2/26/2013

Śnieżne szaleństwo

Śnieżne szaleństwo
źródło zdjęcia
   W tym roku śnieg zawitał do Chicago bardzo późno- jeśli dobrze pamiętam, pierwsze "porządne" opady pojawiły się dopiero pod koniec grudnia. Od tamtej pory przeplatają nam się dni mroźne, śnieżne, ciepłe, słoneczne- istna karuzela. Chicago ma jednak to do siebie, że jak tu śnieg pada, to już konkretnie- zdarzają się zamiecie, burze śnieżne i tym podobne atrakcje. Ale ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad jedną rzeczą- czy faktycznie pada tutaj tak dużo śniegu, tzn. więcej niż w Polsce, czy ludzie są po prostu przewrażliwieni na tym punkcie? Już tłumaczę, skąd mi się to wzięło i zapraszam do posta ukazującego różnicę między Polską a Stanami.
   Zimą dwa lata temu, kiedy akurat byłam w Chicago na ferie, miałam okazję być świadkiem pierwszej w swoim życiu burzy zimowej. Do tamtego czasu myślałam, że burze, takie z błyskami i piorunami, to tylko letnia przypadłość. Okazało się, że jednak nie. Tamtej nocy spadło bardzo dużo śniegu. Ponoć była to śnieżyca stulecia. Nie będę rzucać liczbami, ale śniegu było na tyle dużo, że samochody stające przy drodze były pozasypywane po dach (kiedy wyszliśmy odśnieżać, zastanawialiśmy się chwilę, która zaspa skrywa nasze auto), a miasto zostało unieruchomione. Dosłownie. Szkoły, urzędy i inne zakłady nie funkcjonowały. Wydaje się to oczywiste, no bo niby jak ludzie mieliby się tam dostać, skoro pługi nie nadążały z odśnieżaniem? Zanim wszystko całkowicie wróciło do normy, minęło kilka dni, choć już na drugi dzień większość ludzi była w stanie dotrzeć do pracy. I tu nasuwa się pytanie- czy taki "śnieżek" unieruchomiłby także polskie miasta, czy jednak Polacy jakoś by sobie z tym poradzili?
   W tym miejscu muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Sprawdzalność prognoz pogody w USA jest bardzo duża. Tamtą śnieżycę synoptycy przewidzieli co do godziny z kilkudniowym wyprzedzeniem, więc można było się przygotować. Inna sprawa, że jeszcze wtedy tego typu prognoz nie brałam na serio, przyzwyczajona do polskiej sprawdzalności.
   A jak sytuacja wygląda w tym roku? Jak wspomniałam, długo nie mieliśmy śniegu. Ale od stycznia już kilka razy słyszałam ostrzeżenia o śnieżycach. Ostrzeżenia- tzn. wszystkie media trąbią o tym, żeby się przygotować, nie ma szans, żeby o tym nie wiedzieć. Nie zapomnę, jak chyba jakoś w styczniu jechałam autostradą rano do downtown, a na poboczu już stały pługi, bo na popołudnie zapowiadali śnieg. Z tego co pamiętam, śniegu faktycznie wtedy dużo nie spadło, niemniej pokazuje to, jak Chicago przygotowuje się na taką ewentualność.
   W zeszłym tygodniu zapowiadano wielką śnieżycę na noc z czwartku na piątek. Przepowiadano, że najsilniejsze opady mają przypaść na godzinę 3-5 rano i może spaść łącznie między 4 a 7 cali (10-18cm) śniegu. Liczyliśmy się  z Danielem z tym, że w takim razie piątek spędzimy w domu na oglądaniu filmów. Nic bardziej mylnego! Wprawdzie ostatecznie śniegu spadło mniej, bo ok 3-4 cali, ale kiedy Daniel ok 6 rano wyjeżdżał do pracy, drogi były już poodśnieżane! Niektórzy jednak ostrzeżenia wzięli sobie tak bardzo do serca, że już dzień wcześniej nakazali pracownikom pracę z domu albo uprzedzili o tym, że szkoły będą zamknięte.
   Do czego zmierzam? Otóż, czy komukolwiek w Polsce zdarzyło się kiedyś, żeby nie poszedł do pracy czy szkoły z powodu wysokich opadów śniegu (nie mówię tu o samowolce)? Przypuszczam, że nie. Czy faktycznie wynika to z tego, że u nas nie ma aż takich opadów śniegu, czy raczej "Polak chce, Polak potrafi?". A czy komuś w Polsce zdarzyło się widzieć pług czekający w gotowości na śnieg? Moja pamięć zarejestrowała tylko widoku pługów na ulicach, na których próbujące przebrnąć samochody już same uklepały śnieg.

Przypomniała mi się anegdota z sobotniego wyjścia na kabarety: Ciągle słyszy się, że w USA jakiś pług wpadł w poślizg i wylądował w rowie. Amerykanie sami są sobie winni, w Polsce się takie rzeczy nie zdarzają- no bo kto to widział, żeby pługiem na nieodśnieżone wyjeżdżać?

   Na dziś znów zapowiedziana była śnieżyca, ponoć też duża. Kiedy piszę tego posta (ok 4.30 pm), od około 4 godzin faktycznie pada śnieg. Obfity, ale mokry, więc zapewne zostanie z niego tylko woda i błoto, choć nic mnie już chyba nie zdziwi...

źródło zdjęcia
Zdjęcie powyżej ukazuje samochody, które wspomniana śnieżyca sprzed 2 lat unieruchomiła na Lake Shore Drive. Obok normalna sytuacja.

2/25/2013

Po Oscarach 2013

Po Oscarach 2013
   Tegoroczna gala oscarowa była moim zdaniem ciekawsza od poprzedniej, jednak i tak nie rzuciła na kolana. Jak to gala oscarowa :) Co gorsza, nie urzekł mnie nawet czerwony dywan- pomimo wypatrzonych kilku ładnych kreacji, liczyłam na więcej. Nie było żadnych "spektakularnych" kreacji, panie raczej postawiły na klasykę i niezawodną czerń w połączeniu z błyskotkami. Także moje typy filmowe nie za bardo się sprawdziły- szczególnie w kategorii najlepszego filmu nie stawiałam na "Argo", choć nie przeczę, że był to dobry film. Natomiast to, co mnie w tym roku niestety w ogóle nie zaskoczyło, to brak docenienia przez Amerykańską Akademię Filmową filmu z gatunku fantasy. Mam tu na myśli "Hobbita", który pomimo 3 nominacji w kategoriach najważniejszych dla swojego gatunku, nie dostał żadnej nagrody. Przypomina mi to sytuację z zeszłego roku, kiedy podobnie potraktowany został "Harry Potter i Insygnia Śmierci cz. II". Ale cóż, już chyba nikogo nie dziwi, że filmy fantasy nie należą do kręgu ulubieńców Oscarów...
    Bardzo podobało mi się natomiast to, że tegoroczna gala była hołdem oddanym kinu muzycznemu i mogliśmy podziwiać wiele wspaniałych wykonań. Szczególnie urzekły mnie dwa z nich: "bondowa" piosenka "Goldfinger" w wykonaniu Shirley Bessey ( jakim cudem ta staruszka wciąż tak dobrze wygląda i śpiewa?!) oraz występ aktorów z filmu "Les Miserables".



Ok, a teraz najważniejsze- kto przykuł moją uwagę na czerwonym dywanie? :)

 Bardzo podobała mi się suknia Salmy Hayek zaprojektowana przez Alexandra McQueena i naprawdę nie rozumiem, dlaczego kilka portali okryknęło ją jedną z najgorzej ubranych na dywanie...
 Nicole Kidman w kreacji L'Wren Scott. Moim zdaniem wyglądała prześlicznie, choć nie jestem pewna, czy zdjęcia to oddają.
 Halle Berry w sukni Versace. Na Złotych Globach pojawiła się w bardziej "szlonej" sukni, wczoraj postawiła na klasykę. Moim zdaniem w obu przypadkach wyglądała bardzo kobieco i przykuwała wzrok.
 Stacy Keibler, towarzyszka Georga Clooneya, w sukni Naeem Khan.
 Jakże się cieszę, że jedna z moich ulubionych aktorek, Sandra Bullock, nie zawiodła i wyglądała przepięknie i przeuroczo! W sukni Elie Saab.
 Zoe Saldana w sukni Alexis Mabille.
 To ciekawe, że podczas gdy młodsze koleżanki postanowiły pójść w klasykę, właśnie 75-letnia Jane Fonda postanowiła zaszaleć z kolorem :) Moim zdaniem bardzo trafnie! W sukni Versace.
 Suknia Diora, w której zaprezentowała się Jennifer Lawrence, nie urzekła mnie wcale, ale to właśnie ją internauci w głosowaniu podczas trwania relacji z czerwonego dywanu, uznali za najpiękniejszą suknię wieczoru.
Kristen Stewart. Nie o sukni chcę mówić, ale o tym... czy Wy też macie wrażenie, za każdym razem, kiedy ją widzicie, że jest pod wpływem jakichś środków albo kompletnie sobie wszystko olewa? Wczoraj byłam zniesmaczona jej zachowaniem na scenie, kiedy wraz z Danielem Radcliffem wręczała statuetkę...




















wszystkie powyższe zdjęcia pochodzą oczywiście z Internetu


Jeśli chcecie zobaczyć moje zeszłoroczne typy z gali rozdania Oscarów, oraz tegoroczne ze Złotych Globów, to zapraszam tutaj:
Złote Globy 2013
Oscary 2012

2/24/2013

Życie kulturalne Polonii, czyli Kabaret Jurki i Kabaret Neo-Nówka

Życie kulturalne Polonii, czyli Kabaret Jurki i Kabaret Neo-Nówka
   Wczoraj mieliśmy niesamowitą przyjemność wybrać się na występy kabaretów Jurki i Neo-Nówka. Bilety mieliśmy kupione już dobry miesiąc temu- i bardo dobrze, bo rozchodziły się jak ciepłe bułeczki! :)
   Kabarety występowały w naszym chicagowskim Centrum Kopernikowskim, o którym już nie raz wspominałam. Muszę przyznać, że dawno się tak nie uśmialiśmy, jak wczorajszego wieczora! Obie grupy stanęły na wysokości zadania i dały naprawdę dobry show! Podobało mi się również to, że zarówno kabaret Jurki, jak i Neo-Nówka, wiele skeczy zmodyfikowały pod warunki Chicago (wiem, że na ogół są drobne modyfikacje do miasta, w którym kabaret aktualnie występuje, ale mam wrażenie, że chicagowskich było wyjątkowo dużo!). Mogliśmy więc na przykład usłyszeć "jechałem po Cicero i mnie okradli" czy w skeczu "Niebo", kiedy św. Piotr daje różne obietnice Polakom zebranym pod bramą, że "Jackowo zostanie przeniesione na Michigan". :)
   Co też uważam na plus- nie było gwiazdorzenia, a zarówno w przerwie między występami, jak i po występach, oba kabarety wychodziły, aby dać autografy, porozmawiać i zrobić zdjęcia ze wszystkimi chętnymi. Dla tutejszej Polonii każde takie spotkanie z polską kulturą jest naprawdę ważne i wartościowe.
   Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy goście potrafili się odpowiednio zachować- po występach sala nie wyglądała najlepiej: wszędzie walały się puszki po piwie i puste kubki. Szkoda, bo w teatrze takich rzeczy tym bardziej nie przystoi robić...

   I zanim przejdę do zdjęć, jeszcze krótka informacja kullturalna dla Czytelników z Chicago i okolic- oto kilka najbliższych imprez, na które być może ktoś będzie chciał się wybrać:
- 9 marca- sztuka "Fredro dla dorosłych"
- 10 marca - sztuka "Ślub doskonały", w obsadzie m.in. Katarzyna Glinka, Paweł Małaszyński i Andrzej Nejman
- również 10 marca występuje Majka Jeżowska
-16 marca wsytąpi Monika Brodka
- 6 kwietnia zagra zespół Raz Dwa Trzy
- 20 kwietnia- występ Kabaretu Moralnego Niepokoju
- 4 maja zagra zespół Perfect
- pod koniec września wystąpią C. Pazura, A. Kryszak, P. Bałtroczyk i A. Andrus

Trochę się u nas dzieje, prawda?:)

A teraz kilka zdjęć z wczorajszego wieczoru:























2/20/2013

Amerykańskie akcenty 8

Amerykańskie akcenty 8
   Dziś zacznę nietypowo, bowiem od ogłoszeń, którymi, jeśli już jakieś zamieszczam, mam zwyczaj kończyć :)

Po pierwsze, chciałabym podziękować wszytskim, którzy przyczynili się do akcji WWF, o której pisałam w ostatnim poście. Kiedy zamieszczałam go półtora tygodnia temu, podpisów pod petycją było 270 tys., dziś jest już 418 tys! (petycję w dalszym ciągu można podpisać TUTAJ). Jednocześnie zachęcam do wpierania także innych akcji WWF, których jest naprawdę dużo i które są bardzo potrzebne.

Po drugie, chciałabym podziękować wszystkim, którzy oddali głos na Pamiętnik Emigrantki w konkursie International eXchange and eXperience blog competition. Dzięki Wam zajęłam 10. miejsce! :) Cały ranking można zobaczyć TUTAJ.

A teraz już czas na kolejną porcję amerykańskich akcentów!

 Zacznę od pewnej reklamy, którą widzę często na mieście, a która bardzo mi się podoba i wywołuje uśmiech. Prawda, że pomysłowa?:)



   Jakoś w połowie stycznia w Chicago uległy zmianie stawki za przejazdy komunikacją miejską. Jakież było moje zdziwienie, gdy na jednej ze stacji metra prawie w samym Downtown dostrzegłam nowe cenniki także po polsku!
   Ok, jesteśmy tu sporą mniejszością, ale już przywykłam do tego, że na ogół różnym urzędom i instytucjom informacje chce się tłumaczyć tylko na hiszpański....
   Inna sprawa, że jednak do tego tłumaczenia mogli się bardziej przyłożyć...

   Amerykanie bardzo lubią sport. Niekoniecznie uprawiać (co widać po wielu), ale na pewno oglądać i kibicować regionalnym drużynom. Bardzo popularne są więc różne sklepy ze sportowymi gadżetami, takimi kolekcjonerskimi. I tak oto można na przykład zaopatrzyć się w skarbonkę z logo ulubionej drużyny z Chicago i ... odkładać "kłodry" na kolejny mecz? :)

   

   A dla tych, którzy drużyn chicagowskich, a tym bardziej ich logo, nie kojarzą, mała ściąga: (od lewej):
Blackhawks- drużyna hokeja,
Bears- drużyna futbolu amerykańskiego,
Bulls- drużyna koszykówki (choć tej chyba akurat nikomu nie trzeba przedstawiać, wszyscy pamiętają Michaela Jordana, prawda?:))
Cubs- drużyna baseballowa
White Sox- również drużyna baseballowa


Kto by pomyślał, że doczekałam się już nawet własnego piwa? :P



 Pamiętacie post o widokach z wieżowców w Chicago? Wtedy, mimo że jesiennie, było jeszcze ciepło... Teraz niestety nadal męczymy się z zimą, choć mam nadzieję, że już niedługo... Zobaczcie, jakie zimowe widoki można podziwiać z 43 piętra :)



Nie tylko ja mam nadzieję na rychłą wiosnę- w sklepach powystawiane są już dekoracje wiosenne i akcesoria ogrodnicze. Na przykład takie oto urocze krasnale ogrodowe :)


I na koniec ciekawostka z Chicago- nie udało mi się jej jak do tej pory potwierdzić, ale jestem w stanie uwierzyć we wszystko, co wiąże się z prawem w USA! :D



To tyle na dzisiaj, jak się podobało? :D

2/11/2013

Słów kilka o słoniach

Słów kilka o słoniach
   Dziś post nie o życiu w Ameryce, ale o smutnych wydarzeniach w Afryce. Uprzedzam, że osobom o słabych nerwach może być ciężko czytać pewne fragmenty.

   Jak zapewne część Czytelników wie, jestem ogromną miłośniczką zwierząt. Kocham bezgranicznie praktycznie wszystkie i za każdym razem rozklejam się, kiedy widzę ich krzywdę. A kiedy tylko mogę, biorę udział we wszelkich akcjach organizowanych przez WWF, jak i inne organizacje broniące praw zwierząt. Dziś chciałbym poruszyć temat szczególnie mi bliski od jakiegoś czasu, a mianowicie ochronę słoni przed tymi zwyrodnialcami- kłusownikami.

   Od zawsze uważałam, że słonie to wyjątkowe stworzenia, ale od pewnego czasu jestem w tym przekonaniu jeszcze bardziej utwierdzona. Kilka lat temu obejrzałam odcinek programu Martyny Wojciechowskiej "Kobieta na krańcu świata", który był poświęcony afrykańskiemu sierocińcowi dla słoni. Jakiś czas później trafiłam w IMAX na film "Born to be wild", który również poruszał między innymi ten wątek. Oba tytuły bardzo polecam, a z pewnością znalazłoby się ich więcej. Fragment tego drugiego zamieszczam poniżej, żeby zrobić Wam większą ochotę na obejrzenie go w całości :)


   Słonie to bardzo mądre i inteligentne stworzenia. W dodatku mają rewelacyjną pamięć. Wyobraźcie sobie,  że we wspomnianym sierocińcu wydarzyła się kiedyś taka oto sytuacja. Do sierocińca trafiła młoda słoniczka. Dorastała dzięki pomocy ludzi, a następnie została przystosowana do życia na wolności. Radziła sobie na tyle dobrze, że wychowawcy przez długi czas nic o niej nie wiedzieli. Aż tu pewnego dnia zjawia się przed bramą nasza bohaterka, jako już mama, wraz ze swoim maleństwem, które wbiło sobie cierń w nóżkę! To mądre zwierzę nie tylko zapamiętało, gdzie jest sierociniec, ale także to, że może tam liczyć na pomoc.
   Chcecie się trochę pozachwycać? To obejrzyjcie proszę kilka zdjęć :)






   Urocze, prawda? To teraz posłuchajcie innej historii. O tym, jak pewne słoniątko spacerowało sobie z mamą po sawannie, gdy nagle napadła na nich grupa ludzi z nożami, karabinami czy czymś tam jeszcze, i na oczach maleństwa nie tylko zabiło matkę, ale wycięło jej większość pyska! Wyobrażacie sobie takie okrucieństwo?! Maleństwo pozostało przy życiu tylko dlatego, że nie jest nic warte dla tych potworów- nie ma jeszcze przecież ciosów. Kłusownicy odjechali, a dzieciątko nie wiedząc co robić, chodziło wokół mamy, zaczepiało ją nóżkami licząc, że może mama się poruszy i dalej pójdą razem przez sawannę... Przypomina Wam to scenę z "Króla Lwa?" Tylko że w przypadku słoni, taki dramat na sawannie jest na porządku dziennym. Nie wierzycie? Jeśli macie silne nerwy, spójrzcie sami:



      Na szczęście poza tymi potworami są też ludzie, którzy chcą pomóc słoniom, których przecież już i tak niewiele zostało. Przeczytajcie proszę krótki fragment ze strony WWF:


"W dniach 3-14 marca w Bangkoku odbędzie się konferencja stron Konwencji Waszyngtońskiej (Konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem). Na spotkaniu będą obecni przedstawiciele rządów 176 krajów. Właśnie wtedy organizacja ekologiczna WWF przekaże premierowi Tajlandii petycję, którą można podpisać już dziś. 

Skala kłusownictwa w Afryce osiągnęła najwyższy w historii poziom. Każdego roku giną dziesiątki tysięcy słoni, a ich cenne ciosy trafiają na rynek azjatycki. Większość kości trafia do Tajlandii i Chin, część także do Malezji, Filipin, Hongkongu i Wietnamu. W Tajlandii znajduje się największy nieuregulowany rynek kości słoniowej na świecie, a tajscy konsumenci napędzają popyt na produkty z niej wykonane. Wśród nabywców kości znajdują się również turyści spoza tego kraju.

Turyści często kupują produkty wykonane z kości słoniowej nieświadomi ich pochodzenia – dodaje Gołębiewska . - Część ludzi nadal uważa, że słonie gubią ciosy w naturalny sposób. Tymczasem słonie są zabijane w tym celu. Kłusownicy działają bezlitośnie, zabijając całe rodziny słoni oraz samice z młodymi.

Statystyki pokazują, że ilość nielegalnie pozyskiwanej kości słoniowej zaczęła wzrastać już w 2008 roku i w 2011 roku osiągnęła rekordowy poziom. W 2011 roku udaremniono aż 17 prób wywiezienia kości słoniowej z Afryki i skonfiskowano ponad 26 ton kości z rąk kłusowników. Całkowity zakaz handlu kością słoniową w Tajlandii pomoże ograniczyć skalę kłusownictwa w Afryce."


   Czasem proszę Was o głosy w blogowym konkursie, dziś chciałabym poprosić Was o coś znacznie ważniejszego- podpiszcie petycję, która może zmienić los afrykańskich słoni. Wiem, że często mówi się, że takie petycje nic nie dają, ale ja wierzę, że gdy ludzie się jednoczą w słusznym celu i pokazują swoją siłę, mogą zdziałać naprawdę wiele! 

Kliknij na obrazek poniżej, a zostaniesz przekierowany wprost na stronę z petycją!


Nie zastanawiajcie się też nad podlinkowaniem akcji WWF na swoich blogach, fejsbukach czy innych stronach- to nic nie kosztuje, a może uratować wiele żyć! Spieszcie się, mamy coraz mniej czasu!

2/11/2013

O sprawności aut w USA i w Polsce, czyli co mnie zdenerwowało od samego rana

O sprawności aut w USA i w Polsce, czyli co mnie zdenerwowało od samego rana
   To, że w Polsce nie jest łatwo żyć wiadomo nie od dziś. Ludzie cały czas wyjeżdżają za granicę, by mieć szanse na godziwy zarobek, a czasem nawet rozwój przy jakiejś lepszej pracy niż zmywak w Londynie czy sprzątanie w USA. Wszystko jest drogie, poczynając od jedzenia, przez odzież, na nieruchomościach kończąc. No i auta- mało kogo stać na porządne auto prosto z salonu, czy nawet jakiegoś "dwulatka". Do tego coroczne przeglądy samochodu i obawa, że policja złapie nas "do kontroli prewencyjnej" i akurat dopatrzy się lekko uszkodzonego zderzaka- bach! mandacik. Pamiętacie program "Drogówka"? Tam najlepiej były pokazane takie absurdy.


   Prawie od początku prowadzenia bloga zabieram się do posta o kondycji samochodów w USA. No i dziś temat został samoistnie wywołany- przeczytałam na TVN24, że w planach jest jeszcze większe zaostrzenie badań technicznych, aby wyeliminować "stare" pojazdy. I tu cytat z artykułu: "Ministerstwo Transportu chce, by sytuacja w Polsce była bliższa tej, która obecnie panuje w Skandynawii. Tam badań nie przechodzi ok. 25-30 proc. samochodów. Na Łotwie nawet 50 proc". No to ja się pytam- a kogo będzie stać, żeby kupić nowe/ nowsze auto? Już nie wspomnę nawet o tym, że najpierw mogliby zrobić porządne drogi, żeby te nowe, błyszczące auta miały po czym jeździć bez ryzyka złapania jakiejś usterki.
   W Polsce czepiają się każdej najmniejszej usterki, jakby to faktycznie miało wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Tutaj wyznaje się zasadę, że skoro auto jest w stanie się poruszać, to niech sobie jeździ. Po co ludziom utrudniać życie przeglądami? Nie ma czegoś takiego, jedynie raz na dwa lata jeździ się na test emisji spalin. I co? Jakoś ludzie żyją, nie ma lawiny wypadków spowodowanej niesprawnymi samochodami. Nie raz widziałam auta z przyklejonym kartonem zamiast drzwi, z lusterkiem doklejonym taśmą klejącą, czy lampą doczepioną drutem. O wgnieceniach i rysach nawet nie wspomnę. O autach na wpół zjedzonych przez rdzę również. Poniżej tylko jeden z naprawdę bardziej "lightowych" przykładów.


I co, można?
Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger