Pojechaliśmy dziś wymienić olej w samochodzie. Do tego samego warsztatu co zawsze. Ale tym razem trafiliśmy na innego niż zwykle mechanika- starszego pana, Polaka oczywiście, bo w Chicago to przecież nic nadzwyczajnego. Wymieniliśmy kilka luźnych zdań, coby podtrzymać kurtuazyjną pogawędkę. I w pewnym momencie rozmowa zeszła na temat Polski. Pan przyznał, że lata do ojczyzny co roku na wakacje. Zwiedził trochę Stany, ale nic nie równa się Polsce. Powiedział mniej więcej takie zdanie: " Wiecie co, w Polsce jest lepiej. Niebo mamy ładniejsze, powietrzem się lepiej oddycha i nawet wiatr jakoś tak inaczej wieje". I wiecie co? Miał facet rację. Miał cholerną rację. Już teraz doskonale rozumiem te wszystkie opisy krajobrazów polskich z literatury patriotycznej, już wiem za czym tęsknili wygnańcy i emigranci z własnej woli...
Tęsknię za moim Szczecinem: Jasnymi Błoniami, Zamkiem, Wałami Chrobrego, Jeziorem Szmaragdowym... Za wakacjami na Mazurach tęsknię: za zapachem lata, trawy po deszczu, za spacerami po leśnych ścieżkach i kąpielami w jeziorze o zachodzie słońca... i za tymi truskawkami, które pięknie pachną i smakują! O jeny, a jak bym poziomki zjadła! I za górami naszymi tęsknię: choć nie bywałam w nich często, w zupełności wystarczyło, by się w nich zakochać... A morze? Jak ja uwielbiam nasz Bałtyk! I w ogóle nie ma znaczenia, że plaże są zanieczyszczone, a woda nie zachęca do kąpieli. Nigdzie tak dobrze nie smakuje szaszłyk, jak w nadmorskiej budce z jedzeniem!
Ach, stara się chyba robię, że na takie sentymenty mi się zbiera....