4/29/2016

Paulina poleca: chicagowskie Instagramy

Paulina poleca: chicagowskie Instagramy
       Przyznaję, długo przekonywałam się do założenia konta na Instagramie. W końcu się jednak zdecydowałam i mimo że ta aplikacja nie pochłonęła mnie całkowicie, to na pewno nie żaluję- Instagram to centrum pięknych zdjęć i wielu inspiracji! Dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi dziesięcioma ulubionymi kontami, które rewelacyjnie obrazują krajobrazy i życie w Chicago. Myślę, że po obejrzeniu zdjęć, nawet osoby sceptycznie nastawione do Wietrznego Miasta, będą musiały docenić jego urok ;) A teraz już, bez zbędnego gadania, zapraszam Was do lektury mojego zestawienia.

(jeśli nie masz konta na Instagramie, w dalszym ciągu możesz oglądać zdjęcia w swojej przeglądarce- kliknij w udostępnione przeze mnie linki)




Zestawienie zaczynam  od prezentacji naszej rodaczki, która przyjechała do Chicago prosto z Zakopanego. Góralka zawsze zachwyca mnie swoimi niebanalnymi pomysłami na zdjęcia i jakimś takim pozytywnym klimatem.


Równie interesujący, choć utrzymany w zupełnie innym klimacie jest profil Tatyany z Tat-ventures. Uwielbiam jej zdjęcia na wysokościach!



Jeśli lubicie typowo miejskie obrazki, to spodoba się Wam profil City of Magic. Swoją drogą uważam, że jest to bardzo trafiona nazwa- obejrzyjcie choć kilka zdjęć, a zdecydowanie poczujecie magię Chicago!



Another Chicago to profil bardzo specyficzny. Scharakteryzowałabym go jako impresję na temat Chicago. Jeśli lubicie kreatywność, to może się Wam spodobać!



Przepiękne, estetyczne zdjęcia i przy okazji rekomendacje dobrego jedzenia w Wietrznym Mieście. Ostrzegam! Nie zaglądajcie tam z pustym żołądkiem!



Zdjęcia potrafią rewelacyjnie uchwycić chwilę, ale co jeśli chcemy pokazać ruch, zmianę? Miłośnicy Chicago poradzili sobie i z tym wyzwaniem- tworząc profil prezentujący zbiór filmów poklatkowych. Niektóre naprawdę robią wrażenie! Spójrzcie na przykład, jak Chicago wita nowy dzień.



Insta_Chicago to chyba najbardziej znany i najliczniej obserwowany instagramowy profil o Chicago. I nie ma się co dziwić!



 Ze wszystkich "większych" kont chicagowskich Art of Chi jest chyba moim ulubionym. Administratorzy robią naprawdę świetną robotę przeszukując otchłanie Instagrama i wyszukując takie perełki!



Choose Chicago, czyli trzeci z "wielkiej trójki" popularnych chicagowskich kont, jest moim zdaniem najbardziej nastawiony na turystów. Jeśli macie jakieś wyobrażenia o Stanach czy Chicago, to na tym profilu pewnie wiele z nich potwierdzicie :)



I na sam już koniec, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji poznać- zapraszam Was na mojego Instagrama. Do tych największych daleko, ale dajcie mi trochę czasu ;)



*************

Dzisiejszy post  jest początkiem nowego blogowego cyklu "Paulina poleca". Często pytacie mnie o moje ulubione "coś", więc mam nadzieję, że ta seria przypadnie Wam do gustu. A ja będę miała okazję jeszcze lepiej pokazać Wam, jak Chicago i Stany wyglądają oglądane moimi oczami ;)

4/18/2016

Moje podróżnicze marzenia- świat

Moje podróżnicze marzenia- świat
     W ostatnim poście podzieliłam się z Wami moimi podróżniczymi marzeniami dotyczącymi Stanów Zjednoczonych. Bardzo się cieszę, że tak żywo na niego zareagowaliście! Super było poczytać o Waszych marzeniach oraz zdobyć tak wiele inspiracji. Aż nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, do czego natchnie Was dzisiejszy post! Bo dziś, zgodnie z obietnicą, podzielę się z Wami kolejną porcją moich podróżniczych marzeń- tym razem już bardzo światowych. Zawędrujemy na prawie wszystkie kontynenty! Gotowi? To startujemy!

fot.

1. Podziwiać dziką przyrodę i nurkować z rekinami w RPA.

     Wprawdzie moje marzenia pokazuję Wam w przypadkowej kolejności, ale gdybym miała wybrać "marzenie marzeń" i wskazać miejsce, gdzie udałabym się choćby dzisiaj, gdybym tylko miała taką możliwość, to bez wątpienia byłaby to Republika Południowej Afryki! Mam wrażenie, że jest to kraj z milionem ciekawych możliwości- chciałabym zarówno nurkować w klatce i podziwiać żarłacze białe, jak również wybrać się na safari, by podglądać w naturalnym środowisku absolutnie uwielbiane przeze mnie słonie i inne, typowo afrykańskie dzikie zwierzęta. A miasta? Kapsztad, Johannesburg- muszą być równie niesamowite, jak dzika przyroda! Totalnie inny świat, niż ten, w którym żyję.

fot.
fot.
fot.

2. Wybrać się do klubu salsy i napić się rumu w słońcu Kuby.

     Kuba wyspa jak wulkan gorąca. Tak właśnie wyobrażam sobie to miejsce. Piękne krajobrazy, "maluchy" na ulicach, litry rumu, zapach cygar i... kluby salsy, gdzie dzika namiętność unosi się w powietrzu.  Ponoć niektóre z tych wobrażeń na miejscu mogą mnie rozczarować, ale to właśnie je chciałabym zweryfikować na własne oczy. Wyspa geograficznie niby tak blisko Stanów Zjednoczonych, a jednak wciąż tak daleko!

fot.
fot.
fot.
3. Zachwycać się róznorodnością i wyjątkowością Australii.

     Kiedy byłam dzieckiem, przyjaciółka mojej babci często odwiedzała rodzinę w Australii. Kiedy wracała, zawsze zabawiała nas interesującymi opowieściami z tego odległego kontynentu. To chyba wtedy pojawiła się moja fascynacja tym kontynentem. Fascynacja, która trwa do dziś. Marzy mi się przede wszystkim zmierzyć z krajobrazami i przyrodą Australii- nie tylko wypoczywać na pięknych plażach, ale także mieć szansę obserwować te wszystkie endemiczne dzikie zwierzęta, tak charakterystyczne dla tego kraju: misie koala, psy dingo, kangury, dziobaki, kolczatki... i oczywiście agamy brodate, kuzynki mojej domowej Sydney. Cudownie byłoby również biwakować w pobliżu lelegendarnej góry Uluru i spotkać się z dzisiejszymi Aborygenami.

fot.
fot.
fot.

4. Wziąć udział w ceremonii parzenia herbaty w Japonii.

     Japonia jest dosyć gorącym celem podróży. Niektórych fascynuje jej nowoczesność, innych historia i kultura, a jeszcze innych połączenie tych dwóch elementów. Ja zdecydowanie jestem w tej trzeciej grupie, ale powód, dla którego najbardziej chciałabym odwiedzić Kraj Kwitnącej Wiśni... to ceremonia parzenia herbaty.  Jestem ogromną miłośniczką herbat i taka uroczystość zdecydowanie byłaby czymś, co na zawsze pozostałoby w mojej pamięci :) Ot, taki rodzaj herbacianej pielgrzymki :)

fot.
fot.
fot.
5. Zjeść francuskie śniadanie na plaży na Lazurowym Wybrzeżu.

     Lazurowe Wybrzeże. Cote d'Azur. Już sama nazwa mówi, że musi tam być pięknie. Nicea, Marsylia, St. Tropez- chciałabym zobaczyć je wszystkie. Klimat śródziemnomorski, tamtejsza kultura i krajobrazy zdecydowanie bardzo mi odpowiadają. A jeszcze zjeść tam prawdziwie francuskie śniadanie, słuchając Edith Piaf i jej elektryzującego "r"- bajka!

fot.
fot.
fot.

6. Oglądać wschód i zachód słońca na Machu Picchu.

    Dawno temu ogarnęła mnie fascynacja kulturą Inków. Zainteresowanie tym południowoamerykańskim ludem z czasem ucichło, ale chęć odwiedzenia Machu Picchu pozostała żywa. Wyobrażam sobie, jakie imponujące widoki muszą się stamtąd rozciągać, jak wielkie wrażenie musi robić połączenie ruin z majestatem Andów. Idealnie byłoby tam spędzić więcej czasu, niż przewiduje regularna wycieczka- przynajmniej tyle, aby móc podziwiać zarówno wschód, jak i zachód słońca. Ależ człowiek musi się wtedy czuć malutki!

fot.
fot.
fot.

     Trudno było mi wybrać top podróżniczych marzeń Ameryki do ostatniego posta, ale jeszcze trudniej było wybrać top miejsc światowych. Ziemia jest tak piękna, tak różnorodna, że cudownie byłoby zobaczyć tak wiele, jak tylko się da. Dziś jednak, patrząc jeszcze raz na moje zestawienie, zdałam sobie sprawę, że bliskość natury i morza czy oceanu, to jest to, co mimo wszystko lubię najbardziej :)

     A jakie są Wasze największe światowe podróżnicze marzenia? A może jakieś już udało Wam się spełnić? Chwalcie się i inspirujcie!

4/12/2016

Moje podróżnicze marzenia- USA

Moje podróżnicze marzenia- USA
     Podróże są zdecydowanie jedną z moich ulubionych rozrywek. Nieważne, czy urządzam sobie tylko weekendowy wypad, czy też organizuję dłuższy wyjazd, zawsze sprawia mi to ogromną radość. Muszę przyznać, że kiedyś bardzo nie doceniałam Ameryki pod względem tego, co oferuje turystom i podróżnikom. Teraz, im dłużej tu mieszkam, tym więcej niesamowitych miejsc odkrywam i coraz więcej chcę zobaczyć.
     Szczęśliwie złożyło się tak, że niektóre z moich amerykańskich podróżniczych marzeń udało mi się już spełnić. Mówię tu miedzy innymi o wizycie w bardzo klimatycznym i artystycznym Nowym Orleanie czy na otulonym karaibskim słońcem Key West. Ale jak wspomniałam, lista podróżniczych zachcianek wciąż rośnie i rośnie. Dziś postanowiłam Wam przedstawić 5 miejsc, na których zobaczenie czekam jednak najbardziej. Więc, co tak bardzo chciałabym zrobić?

1. Podziwiać zorzę polarną w oddalonym od cywilizacji domku na Alasce.

     Szczerze mówiąc, Alaska bardzo długo była na szarym końcu moich podróżniczych planów. Przede wszystkim dlatego, że jestem ciepłolubem i nawet myśl o zimnie i śniegu napawa mnie odrazą. Ale kiedy widzi się tak piękne miejsca i myśli o tym, jak cudownie musi na Alasce wyglądać zorza polarna, trudno nie przenieść tego stanu do czołówki! 

fot.
fot.
fot.


2. Przejechać się tramwajem po ulicach San Francisco.

     Szczerze mówiąc Alaska jest chyba jedynym zimnym miejscem na Ziemi, a na pewno w USA, które chciałabym odwiedzić.  Zdecydowanie bliżej jest mi do południowego słońca... jak choćby w kalifornijskim San Francisco! Ponoć jest to jedno z bardziej europejskich miast w całych Stanach. Mnie urzekają przede wszystkim te kręte ulice i niesamowita architektura tak pięknie wpisująca się w górzysty krajobraz.

fot.
fot.
fot.

3. Uczyć się surfować na Hawajach.

     Wprawdzie nigdy w życiu nie miałam okazji surfować, ba, nawet deski nigdy nie trzymałam, ale sporty wodne to zdecydowanie moja ulubiona aktywność fizyczna. A skoro już uczyć się czegoś nowego, to dlaczego nie robić tego w jednym z miejsc, w których ludzie najlepiej się na tym znają? Poranek spędzony na nauce surfowania, popołudniowa wędrówka lasami tropikalnymi na szczyt jednego z wulkanów i zwieńczenie dnia w lokalnej knajpie, popijając drinka z parasolką i podziwiając taniec hula- czyż nie brzmi to jak idealny dzień? :)

fot.
fot.
fot.

4. Podziwiać gejzery i poszukać Misia Yogi w Yellowstone.

     Yellowstone jest jednym z pierwszych miejsc w Ameryce, o których miałam okazję się kiedykolwiek czegokolwiek dowiedzieć. No bo któż nie znał przygód sprytnego i wiecznie głodnego Misia Yogi? Tak naprawdę to jeszcze w tamtych odległych czasach szukałam w kolorowych albumach informacji o tym parku i podziwiałam fotografie gejzerów i dzikiej przyrody. Bardzo chciałabym zobaczyć to wszystko na żywo!

fot.
fot.
fot.



5.  Odwiedzić Kanion Antylopy.

    W rzeczywistości Kanion Antylopy to dla mnie symbol dużo większej wyprawy, którą mam nadzieję zrealizować, a mianowicie przeprawy legendarną Route 66 z Chicago do samej Kalifornii, podziwiania całkiem innej Ameryki niż ta, do której przywykłam, a także, a właściwie przede wszystkim- zwiedzenia amerykańskich Parków Narodowych, Arizony i Kanionu Kolorado. Na samą myśl o takiej podróży czuję niesamowitą ekscytację! Bo czyż nie byłoby cudownie rozbić namiot gdzieś na dzikiej prerii i zasypiać pod gołym niebem, podziwiając gwiazdy?

fot.
fot.
fot.

Och, ja już się prawdziwie rozmarzyłam! A jakie są Wasze wymarzone miejsca do zobaczenia w USA? :) A może jakieś ze swoich amerykańskich podróżniczych marzeń już spełniliście? Pochwalcie się koniecznie!

Szykujcie się na więcej podróżowania po mapie- w następnym poście ruszamy w świat!

4/10/2016

ReptileFest 2016

ReptileFest 2016
     Nie będzie zapewne nowością dla wielu z Was jeśli powiem, że jestem ogromną miłośniczką gadów. Węże, jaszczurki, aligatory- wszystkie bym głaskała, przytulała, a co najmniej obserwowała. Kiedy więc tylko mam okazję pobyć z tymi cudownymi zwierzakami, zawsze korzystam z tej okazji. Nie mogłam więc odpuścić tegorocznej edycji ReptileFest- wystawy gadów organizowanej przez Chicago Herpetological Society.
     W tym roku wystawa odbywała się w nowym miejscu. Z racji zeszłorocznych konfliktów i nieporozumień z UIC, wskutek których ostatecznie do wystawy nie doszło, w tym roku całe wydarzenie zostało przeniesione do Nortwestern Univeristy. Moim zdaniem z korzyścią- nie tylko przez darmowy parking, ale także dlatego, że wystawcy zostali rozdzieleni na dwie sale, dzięki czemu było więcej miejsca i dużo wygodniej było podziwiać zebrane zwierzęta. Jedynym minusem jak dla mnie była zmiana polityki w kwestii wnoszenia swoich zwierząt, przez co niestety Sydney w tym roku musiała zostać w domu.
     Jak zwykle na wystawie zostało zebranych wiele okazów nie tylko gadów, ale także płazów, a wystawcy bardzo chętnie prezentowali swoich podopiecznych oraz z zaangażowaniem odpowiadali na wszystkie pytania. Wyjście jak zwykle uważam za udane i już oczekuję na przyszłoroczną edycję.

     A dziś zapraszam Was na fotorelację z wystawy gadów. Jeśli ktoś czuje niedosyt, odsyłam także do innych moich relacji z ReptileFest: z roku 2012 i 2013.


220 funtów samej słodyczy






Wygląda ładnie, ale mam spore obiekcje co do komfortu węży...

Zakochałam się w tym kameleonie!

W tym roku na wystawie uzbierało się całkiem sporo żab i innych płazów.














Kto się doliczy- ile sztuk węży, a ile gatunków znajduje się na tym kolorowym drzewku? :)



Uwielbiam węże! Najlepszy masaż :)

A już na sam koniec zdradzę Wam mały sekret, że przymierzam się do adopcji koleżanki dla Sydney. Jeśli cały proces się uda, na pewno Wam opowiem i o nim, i pewnym stowarzyszeniu, a także przedstawię nową milusińską ;) A póki co, na sam koniec, dla przypomnienia- Sydney :)



Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger