7/21/2013

Powrót do przeszłości, czyli jak czesano się w latach 90.

Powrót do przeszłości, czyli jak czesano się w latach 90.
   Kilka dni temu poszłam zrobić brwi do najlepszego moim zdaniem specjalisty w mieście, który aktualnie przyjmuje w małym arabskim salonie fryzjerskim. Musiałam chwilę poczekać, więc żeby zająć czymś czas chwyciłam do ręki katalog z fryzurami i zaczęłam przeglądać... "Zaraz zaraz, coś tu jest nie tak..." pomyślałam. Spojrzałam na tylną okładkę książki... i jakież było moje zaskoczenie, gdy jako rok wydruku ujrzałam 1995! Po pierwsze nie sądziłam, żeby gdzieś jeszcze można było znaleźć taki relikt, a po drugie, całkiem miło było cofnąć się w czasie :) Sami zobaczcie i przypomnijcie sobie, jakie fryzury modne były blisko 2 dekady temu!





Pamiętacie Petera Andre?:)



Wypisz wymaluj Backstreet Boys :)






Powróciły jakieś miłe wspomnienia? :)


7/18/2013

Cukierkowy świat

Cukierkowy świat
   Jest tak gorąco, że ja nie mam siły dużo pisać, a Wy pewnie nie macie siły dużo czytać. A że nazbierało mi się już trochę różnych zdjęć, z których trzeba coś wybrać, to dziś temat bardzo przyjemny- słodycze.

   W weekend chodząc po jednym z centrów handlowych i szukając mi sukienek na 2 nadchodzące wielkimi krokami wesela, trafiliśmy na sklep ze słodyczami, jakich wiele w USA. Ale że w Polsce takich nie widziałam, to postanowiłam zamieścić kilka zdjęć.

   Co ciekawe, dopiero przygotowując zdjęcia do posta, zwróciłam uwagę na logo sklepu- It's Sugar- i z czymś mi się skojarzyło... No tak, przecież byliśmy w tym sklepie 4 lata temu w Myrtle Beach (Południowa Karolina)! Pamiętam, jak byliśmy nim zachwyceni, bo czego tam nie było! I wielkie tuby m&m-sów, i pomadki smakowe (wiśniowa była rewelacyjna), i najróżniejsze cukierki, i mnóstwo akcesoriów inspirowanych słodyczami... Jeszcze jak wróciłam z tamtych wakacji do Polski, to długo wszystkim opowiadałam o tym sklepie :)

   Tym razem nie byliśmy już tak oszołomieni- przez tych kilka lat zdążyliśmy przyzwyczaić się do takich domów rozpusty. Co nie znaczy, że nie obkupiliśmy się w słodkie małe co nieco :) Spójrzcie, jakim pokusom musieliśmy stawić czoło!










7/16/2013

To jak to jest z tymi wiśniami?

To jak to jest z tymi wiśniami?
    Jakiś czas temu siedzieliśmy sobie z Danielem oglądając film i zajadając czereśnie (bardzo smaczne były, niemal tak dobre jak w Polsce, co jest tutaj rzadkością!), kiedy zaświtało mi w głowie pytanie: "Jak po angielsku są wiśnie?". Podzieliłam się moją zagadką z mężem i doszliśmy do porozumienia, że ok, "cherries" to czereśnie, ale nie wiemy jak są wiśnie. Nie pomógł słownik, gdzie oba te owoce figurowały pod tą samą nazwą, nie pomogła nawet Wikipedia- angielskiego odpowiednika hasła "wiśnia" w ogóle nie ma. Mało tego, zdaliśmy sobie sprawę, że nigdy nie widzieliśmy wiśni w amerykańskich sklepach! Czyżby więc Amerykanie nie rozróżniali wiśni i czereśni (wśród Polaków też przecież się to zdarza...)? A może w ogóle nie znają wiśni? Jak to jest z tymi wiśniami?

   Naszymi wątpliwościami podzieliłam się na facebook'u- zarówno na profilu blogowym, jak i prywatnym. I cóż... pomimo dużego zaangażowania znajomych i czytelników, problem nie został jednoznacznie rozwiązany! Pojawiło się kilka propozycji tłumaczenia nieszczęsnej wiśni, oto niektóre:

Beata (USA): sour cherries
Frederick (UK): cerasus, morello
Sznupcia (UK): cherries (black cherries-czereśnie)

Popytałam w międzyczasie jeszcze kilku osób i dalej nie uzyskałam jednoznacznej i pewnej odpowiedzi... Poszukałam też w sklepach- wiśni dalej nie znalazłam, ale oto kilka przykładów opisów czereśni:



 


Jak widzicie, w stosunku do czereśni używa się zarówno samego "cherry", jak i rozbudowanej formy "sweet cherry". Pozostałe człony nazw (jak "rainer") to już chyba oznaczenia konkretnych gatunków.

I na koniec wisienka na torcie. Zdjęcie z polskiego sklepu:


     Już tłumaczę o co chodzi z tym "Michigan". Michigan to stan blisko Illinois, miejsce bardzo często obierane przez mieszkańców Chicago jako cel biwaków, urlopów czy wypraw na farmy. Owe wyjazdy na farmy są tutaj w ogóle bardzo popularne. Jeździ się na truskawki, jagody, czereśnie i inne owoce i warzywa. Zbiera się samemu, ale jest taniej i "prosto z krzaczka", więc najczęściej też smaczniej. Przypuszczam więc, że i owoce ze zdjęcia miały być smaczniejsze niż zazwyczaj sprzedawane :)

A jak już jesteśmy przy polskich sklepach, to zobaczcie, co ostatnio znalazłam:


Agrest. W zeszłym roku widziałam tylko raz, ale nie kupiłam, bo uznałam, że za drogo. Potem już nie znalazłam i żałowałam cały rok. W tym roku już się skusiłam, choć jak widzicie, cena wcale nie zachęca ($3,99 za 170g), Przynajmniej jest smaczny. Choć oczywiście nie tak, jak w Polsce...



    Wiśni w amerykańskich sklepach będę nadal szukać i jak w końcu znajdę, to na pewno o tym poinformuję :)

7/11/2013

Pod namioty! Kierunek Wisconsin

Pod namioty! Kierunek Wisconsin
    Tak jak wspominałam, miniony weekend spędziliśmy na biwaku- moim pierwszym w Ameryce :) W USA był to akurat długi weekend z okazji Święta Niepodleglości, które przypadło w tym roku w czwartek, jednak jako że większość z naszych znajomych i tak musiała w piątek pracować, to skończyło się na krótszym, choć nie mniej obfitującym w niespodzianki, wyjeździe.



   W piątek wczesnym wieczorem, po mniej więcej 3 godzinach jazdy, wszyscy dotarliśmy do położonego w sąsiadującym stanie- Wisconsin, pola campingowego. Na początku wszystko wyglądało super- rozbiliśmy namioty w wyznaczonych nam miejscach, rozpaliliśmy ognisko i piekąc kiełbaski tudzież inne smakołyki (jak np. marshmallows), gawędziliśmy wesoło. Jakieś było nasze zdziwienie, gdy zaledwie o 10 wieczorem przyszła do nas strażniczka i kazała iść spać! Wyobraźcie sobie, że wezwała nawet policję! No i cóż, przyjechał biedny policjant, stwierdził, że żadnego zakłócania ciszy nie ma, i odjechał. Za dużo było potem różnych dziwnych sytuacji, żeby to opisywać, w każdym razie owego campingu na pewno nie polecam- zarówno ze względu na dziwne reguły, nieprzyjemną atmosferę i właścicieli, którym absolutnie nie zależy na zadowoleniu wczasowiczów. Nasze rozczarowanie sięgnęło szczytu do tego stopnia, że rano spakowaliśmy się i... postanowiliśmy zmienić obozowisko :) Była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć, ponieważ udało nam się trafić na naprawdę rewelacyjny camping, ale o tym za chwilę.

Paddle surfing- zdjęcie z internetu
   Bowiem zanim udaliśmy się na drugie pole namiotowe, pojechaliśmy do pobliskiego Parku Stanowego, by zrelaksować się nad położonym w nim jeziorze- Devil's Lake. Muszę przyznać, że jest to jedno z piękniejszych jezior, nad jakim miałam okazję być! Położone jest wśród skał, a woda jest w nim czyściutka i bardzo przyjemna! Podoba mi się ponadto również to, że jest to świetne miejsce na wypoczynek zarówno dla osób lubiących popularny plażowy "leżing-smażing", jak i dla tych, które cenią sobie nieco aktywniejszy wypoczynek- na miejscu można wypożyczyć sprzęt wodny, jak kajaki, rowerki wodne, canoe, czy też spróbować paddle surfing (nie mam pojęcia, jak to nazywa się po polsku- szczerze mówiąc takie coś widziałam po raz pierwszy; jeśli ktoś zechce uzupełnić moją wiedzę, będę wdzięczna :)). Warta odbycia jest również wycieczka wokół jeziora połączona ze wspinaczką na skałkach. Myślę, że gdybyśmy mieli więcej czasu w Devil's Lake State Park, to odkrylibyśmy mnóstwo interesujących rzeczy! Mówiąc krótko- polecam to miejsce każdemu, kto chce zrelaksować się na łonie natury. Niestety nie mam wiele zdjęć, bo zbyt zajęci byliśmy pływaniem, graniem we frisbee i zwiedzaniem jeziora na kajakach... i cóż, po raz kolejny upewniam się, że zakup kamery GoPro jest absolutnie nieunikniony! :)

Nawet w Wisconsin można przez chwilę poczuć się jak w tropikach :)
Plaża nad Devil's Lake
widok na jezioro ze skałek- zdjęcie z Internetu

   Po południu udaliśmy się na camping Yukon Trails- był dokładnie taki, jaki wyobrażałam sobie myśląc o amerykańskich polach namiotowych. Atmosfera była cudowna, ludzie przemili, a i samo pole bardzo ładne i dobrze wyposażone. POLECAM. Co ciekawe, manager campingu, Ralph, ma polskie korzenie (dalekie, ale jednak) i jak tylko zorientował się, że jesteśmy Polakami, zaczął opowiadać, jakie polskie potrawy lubi i nawet przyrządza! Czego tam nie było! I pierogi, i kiełbasa, i kluski, i nawet kiszka! Przez to, ile serca nam okazał, nie mogliśmy nie podzielić się z nim na koniec naszą polską kiełbasą i chlebem z polskiego sklepu w Chicago :)

   Spójrzcie sami, w jak urocze miejsce trafiliśmy :)

Recepcja, sklepik i restauracja w jednym :)
W sobotę na campingu odbywała się mini-parada z okazji Święta Niepodległości. Niestety spóźniliśmy się na nią, ale i tak zauroczyły mnie tak ustrojone pojazdy :)
Parada zakończona, ale patriotyczny nastrój pozostał u wielu biwakowiczów do końca weekednu!

Ostrzeżenie przed niedźwiedziami przy recepcji. Wygląda jak niewinny żart? Nic bardziej mylnego! Spójrzcie na ulotkę informacyjną poniżej!
Niestety, żadnego niedźwiedzia, nawet z daleka, nie widzieliśmy...

Grill. Przypuszczam, że najedli by się z niego wszyscy goście :)

Mini-golf. Specjalność Amerykanów.

Widok na pole
I widok na naszą część :)
Na terenie campingu znajduje się również małe jeziorko, w którym wprawdzie można łowić ryby, ale trzeba je później wypuścić :)

campingowe ognisko na koniec dnia
   
   I tak właśnie minął nam ostatni weekend. Zdecydowanie takiego właśnie odpoczynku było nam trzeba! Nawet pomimo rozczarowania pierwszym campingiem i korków w drodze powrotnej do domu, wyjazd zdecydowanie był udany i już zaczynam myśleć, kiedy by go powtórzyć :)

7/05/2013

Kto wygrał audiobooka?

Kto wygrał audiobooka?
Kochani, w drugiej połowie czerwca na blogu trwał konkurs, w którym można było wygrać aubiobooka ze strony Audioteka.pl. Czas poznać zwycięzców :)

Kody na darmowe pobranie dowolnego audiobooka wygrali:

1) lemesos11
2) Magda A.
3) Immora
4) Agnieszka W.

Zwycięzcom serdecznie gratuluję, a osoby, którym się tym razem nie poszczęściło oraz te, któe zaspały i nie zgłosiły się do konkursu informuję, że możliwe, że w niedługim czasie na blogu pojawi się kolejny konkurs :)

Zwycięzcy otrzymają kody i dokładne instrukcje pobrania audiobooka na swoje adresy emailowe najprawdopodobniej zaraz po weekendzie.

4 lipca w Chicago. fot. Chicago Tribune


7/04/2013

Amerykańskie akcenty 9

Amerykańskie akcenty 9
   Dawno mnie nie było z amerykanskimi akcentami, ale już nazbierało mi się tyle zdjęć, że w końcu czas na posta :)

   Zacznijmy od tego, o czym ostatnio było głośno i czego echa wciąż słychać- zdobycie przez Blackhawks Pucharu Stanleya. Jak pisałam kilka postów wcześniej, po zwycięstwie drużyny z Chicago całe miasto oszalało z radości. Sklepy oczywiście wyszły tej sytuacji i popytowi na przeciw, stąd już kilka dni po zakończeniu rozgrywek w sklepach można było nabyć na przykład takie akcesoria:




Na mieście pojawiło się też sporo okazyjnych straganów, jak ten poniżej (zdjęcie robione z samochodu, przepraszam za jakość).


Blachawksom gratulowali wszyscy, nawet społeczności przykościelne :) (zdjęcie zrobione w nocy, stąd brak tła- jest to tablica jakich wiele w USA, stojąca zaraz przy kościele, na której wyświetlane są różne okolicznościowe informacje bądź np. fragmenty Pisma Świętego).


Pamiętacie, co już dziś, 4 lipca, obchodzone jest w USA? Oczywiście Dzień Niepodległości! Z tej okazji jak co roku odbędzie się mnóstwo imprez, fajerwerków itp. Doskonale to wszystko znacie. Dziś pokażę Wam kilka zdjęć, które zamieszczały amerykańskie babskie czasopisma w ostatnich tygodniach, oczywiście inspirując się jutrzejszym świętem.




   A teraz czas na kilka niczym niepowiązanych amerykańskich widoków :)

 Od wczesnej wiosny do jesieni ulice są regularnie czyszczone. W dniu czyszczenia nie można na nich parkować, bo dostanie się mandat. A oto plakat informacyjny, jaki rozwieszany jest na drzewach/ słupach przy ulicy, informujący, że odbędzie się owe sprzątanie.

Przy niektórych ulicach terminy sprzątania są stałe- wówczas znajdują się tam tablice stałe, informujące w jakie dokładnie dni odbywa się czyszczenie.

Jak nie raz wspominałam, Amerykanie są wielkimi fanami sportu, szczególnie drużyn lokalnych. Jak widać na zdjęciu, nawet wózek inwalidzki jest dobrym miejscem, by pokazać swoje preferencje :)

Wiosenne torty lodowe w Dunkin Donuts :)


Coś dla miłośników kotów... ;)




























Nie mam pojęcia, czy to przypadek, że mobilne toalety nazywane są z francuska- my mamy toi-toi-e ("ciebie-ciebie"), a Amerykanie oui-oui ("tak-tak")   :)


Brzydka wanna? Żaden problem- odnowimy! :)


Co tu dużo mówić... Ja taki chcę!!! :)


Mam nadzieję, że z kolejną częścią akcentów zbiorę się szybciej, a tymczasem... idę szykować się na biwak :)
Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger