9/28/2014

Polski? Widać Polski!

Polski? Widać Polski!
   Piękne lato mamy tej jesieni...Póki co każdy dzień słoneczny, grubo ponad 20C na termometrze, aż żal byłoby siedzieć w domu! Dlatego też postanowiliśmy się dzisiaj wybrać do naszego ukochanego miasteczka Long Grove, o którym pisałam już niejednokrotnie. Festiwal jabłek to zawsze dobra opcja na niedzielę :) 
    Ale nie o festiwalu dziś będzie, o Long Grove też nie będę pisać (odsyłam natomiast TUTAJ). Chciałam się bowiem podzielić pewną ciekawą sytuacją.
      Siedzieliśmy dziś ze znajomymi przy stoliku, grzejąc się w promieniach słońca i oczekując na Apple Pie Contest (Konkurs Jedzenia Placka Jabłkowego), kiedy przechodził obok nas latynoski mężczyzna niosący karton ciast na konkurs. I tak sobie przechodząc zwrócił się do nas: "Polski? Widać Polski!". Jak się okazało w dalszej rozmowie, ów mężczyzna ma żonę Polkę, z okolic Zielonej Góry, a sam uwielbia polską kulturę i kuchnię oraz uczy się języka polskiego. I wierzcie mi, całkiem nieźle mu to wychodzi! Ok, może miał trochę problemów gramatycznych, ale mówił bardzo komunikatywnie, z piękną wymową i nawet z polskim akcentem! Opowiedział nam też zabawną historię, kiedy pierwszy raz musiał sam zamówić coś do jedzenia w polskim barze obok jego pracy, więc wykorzystał jedyne zdanie po polsku, które wówczas znał: "Dzień dobry, poproszę pierogi i piwo". I dokładnie tak samo stołował się przez kolejny tydzień :)
Nota bene, być może niektórzy z Was pamiętają, że już kiedyś pisałam o podobnej sytuacji, kiedy to można się nieźle zdziwić, któż może mówić w naszym pięknym języku :) (historię możecie przeczytać TUTAJ)

     Ciekawym zjawiskiem, z czego nie zdawałam sobie sprawy przed przylotem do USA, jest swoista "rozpoznawalność" Polaków. Mam na myśli, że Polak Polaka chyba zawsze pozna, a i obcokrajowiec Polaka często też. I nie chodzi mi o takie oczywiste rzeczy jak język czy specyficzne zachowania, czy nawet skarpetki do sandałów (pff, w USA to żadna rewelacja, nie takie cuda widuje się na co dzień!), ale raczej całokształt wyglądu, rysów, postawy, zachowania, itp. Niejednokrotnie zdarzało mi się w Chicago, że ktoś obcy podchodził do mnie i zaczynał mówić po polsku. Zresztą, ja też niejednokrotnie robiłam tak w stosunku do nieznajomych i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spudłować. Próbowałam kiedyś rozgryźć, w czym objawia się ta nasza polskość widoczna z daleka i na pierwszy rzut oka, ale wciąż nie potrafię podać konkretnych cech. Ponoć kobiety są bardziej zadbane i eleganckie, ale nie uznałabym tego za regułę, więc ten trop odpada.
I jeszcze jedna kwestia mnie zastanawia- zauważyłam, że Polacy urodzeni w USA już nie wyglądają jak Polacy! Przecież mają w 100% polskie geny, w dużej mierze polskie wychowanie, a mijając ich na ulicy nie przypisałabym im polskiej narodowości! Ktoś coś wie na ten temat? :)



      A wracając na chwilę do dzisiejszego konkursu, to zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy widziałam coś takiego na żywo! Częsty motyw w amerykańskich filmach, dziś w końcu zobaczyłam na własne oczy :)




9/01/2014

Sierpniowe migawki

Sierpniowe migawki
      Kolejny miesiąc za nami, czas więc na małe podsumowanie. Jak zwykle będzie trochę o Chicago, trochę o reszcie Ameryki, jak i trochę prywaty.

      Zacznę od tego, co miałam pokazać już dawno, ale ciągle zapominałam. Mianowicie, w okresie letnim w miejskich parkach otwieranych jest mnóstwo budek z najróżniejszym jedzeniem. To, co ja lubię najbardziej to francuskie naleśniki. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zupełnie przypadkiem odkryłam je w parku przy skrzyżowaniu ulic Western i Montrose. Budka powinna być otwarta dopóki będzie ciepło, więc kto lubi takie smakołyki, to zdecydowanie polecam! Wybór jest naprawdę spory, a świeżutkie naleśniki wręcz rozpływają się w ustach :)







     Skoro już jesteśmy w temacie jedzenia, jak co miesiąc zresztą, to jeszcze kilka słów o moim wczorajszym odkryciu. Wszystko przez to, że było tak gorąco, że ochłoda była niezbędna- najlepsze są oczywiście lody :) Lodziarnie Frozen Yogurt widziałam już wielokrotnie, ale dopiero wczoraj spróbowałam ich wyrobów po raz pierwszy. Co bardzo mi się podoba, to ogromny wybór smaków, dodatków i... ta frajda, że można wszystko nakładać samemu :) A na koniec uprzejma pani waży nasz kubeczek i podaje cenę :) Lody są przepyszne, smakują jak domowe!




     A będąc w temacie lodów.... oto mochi, japońskie lody, serwowane często w restauracjach sushi. Tu akurat o smaku zielonej herbaty :)


      Temat sierpniowego jedzenia za nami, czas na kilka linków. Po pierwsze, Daniel postanowił kupić nowy aparat, żeby robić jeszcze ładniejsze zdjęcia na bloga :) Oczywiście nie tylko w tym celu, w każdym razie chce nowy aparat. Na urodziny dostał... hm... jeden od naszych przyjaciół, ale... zobaczcie sami o co chodzi na GoFundMe :) Jeśli ktoś ma ochotę rozsyłać link dalej, to z góry dziękuję!
         Miniony miesiąc przyniósł mi kilka ciekawych propozycji. Najpierw, pewien nowy portal: na-kawę, postanowił w czwartkowym cyklu blogowym zaprezentować jeden z moich starszych postów. Swoją drogą, to całkiem interesujący pomysł, by stworzyć portal internetowy, który ma wspierać spotkania poza komputerem :) O ile nie przerodzi się to w kolejną stronę randkową, to jestem na tak. Druga propozycja przypłynęła jeszcze bardziej niespodziewanie. Otóż, chicagowska polonijna gazeta codzienna, "Dziennik Związkowy", natrafiła na mojego bloga i zaproponowała mi współpracę. Mam nadzieję, że będzie przede wszystkim rozwojowo, choć będę się musiała trochę nagimnastykować, by połączyć to z dotychczasowymi zajęciami i szkołą, która przecież też już się zaczęła... Tak czy inaczej, pierwszy artykuł mojego autorstwa już można przeczytać TUTAJ. Zobaczymy jak będzie rozwijała się współpraca z Dziennikiem, ale mam nadzieję, że będę mogła regularnie przesyłać Wam linki do kolejnych artykułów.

    I już na sam koniec migawek, tradycyjnie, kilka luźnych zdjęć, które trafiły na mój telefon w ostatnim miesiącu:

Ok, może zwracam uwagę na totalne drobnostki, ale ostatnio byłam lekko zszokowana nową maszyną do napojów w Wendy's... To już nie jest zwykły nalewak, to komputer z całą gamą najróżniejszych napojów! Tyle możliwości do wyboru, że moje życie znów się skomplikowało :P

Niby w Polsce jest tanie paliwo i hotele w porównaniu do reszty europejskich krajów....
Było lato, była plaża. Tu akurat Indiana Dunes, ale można pomylić z Międzyzdrojami :)

A teraz wszyscy uczą się nowego słówka!

Kiedy byliśmy na Air Show, mijaliśmy takie oto autobusy udostępnione przez miasto. Stały w różnych miejscach blisko plaży tylko po to / aż po to, aby móc do nich wejść i się ochłodzić. Wciąż pozostaję pod wrażeniem, jak w Ameryce myśli się o zwykłych ludziach!

A to stoisko z lemoniadą i dziecięcymi wyrobami na sprzedaż. Czyż nie znamy tego z amerykańskich filmów? :)

Sydney na ogrodzie

ciacho

Taka sytuacja w polskim sklepie.


Dawno temu pisałam o zwyczaju, jakim jest Block Party. Wczoraj znów trafiliśmy na tego typu imprezę. Wciąż jestem zadziwiona, jak ludzie fajnie potrafią się zorganizować.

Na Block Party często zapraszana jest policja lub straż pożarna. Głównie jako atrakcja dla dzieci, choć ja wczoraj też z chęcią usiadłam za kierownicą policyjnego radiowozu :) Co ciekawe, służby przyjeżdżają na takie "pokazy" za darmo, trzeba tylko ich wcześniej poprosić i zarezerwować termin!

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger