszpana na deski, a sędzia przerwał później pojedynek, na trybunach zapanowała olbrzymia radość.
Po gali jeszcze przez jakiś czas można było usłyszeć śpiewy polskich kibiców wokół stadionu White Sox. Mimo, że było już po godz. 23:00, to z pewnością wiele osób ruszyło  dalej świętować sukces naszych rodaków.

Polscy kibice

Artur Szpilka i Andrzej Fonfara podczas konferencji poprzedzającej galę


8/18/2013

Chicagowskie memy

Chicagowskie memy
   Od kilku dobrych lat w sieci coraz bardziej na popularnosci zyskują memy- obrazki opatrzone czasem zabawnym, czasem irytującym, czasem w zaskakujący sposób pokazująym prawdę, napisem. A ja, zupełnie przypadkiem, kilka dni temu natrafiłam na facebooku na stronę "Chicago Memes", jak nietrudno się domyślić, zawierającą owe memy nawiązujące do chicagowskich realiów. Niektóre obrazki są mniej, niektóre bardziej udane, ale kilka z nich doprowadziło mnie do śmiechu albo do reakcji typu "no takkkk". O niektórych zjawiskach już wspominałam (stąd linki do starszych postów), ale pomyślałam, że niektóre z memów będą doskonałym uzupełnieniem moich dotychczasowych refleksji na temat specyfiki życia w Wietrznym Mieście. Chcecie zobaczyć moje Top 10, wraz z krótkim opisem oczywiście?:) Zapraszam!

Miejsce 10. Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli byłeś tu wcześniej.


Największy McDonald's, jakiego widziałam, położony w samym centrum Chicago. Nie raz przejeżdżałam obok, nigdy nie weszłam do środka. No bo czy cheeseburger może smakować tam inaczej niż na przedmieściach, skoro nawet w Polsce smakuje tak samo?

Miejsce 9. Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli to jest Twój szkolny autobus.


Chodzi oczywiście o autobus CTA, czyli komunikacji miejskiej (pisałam o nich TU i TU). Niby się zgadza, ale nie zapominajmy, że dzieci do podstawówki wożą żółte autobusy, które doskonale znamy z amerykańskich filmów!

Miejsce 8. Willis Tower: literowane w-i-l-l-i-s, wymawiane Sears.


Willis Tower to najwyższy budynek w Chicago, swego czasu nawet na świecie. W 2009. z racji zmiany właściciela budynek zmienił także nazwę- z pierwotnego Sears Tower na Willis Tower. Wielu mieszkańców Chicago wciąż nie może się do tego przyzwyczaić i kolos wciąż nazywany jest "Sears-em".

Miejsce 7.  Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli ten dom wygląda znajomo.


No cóż, nie trzeba być z Chicago, żeby nawet w środku nocy rozpoznać dom Kevina, prawda? W końcu Polsat co roku tak chętnie raczy nas "Kevinem samym w domu", że fabułę i plan domu znamy chyba lepiej niż niejeden mieszkaniec Chicago :)

Miejsce 6. Różnica między Chicago a Nowym Jorkiem.


Święta prawda. Choć muszę przyznać, że nie zdawałam sobie z tego sprawy aż do majowego wypadu do NYC. Wtedy dopiero doceniłam, jak czystym miastem jest Chicago... Myślę, że w dużej mierze to zasługa rozplanowania przestrzennego miasta, które z kolei jest skutkiem pożaru, który ongiś prawie doszczętnie strawił miasto. Chicago trzeba było odbudować i na szczęście zrobiono to z głową. Na przykład zaplanowano "alleys", przez Polaków nazywane "elami", czyli wąskie uliczki pomiędzy budynkami, które służą tylko temu, by można było nimi dojechać do garaży, tylnych wejść budynków oraz umieścić na nich kubły na śmieci. W Nowym Jorku śmieci zostawia się... na ulicach.

Miejsce 5. Chicago o 2:00. Chicago o 2:03.


Och, jak zmienna jest pogoda w Chicago! W ciągu 5 minut może nadejść okropna nawałnica z piorunami, a za kilka minut na bezchmurnym niebie już będzie świecić słońce. Niektórzy twierdzą, że to skutek bliskości jeziora, inni- że położenia Chicago na bagnistym terenie. Nie mam pojęcia, jaka jest prawda, ale wiem jedno- jeśli chcecie doświadczyć takich zjawisk, nie musicie lecieć do Chicago, wystarczy wybrać się w góry lub na nasze piękne Mazury :)

Miejsce 4. Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli to (limit prędkości 55 mil/h) oznacza 80.


Na miejskich i podmiejskich autostradach limit prędkości wynosi 55 mil na godzinę. Najczęściej ludzie jeżdżą 70-80. Co ciekawe, jeśli cały hi way jedzie z taką prędkością, najczęściej zamiast policjanta z radarem i przygotowanym pliczkiem mandatów, pojawia się tzw. samochód bezpieczeństwa, czyli policjant wyjeżdżający na drogę i zwalniający ruch. Co oczywiście nie oznacza, że mandatu zarobić się nie da...

Miejsce 3. Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli rozpoznajesz te znaki zakazu parkowania.


Zimy w Chicago potrafią być śnieżne. Nie raz mieliśmy problem z dostaniem się do auta zaparkowanego przed domem. Nic więc dziwnego, że skoro człowiek natrudzi się, by wykopać sobie parking w górze białego puchu, to nie za bardzo mu się uśmiecha, by ktoś mu to miejsce podkradł. Trzeba je więc zarezerwować. Na przykład ogrodowymi plastikowymi krzesełkami lub czymkolwiek innym, co akurat uda się znaleźć w garażu czy piwnicy. Taki widok jak na zdjęciu powyżej naprawdę nie jestem niczym nadzwyczajnym. Co ciekawe, inni uczestnicy drogi raczej takie znaki respektują :)

Miejsce 2. Wiesz, że jesteś z Chicago, jeśli to nic dla Ciebie nie znaczy.


Święta prawda. Na początku nie moglam się przestawić, bo przecież w Polsce jak tylko wystawi się nogę na ulicę na czerwonym świetle, to z krzaków zaraz wyskakuje jakiś policjant i uroczo wita się wyciągając mandacik. A tutaj? A idź se człowieku, nie przejmuj się. Idź na czerwonym, idź nie na pasach, idź gdzie chcesz. Możesz przebiec nawet przed radiowozem, nic się nie stanie. Wiem, bo przypadkiem kilka razy sprawdziłam na własnej skórze...

I na koniec mała kompilacja...

Miejsce 1.


Jak turyści nas widzą? Oczywiście piękna panorama miasta :)

Co ludzie myślą o naszych politykach? Na zdjęciu Rod Blagojevich, skorumpowany były gubernator stanu Illinois, aktualnie odbywający karę pozbawienia wolności.

Co fani sportu o nas myślą? Chyba wszyscy rozpoznają Michaela Jordana :)

Co lubimy jeść? Oczywiście legendarną chicagowską deep dish pizza!

Jak ludzie myślą, że wyglądamy? Puszysty fan Bearsów? Może być!:) (choć wygląd Chicagowian to zdecydowanie temat na oddzielnego posta!)

Co robimy z naszym czasem? Oczywiście stoimy w korkach! W drodze do downtown, w drodze z downtown i w samym downtown jak najbardziej też!




A Wam, z czym kojarzy się Chicago? :)


8/11/2013

Chicago Tall Ship 2013

Chicago Tall Ship 2013
   Przypuszczam, że wielu z Was przynajmniej słyszało (a niektórzy zapewne też uczestniczyli) o ogromnej imprezie, jaka miała miejce w zeszłym tygodniu w Szczecinie- finale regat wielkich żaglowców Tall Ship Races. Miałam okazję uczestniczyć w poprzedniej edycji tego wydarzenia, w 2007 roku, i muszę przyznać, że nasze miasto tętniło wtedy życiem jak chyba nigdy wcześniej! Z relacji znajomych na facebooku widzę, że w tym roku było jeszcze lepiej! Ale nie można się temu dziwić, skoro do miasta spłynęło aż 100 jednostek z całego świata! Nie mogę się powstrzymać, muszę pokazać Wam chociaż kilka zdjęć naszego pięknego miasta, tak niedocenionego na mapie Polski:




    Tak się złożyło, że w ostatnich dniach w Chicago również można podziwiać żaglowce. Jest to impreza zdecydowanie na mniejszą skalę niż w Szczecinie, ponieważ na Navy Pier zacumowało raptem kilkanaście tych pięknych statków. Mimo wszystko z chęcią się tam wybraliśmy i zwiedziliśmy jednostki z USA, Kanady I Norwegii. Zapraszam Was dziś na dość obszerną fotorelację, mam nadzieję, że poczujecie choć trochę ten żeglarski klimat :)

8/04/2013

Rolkowe impresje

Rolkowe impresje
   Jakiś miesiąc temu kupiliśmy z Danielem rolki. Oboje w przeszłości trochę jeździliśmy, przy czym Daniel zdecydowanie więcej, ale od ładnych kilku lat, w moim przypadku jakichś piętnastu, nie mieliśmy tego ustrojstwa na nogach.

   Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się do pobliskiego parku na krótką przejażdżkę. Nie było tam żadnych ekstremalnych przygód, więc zachęceni tym sukcesem postanowiliśmy na drugi dzień wybrać się na ścieżkę rowerową w pobliskim lesie. I tam było już gorzej...
   Tzn. Daniel radził sobie ok, ale dla mnie był to tor przeszkód z wieloma zagrożeniami śmiercią :P Zakręt na zakręcie, połączone ze zjazdami z górki,do tego na końcu zakrętu woda.... Nie nie, to zdecydowanie nie dla  mnie- od samych wizualizacji tego, co może się stać, lądowałam na trawie :D Na początku było to nawet zabawne, ale w końcu wjechaliśmy w tak niebezpieczny odcinek, do tego kompletnie nieoznakowany, że zakończyło się to dość nieprzyjemnym wypadkiem- poździerane do krwi kolana i kilka stłuczeń- akurat przed czekającymi nas dwoma weselami i imprezami towarzyszącymi! A tego wszystkiego dokonałam z całym zestawem ochraniaczy na sobie... Można? Można! (Jedynym plusem tamtego wypadu na rolki było to, że w końcu udało mi się zobaczyć na żywo, w środowisku naturalnym, skunksa, których tu pełno, często je niestety czuć, ale już nie tak łatwo zobaczyć :))

   To sprawiło, że na 3 tygodnie rolki poszły w odstawkę. Ale dziś, już po weselach i z zagojonymi kolanami, ponownie wyruszyliśmy na trasę, tym razem inną- o wiele lepszą. Ścieżka przystosowana jest zdecydowanie dla osób, które nie mają jeszcze dużego obycia z rolkami- jest dość posta, nie ma ostrych zakrętów, a górki są łagodne. Do tego przepiękne widoki wzdłuż całej trasy jeszcze zwiększają jej atrakcyjność! Zdecydowanie polecam ją Czytelnikom z Chicago i okolic :)

Zobaczcie, jak piękne widoki towarzyszyły nam na dzisiejszej trzynastokilometrowej trasie:) Prawie tak pięknie jak w Polsce! (jedynie ścieżka rowerowa nie pasowała do polskiego krajobrazu:P)






Na pewnym odcinku trasy wiodącej przez las, przejeżdżaliśmy obok ogrodzenia z tabliczkami zakazującymi karmienia łosi (a może wapiti? problem jak przy czereśniach i wiśniach :))... Skoro są takie tabliczki to przecież i łosie muszą być, prawda? Prawda!




A oto cała nasza dzisiejsza trasa (gdyby ktoś także postanowił ją wypróbować):


   Spodziewałam się że dzisiejsza, poweselna niedziela będzie dniem straconym. Jednak przepiękne widoki, satysfakcjonujące zmęczenie i 600 kcal, które spaliłam według wyliczeń Endomondo sprawiły, że ten dzień udało się uratować :)
Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger