8/27/2012

Amerykańskie akcenty 5 + polski bonus :)

Amerykańskie akcenty 5 + polski bonus :)
   Dziś pora na kolejną, comiesięczną porcję niczym niepowiązanych zdjęć, czyli post z serii amerykańskich akcentów :)

To lato jest wyjątkowo upalne. Brakuje pana spacerującego z lodówką i wołającego "Lody, lody dla ochłody!" :) A jak już na lody- to tylko do Dunkin Donuts! Nie dość że mają ogromny wybór smaków i są naprawdę przepyszne (spory wybór jest także w wafelkach- są zarówno zwykłe, jak i zamoczone w czekoladzie z orzechami czy kolorowej posypce), to jeszcze są ogromne i w całkiem przyzwoitej cenie. Trudno uwierzyć, ale zjedzenie dwóch gałek jest nie lada wyzwaniem!

Tak na marginesie, tutaj też można spotkać coś jak nasze Family Frost- auta rozwożące lody i drażniące uszy swoją "firmową" muzyczką.

   "Złota myśl' znaleziona w amerykańskiej gazecie dla kobiet- "First". Ot, tak na pocieszenie dla tych Czytelniczek, które narzekają na cellulit :P















Pisałam kiedyś, że w USA jest wszystko dużo wcześniej... w szczególności z dużym wyprzedzeniem pojawiają się w sklepach dekoracje na różne okazje i święta. I tak oto w sklepie Michaels (sklep z produktami do szeroko rozumianego rękodzieła) można znaleźć już produkty na Halloween... i to od razu w promocyjnych cenach! :D


   Nie tylko na Halloween można znaleźć dekoracje, ale także na... Boże Narodzenie! Może i ma to jakiś sens- w końcu takie dekoracje trzeba jeszcze wykonać, a to zajmuje trochę czasu. Inna sprawa, że także w sklepach, w których sprzedawane są gotowe już dekoracje, które wystarczy jedynie gdzieś postawić czy zwiesić, także już pojawiają się świąteczne produkty!

I jeszcze jedno zdjęcie z Michaels'a. Po przyjeździe do USA byłam w szoku, jak widoczna jest tutaj kampania walki z rakiem piersi. Bardzo często organizowane są marsze, a w sklepach pełno jest produktów z różową wstążeczką. Można śmiało stwierdzić, że świadomość zagrożenia rakiem piersi jak i walka z nim jest tutaj w modzie. I bardzo dobrze.








A na koniec, jak zapowiedziałam w tytule posta, drobny polski akcent. Przyszła w końcu długo oczekiwana paczka od rodziny z Polski. Co mnie najbardziej ucieszyło? Jeden ze smaków dzieciństwa przywołujący mnóstwo pozytywnych wspomnień- zapach polskiego lata, wakacje spędzane na wsi, w ciszy, z dala od miejskiego zgiełku, blisko przyrody.... ODPUSTOWE CUKROWE LIZAKI!!!! Jak ktoś nie wie o czym mówię, to szczerze współczuję :P



8/26/2012

Trochę prywaty i Chicago by night

Trochę prywaty i Chicago by night
   Zanim przejdę do rzeczy, pozwolę sobie na trochę prywaty i krótkiej relacji z tego, co u mnie, coby wytłumaczyć trochę swoją nieco dłuższą niż zwykle nieobecność na blogu. Po pierwsze, pochłaniają mnie weselne przygotowania, a logistyczne dylematy typu jak usadzić gości na przyjęciu całkowicie niwelują mi kreatywne myślenie jakże potrzebne przy wymyślaniu tematów na bloga. Po drugie, przyjechali do nas pierwsi goście z Polski, co już całkiem powinno być moim wytłumaczeniem :) Na szczęście, są oni pierwszy raz w USA, toteż ich zdziwienie tym krajem jest o wiele większe niż moje, dzięki czemu mogę skorzystać z ich zdjęć tego, co ich urzekło czy zaskoczyło. Dlatego też część zdjęć do najbliższych postów będzie z pewnością pochodziła od nich :)
   Poza tym chciałabym podzielić się wieścią, że minął rok, odkąd przyleciałam do Stanów na stałe. Co ciekawe, ten kraj cały czas mnie zaskakuje i myślę, że szybko się to nie skończy. Całe szczęście, bo bez tego ten blog nie miałby racji bytu :P Co udało mi się osiągnąć przez ten czas? Podciągnęłam się trochę z angielskim, choć do perfekcji jeszcze daleko, poznałam kilkoro wartościowych ludzi, nawiązałam współpracę z polonijnym magazynem oraz dwiema kancelariami, ale co najważniejsze dla mojej egzystencji- nauczyłam się poruszać po tym ogromnym mieście!:D Może wydawać się to śmieszne, ale na początku naprawdę przerażała mnie tutejsza komunikacja miejska, która zdecydowanie różni się od polskiej, a poza tym jest o wiele bardziej rozbudowana niż ta, do której przywykłam w moim rodzinnym Szczecinie. O tym, co może być uznane za porażkę pisać nie będę, bo smutów na tym blogu ma nie być.
   Ok, tyle tytułem przydługawego trochę wstępu. A teraz kilka zdjęć z downtown, które odwiedziliśmy z naszymi przyjaciółmi z Polski i stąd w zeszły weekend.

 Chicagowski amfiteatr. Latem ma tu miejsce dużo imprez. Na przykład w weekendy odbywają się tutaj darmowe koncerty operowe/ muzyki poważnej, co widać na zdjęciu. Bardzo lubię panujący tam wtedy klimat. Ludzie przychodzą z kocami, rozkładają się na trawie i popijając wino czy inne alkohole słuchają muzyki i konwersują. Naprawdę fajna sprawa.

 Fontanna Buckingham podczas wieczornego pokazu świateł. Uwielbiam to!


8/16/2012

Word up!

Word up!
zdjęcie pochodzi z gazety RedEye (15.08.2012)
   Kolegium Słownika Merriam-Webster's postanowiło dodać nowe słowa do amerykańskiego słownika, coby zaktualizować go trochę o pojęcia używane niekiedy już od wielu lat, a cały czas niemające oficjalnego objaśnienia. Niektóre z nich to nowe twory językowe, inne to jedynie nowe znaczenia  dodane do istniejących już wcześniej słów. Jak twierdzi Peter Sokolowski, redaktor słownika,  (hehe, nawet tu mamy swoje polskie wtyki :P), słowa te pokazują, jak kreatywne potrafią być anglojęzyczne osoby przy opisywaniu otaczającego ich świata. I cóż, trudno się nie zgodzić z tą opinią. Oto przykłady niektórych nowości w edycji słownika 2012:
* F-bomb- ładne, akceptowane społecznie określenie na f*ck,
* earworm- dźwięk lub piosenka, która uparcie chodzi nam po głownie,
* bucket list- lista rzeczy, które ktoś chce zrobić przed śmiercią (był chyba kiedyś film o takim tytule),
* AHA moment- moment nagłego "olśnienia".
   
   Po więcej słownikowych nowinek odsyłam na oficjalną stronę słownika. Można tu nie tylko zapoznać się ze znaczeniami nowo dodanych słów, ale także zobaczyć, od kiedy są w użyciu. A osobom zainteresowanym poszerzeniem swojej językowej wiedzy polecam dogłębniejszą penetrację powyższej strony, ponieważ można tam znaleźć kilka ciekawych gier i quizów językowych sprawdzających wiedzę lub uczących nowych, bardziej wyszukanych słów (mój ulubiony quiz to "Name that thing" :)).

8/11/2012

Amerykańskie smaki- sałatka brokułowa z bekonem

Amerykańskie smaki- sałatka brokułowa z bekonem
   Gust kulinarny przeciętnego Amerykanina zdecydowanie różni się od tego, który króluje w Polsce. Wszechobecny jest bekon, szpinakiem nikt nie gardzi, żurawina jest na każdym kroku, a ser pleśniowy jest o wiele bardziej popularny.

   Owszem, nie jest to blog kulinarny, ale jako że kuchnia jest nieodłącznym elementem każdej kultury to pomyślałam sobie, że może byłoby dobrze co jakiś czas podsuwać Czytelnikom proste przepisy przybliżające nieco amerykańskie smaki :) Kładę akcent na PROSTE przepisy, gdyż mistrzynią gotowania nie jestem i staram się nie komplikować sobie życia, toteż każdy powinien się z nimi bez problemu uporać. Cykl zacznę od bekonu, który od zawsze kojarzył mi się ze Stanami Zjednoczonymi..

źródło: http://pointsandfigures.com/

źródło: http://theoatmeal.com/

   Dziś przepis, który podpatrzyłam w amerykańskim domu- na sałatkę brokułową z bekonem. Muszę przyznać, że jak dla mnie jest ona trochę ciężkostrawna, ale smakuje pysznie i na pewno warto spróbować, bo jest dosyć nietypowa:)

Oto czego potrzebujemy:
- brokuły (ok. 2 główki)
- czerwona cebula
- pół szklanki rodzynek
- 10-12 plasterków wędzonego bekonu
na sos:
- szklanka majonezu
- 2 łyżki octu balsamicznego
- 2 łyżeczki cukru

Przygotowanie:
1. Bekon kładziemy na wyłożonej folią aluminiową blasze, pieczemy w 180 st. Celsjusza przez ok. 10-15 min (w zależności od grubości plastrów i tego czy wolimy bekon chrupiący czy miękki). Studzimy i kruszymy go na kawałki.
2. Cebulę kroimy. Ja preferuję pokrojoną drobno, ale równie dobrze można pokroić w krążki.
3. Brokuły gotujemy w lekko osolonej wodzie i pilnujemy, żeby za bardzo nie rozmiękły. Następnie dzielimy na różyczki.
4. Rodzynki zalewamy wrzątkiem, odstawiamy na 5 min i odcedzamy.
5. Mieszamy razem wszystkie składniki. Łączymy także składniki sosu, a następnie sos dodajemy do sałatki. Mieszamy i odstawiamy do lodówki, najlepiej na noc.



Enjoy!


8/01/2012

Z cyklu wiedza (prawie) bezużyteczna: Jak pościelić łóżko po amerykańsku?

Z cyklu wiedza (prawie) bezużyteczna: Jak pościelić łóżko po amerykańsku?
   Na kulturę i specyfikę danego kraju składają się nie tylko sztuka, kuchnia czy przepisy prawne, ale także drobiazgi życia codziennego, ot, chociażby takie jak sposób ścielenia łózka :) Jeżeli dla kogoś problemem jest równe ułożenie prześcieradła, a na nim kołdry i poduszek... to życie w USA byłoby dla niego koszmarem!

   W skrócie, oto jak pościelić łóżko po amerykańsku:
1. Jeżeli da radę, to na materac zakładamy falbankę.
2. Zakładamy na materac prześcieradło na gumce.
3. Rozścielamy na lewej stronie "zwykłe" prześcieradło. Od "strony nóg" zakładamy nadmiar prześcieradła pod materac. Oczywiście tak, żeby wyglądało to estetycznie.
4. Na prześcieradło kładziemy kocyk lub cienką kołderkę. Od "strony głowy" zakładamy prześcieradło wraz z kocykiem/ kołderką, a boki wkładamy pod materac. Jeżeli mamy grubą kołdrę, to zakładamy jednynie prześcieradło, a kołdrę kładziemy na wierzch. Warto tutaj dodać, że w USA bardzo popularne są kołdry bezposzewkowe, które normalnie pierze się w pralce.
5. Na kołdrę możemy założyć ozdobną narzutę.
6. Na wierzchu ustawiamy poduszki (tak tak, ustawiamy, nie kładziemy!). Najpierw te zwykłe, służące do spania, a następnie ozdobne. Oczywiście musi być estetycznie :)
7. Ewentualnie w nogach można można jeszcze położyć złożony kocyk.

   I tak oto, po przejściu całej procedury i stracie kilku cennych minut (bądź kilkunastu przy braku wprawy) możemy pochwalić się odpowiednio pościelonym łóżkiem.

   Dla jasności, po przejściu tych etapów łóżko powinno wyglądać mniej więcej tak (wszystkie zdjęcia pochodzą z Internetu, ale zapomniałam pospisywać źródeł):

 Na tym zdjęciu, dzięki odchylonej kołdrze, doskonale prezentuje się założone wraz kołderką prześcieradło :)



   Dla tych, którzy jeszcze bardziej chcieliby utrwalić wiedzę w dziedzinie ścielenia łóżek, polecam filmik:




   Oczywiście nie wierzę, że wszystkim Amerykanom chce się bawić w takie mało istotne rzeczy, ale z pewnością jest to styl wiodący. Sprzyja temu także asortyment w sklepach. Muszę przyznać, że gdy przyjechałam pierwszy raz do USA i zobaczyłam w sklepach "zestawy łóżkowe", byłam bardzo zdezorientowana. Bo jak niby się czuć, widząc coś takiego?! Po co komu tyle prześcieradeł? Teraz wszystko wydaje się być bardziej zrozumiałe, choć niekoniecznie sensowniejsze....

   
      I jak, czujecie teraz, że bliżej Wam do Perfekcyjnej Pani Domu / Perfekcyjnego Pana Domu? :)


p.s. Ciekawa jestem, jak wygląda ścielenie łóżek w innych krajach... Może ktoś z emigracyjnych Czytelników doda coś w tym temacie?;>
p.p.s. A może i w Polsce ktoś ścieli łóżko w ten sposób? Ja się z tym nie spotkałam!
Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger