11/18/2015

9 ciekawostek o sezonie bożonarodzeniowym w USA

9 ciekawostek o sezonie bożonarodzeniowym w USA
     W radiu rozbrzmiewa radosne "All I want for Christmas", w centrach handlowych pojawiły się ogromne, gustowne choinki, podążające za najnowszymi trendami dekoratorskimi, na fejsbuku znajomi prześcigają się, komu pierwszemu uda się zamieścić "Last Christmas", a w programie telewizyjnym śmiało już można zacząć wypatrywać przygód dzielnego Kevina. To znak, że Boże Narodzenie tuż za rogiem. Nieważne, że jeszcze grubo ponad miesiąc, trzeba przecież zbudować odpowiedni klimat, aby ludziom chciało się kupować.
      A zastanawialiście się, jak wyglądają przygotowania do Świąt w USA? Oto 9 ciekawostek, które mam nadzieję pozwolą Wam zbliżyć się nieco do amerykańskiego klimatu.

1.  

Przede wszystkim, grudniowe święta w USA są bardzo komercyjne i wcale niekoniecznie... chrześcijańskie. W Ameryce wszystkie religie są sobie równe i żeby nikogo nie dyskryminować, najczęściej życzy się po prostu "Happy Holidays". Koniec grudnia to po prostu czas dla rodziny, kolorowych choinek i przezentów od grubasa w czerwonym płaszczu. Dekoracje przedstawiające Jezusa w stajence są raczej zarezerwowane dla bardzo chrześcijańskich domów czy wręcz kościołów, a wszyscy pozostali puszczają wodze fantazji i dekorują domy tak, jak tylko im się podoba, o czym przeczytacie już za chwilę. Chcę tu tylko uprzedzić, że miłośnicy tradycji i konserwatywni katolicy mogą poczuć się nieco rozczarowani czy zniesmaczeni czytając kolejne ameykanskie ciekawostki. Ale cóż, to jest Ameryka, styk wielu kultur, i ludzie dbają, aby każdy znalazł coś dla siebie. Takie na przykład "szopki" znaleźliśmy w Smoky Mountains :)



2.

Jeśli uważacie, że budowanie klimatu świątecznego od listopada to zdecydowana przesada, to co powiecie na to, że w USA dekoracje bożonarodzeniowe w sklepach zaczynają się pojawiać już na przełomie sierpnia i września? I co więcej, bardzo często są one od razu na przecenie? O ile pod koniec lata dekoracje świąteczne dopiero wkradają się do sklepów (choć od razu są dosyć krzykliwe), o tyle z początkiem listopada, jak tylko z półek znikną produkty halloweenowe, następuje prawdziwe zatrzęsienie. Słodycze, choinki, najróżniejsze dekoracje, świąteczne kubki, ręczniki, pokrywy na sedes i co tylko dusza zapragnie.

zdjęcia zrobione na początku września w Cracker Barrel

     Nie zapomnę, jak spędzałam swoje pierwsze lato w Ameryce i byłam w wielkim szoku widząc te wszystkie cudeńka. Klimat świąt dopadł mnie bardzo szybko, już byłam gotowa zasiadać do spróbowania dwunastu potraw, jednak niestety, zanim przyszedł grudzień, byłam tymi wszystkimi kolędami i dekoracjami tak znudzona, że czułam, jakbym przeżywała kolejne święta w tym samym roku... tylko już jakieś takie mało nastrojowe.


3. 

Wczesne dekoracje sklepowe we wrześniu to jeszcze nic. W wielu amerykańskich miasteczkach, szczególnie tych typowo turystycznych, z powodzeniem prosperują całoroczne sklepy bożonarodzeniowe. Bo wiecie, a nuż znudzony/zmęczony turysta zechce odsapnąć w rytm "Rudolph the red nosed reindeer" czy "Frosty the Snowman", a przy okazji zaopatrzyć się w bombkę przedstawiającą kolorową papugę z podpisem "Key West" albo uroczego niedźwiadka trzymającego tabliczkę "Smoky Mountains". Co tu dużo mówić, sama lubię zbierać bombki z miejsc, które odwiedzam. Liczę, że na starość, grzejąc kości przy kominku i rozkoszując się zapachem choinki, miło będzie wspominać te wszystkie piękne miejsca, które dane mi było zobaczyć :)

Zdjęcia z Internetu. Moje bombki jeszcze głęboko w kartonach ;)


 4. 

Jeśli chodzi o dekoracje świąteczne to Ameryka jest w ogóle bardzo pomysłowa i zawsze na czasie. Wiadomo, klient musi dostać wszystko, zanim jeszcze pomyśli, że tego potrzebuje. I tak oto w tym roku na przykład na sklepowych półkach królują najróżniejsze artykuły inspirowane Star Wars. Premiera filmu jest wielkim wydarzeniem, więc na pewno święta niejednej rodziny upłyną pod jej znakiem. Oto jakie cudowności można znaleźć w sklepach:



5.

 O świąteczny klimat dbają w Ameryce nie tylko sklepy, ale także stacje radiowe. I nie mówię tu o subtelnym dorzuceniu "White Christmas" czy "Driving home for Christmas" do playlisty, ale o sezonowych stacjach radiowych serwujących jedynie piosenki świąteczne. Fajny pomysł, o ile nie zacznie się ich słuchać już na początku listopada ;) W każdym razie, kiedy jedziesz autem i skacząc po stacjach radiowych trafisz na tę świąteczną, to wiedz, że coś się dzieje- sezon bożonarodzeniowy w pełni.


6.

 Dobrym miejscem na poczucie świątecznego klimatu, przynajmniej w Chicago, jest też wizyta na corocznym jarmarku bożonarodzeniowym, wzorowanym na tak znanych jarmarkach niemieckich. W tym roku w Wietrznym Mieście odbywać się będzie już 20. edycja tego wydarzenia, więc zdecydowanie można stwierdzić, że ta europejska tradycja przypadła Amerykanom do gustu. A co można robić na takim jarmarku? Zaopatrzyć się w piękne, szklane bombki z Europy, posłuchać kolęd, zrobić zdjęcie z PRAWDZIWYM Mikołajem, napić się grzanego wina w uroczym kubku (co roku w innym!), a także zjeść austriackiego sznycla, niemieckiego hamburgera czy francuskiego naleśnika. Christkindlmarket rusza już w najbliższy weekend i potrwa do Bożego Narodzenia- kto ma okazję odwiedzić, polecam!

fot.
(więcej o kiermaszu pisałam m.in. TUTAJ)


 7. 

Poza świątecznym jarmarkiem, w Chicago jest jeszcze jedno dość duże świąteczne wydarzenie, moim zdaniem warte uwagi, bo bardzo amerykańskie- świąteczna parada Magnificent Mile Lights Festival. Parada odbywa się wzdłuż ulicy Michigan i połączona jest z uroczystym zapaleniem światełek świątecznych na miejskich drzewach. Miałam okazję w niej uczestniczyć kilka lat temu i zdecydowanie polecam- a TUTAJ możecie poczytać wiecej o tym wydarzeniu, jak i obejrzeć zdjęcia i filmy z przebiegu parady. A kto jest akurat w Chicago, może sam przekonać się, jak wygląda parada- Lights Festival już w tę sobotę!



 8.

 Oczywiście, do Świąt trzeba odpowiednio przygotować także dzieci. A przynajmniej podstępem sprawić, by choćby przez miesiąc były grzeczniejsze niż zazwyczaj. W Polsce po prostu mówiło się, że trzeba być grzecznym, bo Mikołaj wszystko widzi i przyniesie rózgę zamiast prezentu. W Ameryce dzieciom daje się skrzata- obrzydliwą moim zdaniem maskotkę obrazującą Elfa z książeczki "Elf on the Shelf". Zadaniem owego Elfa jest obserwowanie dziecka w ciągu dnia i donoszenie informacji Mikołajowi w nocy. Rano Elf wraca do dziecka i chowa się w innym miejscu, zależnie od porannej fantazji rodziców- nad kominkiem, na szafce, w gałęziach choinki, w pudełku po klockach. Nie wiem, być może nie jestem na bieżąco, ale w tym roku po raz pierwszy zauważyłam w sklepach akcesoria dla owych elfów, jak i elfami inspirowane- skoro jest popyt, to musi być i podaż. Skoro elfy się przyjęły, to trzeba iść za ciosem :)


A jak widać na załączonym obrazku, nie tylko dzieci bawią się z elfami ;)



9. 

Czasem ludzie ewidentnie nie dają rady emocjonalnie z sezonem świątecznym i pojawiają się małe aferki, jak ta z zeszłego tygodnia- z kubkiem Starbuks'a w roli głównej. Jeśli komuś umknęła ta informacja, to rozchodzi się o ten kubek:


Kubek jak kubek, Starbucks postanowił w tym roku postawić na minimalizm i ograniczyć się jedynie do bożonarodzeniowej kolorystyki. Jednak część amerykańskich katolików oburzyła się, że... nie ma na nim żadnych świątecznych symboli, że powinien być choćby jakiś bałwan, śniezynka, renifer, bombka, cokolwiek! To moim zdaniem też dobitnie pokazuje, jak zlaicyzowane jest Boże Narodzenie w USA. Ba, słyszałam nawet głosy, że Starbukcs powinien zaopatrzyć się w kilka różnych wersji kubka do wyboru- w zależności od wyznania klienta. Ot, takie małe problemy wielkiego świata.

Dla porównania, oto Starbukcsowe kubki z kilku poprzednich lat:





     I to tyle jeśli chodzi o sezon bożonarodzeniowy w wersji amerykańskiej. Mamy połowę listopada, w Stanach oznacza to już wszechobecne piosenki świąteczne, wysyp dekoracji i masę przecen w sklepach. Od apogeum przygotowań dzieli Amerykanów już tylko jeden krok- Święto Dziękczynienia, które obchodzone będzie w przyszły czwartek. A jak jest u Was? Kiedy zaczyna się u Was świąteczne szaleństwo? I przede wszystkim- udało mi się czymś Was dzisiaj zaskoczyć? :)





11/12/2015

Chi-raq

Chi-raq
     Przeszło rok temu na blogu pojawił się post o przestępczości w Chicago. Pisałam wtedy między innymi o wysokiej liczbie przestępstw w mieście, niebezpiecznych dzielnicach i interesujących statystykach, z których wynikało między innymi, że poziom przestępczości w Chicago stopniowo się zmniejsza. Niestety, nie oznacza to jednak, że Chicago staje się miastem w pełni bezpiecznym. Poza typowymi przypadkami złamania prawa, jak choćby kradzieże, napaści czy włamania, Wietrzne Miasto boryka się z jeszcze jednym, bardzo poważnym i tragicznym w skutkach problemem- gangami. Wprawdzie era najbardziej znanego chicagowskiego gangstera, Al'a Capone, dawno minęła, ale jak widać problem gangsterskich biznesów i morderczych potyczek pozostał żywy, a wręcz zaryzykuję stwierdzenie, że rośnie w siłę. Poziom przestępczości w Chicago, a przynajmniej w południowych dzielnicach, jest tak zatrważający, że kilka lat temu miasto zyskało nowy, dla wielu kontrowersyjny, przydomek: Chi-raq (utworzony od słów "Chicago" i "Irak).


     Chicago jest bardzo specyficznym miastem. Nie ma tutaj dnia, żeby nie doszło do zabójstwa. Mam wrażenie, że przez tak wysoką liczbę przestępstw, Chicagowianie się juz nieco znieczulili. No bo ileż razy można przeżywać kolejną ofiarę miejskiej przestępczości? Ile razy można zastanawiać się dlaczego ktoś posunął się do takiego czynu i co teraz musi przeżywać rodzina ofiary? Jednak nieco ponad tydzień temu doszło w Chicago do wydarzenia, które wstrząsneło całym miastem i na nowo otowrzyło dyskusję o potrzebie walki z gangami. 
      2 listopada popołudniu, dziewięcioletni Tyshawn Lee wracał do domu, kiedy został zwabiony do bocznej ulicy i postrzelony w głowę. Chłopiec zmarł na miejscu, a cała zbrodnia była wynikiem gangsterskich porachunków i walki o wpływy.

Tyshawn Lee, ofiara gangsterskich porachunków (fot.)

      Problem chicagowskich gangów jest raczej powszechnie znany w Stanach Zjednoczonych, ale wkrótce będzie miała okazję o nim usłyszeć szersza publiczność, bowiem 4 grudnia do kin wchodzi najnowsza produkcja Spike Lee pod tytułem "Chi-raq" właśnie. W filmie zagrali między innymi John Cusack, Samuel L. Jackson, Wesley Snipes i Jennifer Hudson. 

Raptem dzień po śmierci Tyshawna, w Internecie pojawił się zwiastun owego filmu:



    Akcja filmu dzieje się głównie w Englewood, jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Chicago. Żeby zobrazować Wam nieco, jak wygląda sytuacja w Englewood, podam kilka statystyk. W październiku zgłoszonych zostało tam 68 przestępstw z użyciem przemocy (głównie rozboje i pobicia), 103 naruszeń własności (głównie kradzieże i włamania) oraz 108 przestępstw klasyfikowanych jako "quality-of-life crimes" (głównie handel narkotykami). Łącznie- 279 zgłoszonych przestępstw. I przypomnę tylko, że są jeszcze gorsze dzielnice niż Englewood. Dla porównania, w jednej z bezpieczniejszych dzielnic Chicago, Edison Park, w październiku zgłoszono jedynie 6 drobnych przestępstw.



Jeśli macie zamiar odwiedzić Chicago i zastanawiacie się, gdzie lepiej zachować ostrożność, to radzę mieć się na baczności w południowych dzielnicach- na mapie zaznaczone kolorem błękitnym, żółtym, brązowym i jasnoróżowym. 

Porównywane chwilę temu dzielnice znajdziecie na mapie pod numerami 9 (Edison Park) i 68 (Englewood).


      








(Reżyser, Spike Lee, pojawił się dzisiaj w śniadaniowym programie Windy City Live, gdzie opowiadał o swoim filmie. Jeśli macie ochotę obejrzeć wywiad, możecie go zobaczyć TUTAJ).
 

     Jak widzicie, problem przestępczości w Chicago jest wciąż bardzo żywy. Szczerze mówiąc po obejrzeniu zwiastunu mam mieszane uczucia co do filmu "Chi-raq", ale jeśli przyłoży on chociaż cegiełkę do poprawy bezpieczeństwa w mieście, to zdecydowanie dobrze, że powstał. Ale poczekajmy do premiery (4 grudnia) i wtedy będziemy rozmawiać dalej.



11/01/2015

Październikowe migawki

Październikowe migawki
    Muszę przyznać, że tegoroczny październik był wyjątkowo przyjemny: pomijając kilka deszczowych dni, pogoda zdecydowanie zachęcała do spacerów , a słoneczne dni dodawały energii. Dzięki temu udało mi się nie zapaść w sen zimowy i zebrać dla Was trochę chicagowskich migawek. Zapraszam!

       Nie wiem dlaczego, ale w ostatnim czasie dość sporo czytelników trafia tutaj poprzez wyszukiwanie w Internecie bombek Disneya. Skoro o nie pytacie, to proszę bardzo, oto próbka Disneyowskich ozdób choinkowych:


    Być może pamiętacie, że już na początku września pisałam o pojawieniu się w sklepach ozdób bożonarodzeniowych. Z każdym tygodniem jest ich coraz więcej, a teraz, już po Halloween, będzie ich prawdziwe zatrzęsienie.


Oczywiście, sezon bożonarodzeniowy to nie tylko ozdoby choinkowe, ale także dwa motywy iście amerykańskie: brzydkie swetry i Elf on the Shelf.




Żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, amerykańskie sklepy oferują także dekoracje na... Hanukhę!


Jeśli wciąż zastanawiacie się, kiedy właściwie w USA zaczyna się sezon bożonarodzeniowy, zapraszam do lektury TEGO posta ;)


     Nie dajcie się jednak zmylić- wprawdzie w październiku sklepy pełne są już świątecznych dekoracji, ale nie zmienia to faktu, że mimo wszystko jest to miesiąc zdominowany przez dwa inne słowa: DYNIA i HALLOWEEN.


      W piątek, czyli dzień przed Halloween, musiałam wybrać się do centrum handlowego. A tam szaleństwo! Tłumy dzieci poprzebierane w najróżniejsze kolorowe kostiumy, zbierające cukierki, poddające się halloweenowemu makijażowi i robiące straszne zdjęcia. Tłok niesamowity, ale jakże wesoły! (więcej zdjęć TUTAJ)


A jeśli jakiś sklep nie miał ochoty uczestniczyć w zabawie, wystarczyło wywiesić taką oto informację:


I jeszcze jedna halloweenowa grafika, która nie wiem czy jest bardziej śmieszna, czy straszna:



    A jak ja spędziłam Halloweenowy wieczór? Najlepiej! :) Wybrałam się na koncert moich ukochanych Strachów na Lachy, Koncert był świetny, rewelacyjnie było być w pierwszym rzędzie i pomimo kilku incydentów spowodowanych przez zdecydowanie za bardzo upojonych... hmm... fanów, wieczór uważam za bardzo udany. Właściwie to nie mogło być lepiej, bo udało mi się także dostać za kulisy, gdzie spokojnie można było zamienić kilka zdać z muzykami i zrobić pamiątkowe zdjęcia :)



Październik to także 2 inne, dużo mniejsze święta w USA: Dzień Kolumba, czyli bardzo kontrowersyjne święto, a także przesympatyczny, choć bardzo lokalny Sweetest Day.


A co jeszcze działo się w październiku?

* Szkoła po raz kolejny przypomniała mi, że październik to miesiąc polskiego dziedzictwa:


* Korzystając z ładnej pogody, kilkukrotnie odpuściłam przejażdżki autobusem po downtown na rzecz spacerów. Jesień w tym roku jest naprawdę piękna!


Urzekły mnie także witryny Burberry:


* Polski, wszędzie polski!

A co działo się rok temu? Zeszłoroczne październikowe migawki możecie zobaczyć TUTAJ .

I na sam koniec- zapraszam Was do zabawy i rozwiązania amerykańskiego testu. Zobaczcie, ile stanów uda Wam się rozpoznać tylko na podstawie jednego zdjęcia!     




Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger