12/04/2016

Listopadowe migawki

Listopadowe migawki
     Mam wrażenie, że zazwyczaj listopad jest takim szarym miesiącem. Nie tylko pod względem pogody, ale także wydarzeń- ludzie przechodzą jesienną depresję i za wiele się nie dzieje. Jednak w tym roku, listopad wyjątkowo obfitował w mnóstwo ważnych wydarzeń, zarówno w Ameryce, Chicago, jak i moim życiu. Dziś więc zapraszam Was na dość długie migawki. Złapcie kubek gorącej herbaty i powspominajmy razem ostatnie tygodnie!

      Jeśli chodzi o Chicago, to listopad wkroczył tu z solidnym przytupem. Już bowiem na samym początku miesiąca stała się rzecz niesłychana- drużyna baseballowa Chicago Cubs zdobyła mistrzostwo po 108 latach! Ostatnie kilka meczy rozgrywek to było istne szaleństwo- bilety kosztowały po kilka tysięcy dolarów, rezerwacje stolików w barach sportowych kilkaset dolarów, a do tego tłumy zbierały się przed telewizorami i przed stadionem Wrigley Field. Dosłownie całe Chicago żyło tymi rozgrywkami. A gdy Cubsi wygrali, miasto oszalało! Była parada, farbowanie rzeki, nieustająca impreza i pielgrzymki pod Wrigley Field przez kilka następnych dni. Ale najbardziej niesamowita część świętowania to zwieńczenie parady w Millenium Park, gdzie zebrało się 5 milionów ludzi! PIĘĆ MILIONÓW LUDZI! Ponoć było to 7. największe spotkanie w historii ludzkości, ale nie wiem w jaki sposób ktokolwiek jest w stanie to stwierdzić.




      Kilka dni po zwycięstwie Cubsów przyszedł czas na najważniejsze wydarzenie tego roku w USA- wybory prezydenckie. Ku radości jednych, a zrozpaczeniu drugich, wygrał je milioner Donald Trump. Krótko po tym wydarzeniu napisałam post podsumowujący nastroje w Ameryce, więc nie będę się powtarzać, dodam tylko, że był to jedynie początek szaleństwa, które nadal trwa. Dalej trwają niezrozumiałe dla mnie protesty, dalej ludzie są w stanie pobić za odmienne poglądy. Co więcej? Politycy i różne ugrupowania wciąż starają się znaleźć sposoby na odwrócenie wyniku, aktualnie Ameryka mierzy się z ponownym liczeniem głosów w niektórych stanach. 

      Myślę, że w takich okolicznościach tegoroczne Święto Dziękczynienia, które wypada pod koniec listopada, dla wielu Amerykanów było nie lada wyzwaniem. No bo jak przy jednym stole spotkać się z wujkiem, który głosował na tego mizogina Trumpa? Albo z ciotką, która głosowała na tę wariatkę Hillary? Mnie na szczęście ten problem nie dotyczy i jak co roku w bardzo przyjemnej atmosferze spędziłam to moje absolutnie ulubione amerykańskie święto.


Z okazji Święta Dziękczynienia Radio Deon postanowiło zapytać kilkorga chicagowian o to, za co są wdzięczi w tym roku. Zapytano i mnie! Jeśli macie ochotę, wszystkie wyznania,  można wysłuchać TUTAJ.

      Końcówka listopada to już właściwie taki konkretny początek sezonu bożonarodzeniowego w USA. Przygotowania trwały, choć pogoda wcale nie wskazywała na nadejście zimy. Poniższe zdjęcie zostało zrobione dokładnie 17 listopada, ale gdyby nie miejska choinka za moimi plecami możnaby pomyśleć, że to co najwyżej połowa października. Nota bene, ta właśnie choinka następnego dnia została oficjalnie rozświetlona lampkami, a kilka dni później na tory metra wyjechała bożonarodzeniowa kolejka. Do świąt już tylko kilka tygodni!




     Jak wspomniałam, listopad wyjątkowo rozpieszczał nas w kwestii pogody. Był to niesamowicie ciepły i słoneczny miesiąc, aż żal, że się skończył. Korzystając z tego dobrodziejstwa, wybraliśmy się na wędrówkę do Parku Stanowego Starved Rock, który już znacie z mojego bloga (TUTAJ). Zobaczcie, jak pięknie tam jesienią!












      W tym całym zamieszaniu, udało mi się napisać kilka postów:

I na sam koniec, choć to bardzo istotne, chciałabym Wam jeszcze raz podziękować za ostatnie 5 lat, które spędziliśmy razem na tym blogu. I jednocześnie zaprosić Was do mojego nowego, świeżutkiego i pachnącego projektu, czyli na kanał Chicagowianka. Niech Wam się dobrze ogląda, udostępnia, komentuje i subskrybuje :)



12/01/2016

W oczekiwaniu na Victoria's Secret Fashion Show

W oczekiwaniu na Victoria's Secret Fashion Show
     Przyznam szczerze, że kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, nazwa Victoria's Secret niewiele mi mówiła. Prawdopodobnie wiedziałam jedynie, że jest to "jakaś" firma bieliźniarska i poza tym nie miałam żadnych konotacji. Sytuacja zmieniła się, gdy zamieszkałam w USA. Nie tylko dlatego, że co druga nastolatka na ulicy chodzi w bluzie PINK lub legginsach VS, czego nie da się przeoczyć, nie tylko dlatego, że co pół roku VS organizuje ogromne wyprzedaże, z których chętnie korzystam, ale przede wszystkim dlatego, że raz w roku odbywa się pokaz mody, o którym mówi cała Ameryka, a ja oglądam go z wypiekami na policzkach: Victoria's Secret Fashion Show. Tegoroczny pokaz właśnie zakończył się w Paryżu, a do telewizyjnej transmisji przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka dni, więc dzisiaj postanowiłam opowiedzieć Wam kilka ciekawostek o pokazach mody VS, jak i o samej marce, które to fakty mogą okazać się nieznane szczególnie dla osób spoza USA. Zapraszam!


1.  Firma Victoria's Secret powstała w 1977 roku. Ponoć jej założyciel, Roy Raymond, uważał, że kupowanie bielizny dla kobiet w centrach handlowych może być kłopotliwe i wstydliwe dla mężczyzn i tak właśnie narodził się pomysł na biznes. Tak właśnie, żeby pomóc mężczyznom. To trochę mnie bawi, szczególnie gdy przypomnę sobie linię biednych mężów czekających zawsze przy wejściu do sklepu, podczas gdy ich żony buszują po szufladach i wieszakach w poszukiwaniu idealnej bielizny :)

2. Pokazy mody Victoria's Secret rozpoczęły się w latach '90, jednak dopiero po roku 2000 zaczęły być transmitowane w ogólnokrajowych mediach. Aktualnie, VS Fashion Show każdego roku zbiera przed telewizorami miliony widzów i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to chyba najchętniej oglądany pokaz mody na świecie.

3. Podczas Victoria's Secret Fashiow Show prezentowana jest przede wszystkim bielizna z najnowszej kolekcji, która wkrótce potem ma trafić do sklepów. Jednak modelki nie występują w samej bieliźnie- ozdobione są również kolorowymi i pomysłowymi dodatkami, a często także skrzydłami, z których chyba najbardziej słyną owe pokazy.  Jednak element, który każdego roku wzbudza chyba największe zainteresowanie to "Fantasy Bra", czyli biustonosz przygotowany specjalnie na tę okazję, wysadzany drogimi kamieniami i warty wiele milionów. To zawsze ogromny zaszczyt dla modelki, która zostanie wybrana do zaprezentowania owego dzieła sztuki. Najdroższy jak dotąd Fantasy Bra zaprezentowany został przez Gisele Bundchen w 2000 roku, wysadzany był rubinami i diamentami, wart był (wraz z majtkami)... 15 milionów dolarów! Zestaw ten pobił również Rekord Guinessa w kategorii najdroższej bielizny.


 4.  W 2014 roku wyjątkowo przygotowano dwa ekskluzywne biustonosze, przede wszystkim by uhonorować dwie z najbardziej rozpoznawalnych i zasłużonych dla marki modelek: Alessandrę Ambrosio i Adrianę Limę. Co ciekawe, modelki pochodzą z tego samego kraju (Brazylii) i przyjaźnią się również w życiu prywatnym. Ich biustonosze były przepiękne, choć warte "jedynie" 2 miliony dolarów każdy.


 5. W tym roku, po raz pierwszy od kilku lat, w pokazie nie poszła żadna polska modelka. No, chyba żeby liczyć Alessandrę Ambrosio, która ma polskie korzenie ;) W poprzednich latach na wybiegu VS można było podziwiać między innymi Magdalenę Frąckowiak, Monikę Jagaciak, czy Kasię Struss. 

6. Od kilku lat pokazy mody uświetniane są występami gwiazd muzyki. Jest to zorganizowane w bardzo ciekawej konwencji, ponieważ modelki przechadzają się tuż obok muzyków i często wchodzą z nimi w interakcje. W tym roku podczas pokazu będziemy mogli zobaczyć Bruno Marsa, The Weekend i Lady Gagę. Natomiast jeden z moich ulubionych występów to ten z 2015 roku, kiedy to na wybiegu zaprezentował się Maroon 5. Zobaczcie sami:



 7. Bilety na Fashion Show najczęściej uzyskuje się w drodze zaproszenia. Część biletów można również kupić, ale zdecydowanie nie jest to rozrywka dla wszystkich, bowiem ich cena oscyluje w granicach kilkunastu tysięcy dolarów...

8. Na szczęście, produkty VS są stworzone już dla zwykłych śmiertelników. Regularna cena może nie jest najprzystępniejsza, ale dwa razy w roku, w styczniu i czerwcu, organizowane są tzw. "semi-annual sale", czyli naprawdę solidne wyprzedaże w sklepach VS. Wyprzedaże trwają około 2 tygodni i teraz uważajcie, bo dam Wam dobrą radę, jak skorzystać z nich najlepiej i zaoszczędzić jak najwięcej, jeśli mieszkacie bądź akurat przebywacie w USA. Po pierwsze, idźcie na zakupy zaraz po rozpoczęciu wyprzedaży, ponieważ wtedy towaru jest najwięcej i jest najmniej przebrany. Po drugie, koniecznie zachowajcie paragon. Po trzecie, w ciągu 14 dni od daty zakupu udajcie się z paragonem do sklepu (nie musicie mieć przy sobie zakupionych ubrań) i powiedzcie, że chcecie zrobić "Price Adjustment". O co chodzi? W trakcie trwania wyprzedaży, VS zawsze obniża ceny o kolejne pułapy. Na samym końcu produkty są najtańsze, ale jest ich oczywiście najmniej. Gdy robicie Price Adjustment, sklep zwraca Wam różnicę w cenie pomiędzy tym, co zapłaciłyście, a aktualnymi cenami danych produktów. Przy dobrych wiatrach, do Waszej kieszeni może wrócić nawet jedna trzecia pierwotnej sumy. Nie ma za co.



Na Internecie można już obejrzeć zdjęcia z tegorocznego pokazu (np. TUTAJ), ale na transmisję telewizyjną musimy poczekać do najbliższego poniedziałku, 5 grudnia. VS Fashion Show obejrzeć można będzie na stacji CBS o godzinie 9/10 wieczorem. Kto czeka tak jak ja? :)






11/27/2016

Atlantic City- miasto, które umiera

Atlantic City- miasto, które umiera
     Kiedy planowałam naszą sierpniową wycieczkę, której docelowymi punktami miały być Washington DC i Philadelphia, bardzo szybko zorientowałam się, że z moim planem jest coś nie tak... no bo przepraszam bardzo, ale gdzie jest plaża?! Jak doskonale wiecie, w moim przypadku wakacje bez plaży to w ogóle nie wakacje, więc musiałam dodać jeszcze jeden punkt. Padło na Atlantic City w stanie New Jersey.
       Atlantic City to miasto położone nad Oceanem Atlantyckim, najbardziej znane ze swoich licznych kasyn, nazywane wręcz Las Vegas wschodniego wybrzeża. Kiedy szukałam noclegu, początkowo chciałam zrobić tak jak zazwyczaj, czyli znaleźć gospodarza przez Couchsurfing lub Airbnb, ale w centrum miasta Couchsurfingu nie było praktycznie wcale, a taniej niż Airbnb było... zostać w hotelu. Wybór padł na Trump Taj Mahal, czyli hotel, który niegdyś był własnością Prezydenta-Elekta Donalda Trumpa, a w czasie naszego pobytu nazwisko pozostawało jedynie w nazwie. Teraz natomiast, od około półtora miesiąca, hotel jest już zamknięty. Jak się bowiem okazało, Atlantic City umiera. Z zasłyszanych opowieści o przepełnionej promenadzie i tętniących życiem kasynach już nic nie zostało. I szczerze mówiąc wcale się nie dziwię- hotele w AC są bardzo drogie, szczególnie w porównaniu do Las Vegas, dla miłośników hazardu nie jest to więc żadna interesująca oferta. Miasto mogłoby jedynie ratować położenie nad oceanem, ale... takich miast są tysiące! Zapraszam Was więc na małą wycieczkę po Atlantic City, bo być może niedługo niewiele już z tego wszystkiego zostanie.
        W Atlantic City spędziliśmy jedynie jeden wieczór, noc i poranek, ale szczerze mówiąc uważam, że był to czas wystarczający. Do miasta przyjechaliśmy jeszcze przed godziną meldowania w hotelu, postanowiliśmy więc wykorzystać ten czas i piękną pogodę na delikatne plażowanie. 



Promenada na początku sierpnia. Tłumów nie ma.
 Prosto z plaży udaliśmy się na obiad do jednej z pobliskich restauracji- Harry's Oyster Bar. Ucieszyła mnie obecność świeżych ryb i owoców morza w karcie. Skusiłam się na flądrę, bo bardzo rzadko widuję ją w USA. I powiem Wam, że była to najlepiej podana ryba, jaką kiedykolwiek jadłam w Ameryce! (to drugie danie na zdjęciu to tacos z rybą mahi mahi)


     Muśnięci słońcem i najedzeni udaliśmy się w końcu do hotelu. Już widząc drogowskazy i główny wjazd do hotelu, nie można nie było nie zauważyć, że Trump poleciał z fantazją dekorując Taj Mahal. Pokoje hotelowe- nic specjalnego. Ale bałagan w dokumentach i ofertach- to zasługiwałoby na medal. Ale skoro hotel już nie funkcjonuje, to nie będę kopać leżącego i pokażę Wam tylko kilka zdjęć z tego przybytku.




Żyrandole w głównym holu
Widok z naszego pokoju
W hotelu znajdowało się kilka sklepów. W jednym z nich rzuciły mi się w oczy takie kolore torebki ;) Nie, nie są one dla małych dziewczynek.

     Zostawiliśmy bagaże i udaliśmy się na rejs statkiem. Prawdopodobnie nawet byśym nie skusili się na tę atrakcję, ale kiedy rezerwowałam nocleg okazało się, że po dopłaceniu jedynie kilkunastu dolarów, otrzymuje się trzy dodatkowe  "prezenty"- rzeczony rejs, 2 drinki w hotelowym barze oraz wstęp do hotelowego SPA. Szkoda było nie skorzystać. Jak się później okazało, rejs odbywał się jedynie po marinie, nie było więc w tej atrakcji nic zapierającego dech w piersiach, jednak mimo wszystko było to całkiem przyjemne popołudnie.

Marina przy miejskim Akwarium obfituje w urocze sklepiki




Podczas rejsu mogliśmy głównie podziwiać... luksusowe rezydencje z dostępem do zatoki i własnymi łodziami



Plaża, chyba głównie dla wędkarzy, z wjazdem dla aut


Pełno było luksusowych jachtów...
... jak i mniej luksusowych kutrów

     Po powrocie z rejsu udaliśmy się do hotelowego kasyna, które nota bene było praktycznie puste. Przy okazji  moja rada- kiedy wybieracie się do kasyna zaopatrzcie się w bankoty, a nie bilon. Ja naoglądałam się filmów, gdzie starsze panie wrzucają do maszyn przez całą noc jednocentówki, więc stwierdziłam, że jak zbiorę wszystkie dwudziestopięciocentówki z domu, to będę dobrze przygotowana. Na miejscu okazało się, że maszyny przyjmują jedynie banknoty, a w kasynowej kasie nikt nie miał "czasu", by wymienić monety na banknoty. Bo przecież kawa sama się nie wypije.
      Tak czy inaczej, w kasynie spędziliśmy kilka godzin i szczerze mówiąc, w ogóle nie wciągnęliśmy się w hazard. Wyszliśmy na pobliskie molo i pospacerowaliśmy po tamtejszym wesołym miasteczku.

     Następnego dnia rano udaliśmy się na śniadanie na promenadę, a następnie na spacer po plaży.

Kiedy je się śniadanie na promenadzie, można liczyć na wielu gości ;)






Pod hotelem przez kilka miesięcy, w tym w czasie naszego pobytu, odbywały się protesty pracowników. Rozmawiałam z jednym z nich, bo byłam ciekawa, o co tak naprawdę chodzi. Jak się okazało, cała rzecz rozgrywała się o zaległe ubezpieczenia dla pracowników, ale z tego co powiedział mi mój rozmówca, nikt już chyba nie liczył, że uda się coś osiągnąć.





      I tak mniej więcej wyglądało naszych kilkanaście godzin w Atlantic City. Plaża zaliczona, więc mój cel został osiągnięty, ale szczerze mówiąc raczej nie mogę polecić tego miejsca na wypoczynek. Jak już wspomniałam, miasto, a przynajmniej jego turystyczyna część, wyraźnie umiera. Dodatkowo ceny zdecydowanie nie zachęcają turystów. Za jedną dobę dla 2 osób zapłaciłam około 170 dolarów, co w tamtmtym czasie było jedną z lepszych ofert jakie udało mi się znaleźć. Takich cen nie ma nawet na Key West, które jest o wiele bardziej klimatyczne i interesujące, oraz ogólnie uznawane za dosyć drogie. Jeśli jesteście przejazdem- zdecydowanie polecam zatrzymać się na kilka godzin, choćby po to, by zjeść pyszną rybę w Harry's Oyster Bar. Całego urlopu jednak nie planowałabym w Atlantic City.

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger