4/25/2013

Nastolatką znowu być...

Nastolatką znowu być...
   Mniej więcej jako 12-13-latka poznałam zespół HIM, a niewiele później stałam się ich wielką fanką. Nie tylko słuchałam na okągło ich muzyki, ale także, jak na każdą szanującą się nastoletnią fankę przystało, miałam koszulkę z wizerunkiem Ville Valo, a cały pokój poobklejany plakatami z Bravo ;D Ba! Czasem nawet śniło mi się, że rozmawiam z Ville po angielsku, mimo że w tamtym czasie o angielskim miałam bardzo blade pojęcie... Lata mijały, a moja miłość do HIM, mimo że może czasem trochę uśpiona, nadal trwała i pozostawała żywa.
   Kilka miesięcy temu słuchałam sobie właśnie jakiejś piosenki HIM i powiedziałam do Daniela: "Wiesz co, jak HIM będzie kiedykolwiek grał w Chicago, to nie ma siły, żebym na ten koncert nie poszła. Choćbym miała wypłukać się z resztek pieniędzy. To zawsze było moim marzeniem." I wiecie co? Kilka dni później w Intenecie pojawiła się informacja o koncercie HIM w Chicago :) Co zrobiłam? Oczywiście kupiłam bilet!


Trasa koncertowa połączona jest z promocją najnowszej płyty "Tears on tape", której premiera w USA będzie 30 kwietnia. Jakiś czas temu zamówiłam oczywiście płytę, w dodatku (jak na każdą szanującą się fankę przystało) w pakiecie z plakatem i koszulką :D Na własne usprawiedliwienie powiem, że do tego pakietu skusiła mnie koszulka o damskim kroju, co wcale nie jest takie oczywiste, bo na ogół zapomina się o fankach i wszystko produkuje się dla fanów... Ale do rzeczy- dziś (25 kwietnia), przyszła moja przesyłka! Jeszcze przezd oficjalną premierą, więc tym bardziej jestem szczęśliwa, o czym piszę otulona muzyką HIM :)



Do koncertu HIM zostało 13 dni. Równie dobrze mogę powiedzieć, że do spełnienia jednego z moich marzeń, zostało 13 dni. Czasem lubię USA :)

4/18/2013

Skutki nocnej ulewy

Skutki nocnej ulewy
   Ubiegłoroczne lato było wyjątkowo gorące i suche. Tegoroczna zima też nie poszalała, dopiero pod koniec zaszczyciła Chicago swoją śnieżną obecnością. Nadeszła wiosna. Ludzie czekali na deszcz, aby świat się zazielenił.  Nie wiem, czy to jakiś indiański szaman tak się postarał, ale od mniej więcej 2 tygodni (z przerwami) Chicago nawiedzają ulewy i burze. Nic w tym nadzwyczajnego- mamy przecież wiosnę. Poza tym wszyscy myśleliśmy, że po ostatnich miesiącach ziemia jest tak sucha, że jest w stanie przyjąć każdą ilość wody. Ale to, co spotkało mieszkanców Chicago i pobliskich miejscowości dziś w nocy, to mówiąc delikatnie, lekka przesada.

    Deszcz padał lał całą noc. Do tego dołączyły grzmoty i błyskawice. Ranek wcale nie był lepszy. Około godziny 7.30 było nadal ciemno jak w nocy. Wycieraczki nie nadążały z usuwaniem deszczowych strug. Miasto utonęło w gigantycznych kałużach, rwących potokach i wodospadach. Miejsce studzienek kanalizacyjnych można było rozpoznać tylkopo bulgoczącej ponad nimi wodzie. Domy zostały pozalewane, samochody potopione, a ulice pozamykane. Wielu ludzi już zaczyna liczyć straty. Nam na szczęście nic się nie stało. Mimo wszystko, dzisiejszy poranek dobitnie przypomniał mi o potędze natury...

   Co ciekawe, przed nocnym kataklizmem nie było ostrzeżeń. Owszem, przepowiadano ulewy, ale w porównaniu do zimowego wszechobecnego trąbienia w mediach o nadchodzących śnieżycach (których nota bene za bardzo w tym roku nie było, o czym pisałam TUTAJ) i sugestiach, aby w tym czasie zostać w domach, o dzisiejszej ulewie było wyjątkowo cicho...

Poniżej zamieszczam kilka zdjęć obrazujących jak dziś rano wyglądało Chicago i przedmieścia. Czasem było tragicznie, czasem śmiesznie. Zobaczcie sami!



















wszystkie zdjęcia pochodzą z Internetu- fejsbuków moich znajomych i chicagowskich stron informacyjnych

4/14/2013

Reptile Fest 2013

Reptile Fest 2013
   Dziś, podobnie jak w zeszłym roku, wybraliśmy się na chicagowską giełdę terrarystyczną- Reptile Fest. Jednak inaczej niż ostatnio, tym razem wzięliśmy ze sobą Sydney :) Maluch się trochę stresował, ale decyzji nie żałuję, bo przynajmniej (dzięki rozmowom z obecnymi tam specjalistami i weterynarzami) upewniłam się, że dobrze się rozwija, jest piękna i... że to dziewczynka (dotąd skłaniałam się raczej ku opcji, że to chłopiec). Dowiedziałam się także, że jest przedstawicielką odmiany german giant, czego się kompletnie nie spodziewałam!. Dla tych, którzy nie są w temacie, krótkie wyjaśnienie- Sydney to moja 1,5 roczna agama brodata :)
   Wracając do wystawy- oczywiście podobało mi się bardzo, choć w tym roku zabrakło kameleonów. Jeden minus- drażniło mnie strasznie, że niektórzy hodowcy upodobali sobie przebieranie zwierzaków w fikuśne stroje. Po co?!
   Podobało mi się natomiast to, że wszyscy hodowcy i weterynarze byli bardzo chętni do udzielania wskazówek i wyjaśnień, odpowiadania na pytania i ogólnego "dzielenia się wiedzą i doświadczeniem". Skorzystały na tym zarówno dzieci obecne na wystawie, jak i ja- wciąż początkująca, choć bez pamięci zakochana w gadach, terrarystka :)

   Wystarczy pisania, czas na zdjęcia :) (relację z ubiegłorocznej wystawy można zobaczyć TUTAJ)


krótka pogawędka z młodszymi, choć niekoniecznie mniej doświadczonymi, terrarystami :)



































Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger