6/29/2017

8 ciekawostek o Dniu Niepodległości, które warto znać

8 ciekawostek o Dniu Niepodległości, które warto znać
     Czwartego lipca przypada najważniejsze święto w amerykańskim kalendarzu- Dzień Niepodległości. Każdy na pewno zna tę datę choćby ze słyszenia, bo nie oszukujmy się- amerykańska kultura dość mocno zakorzeniona jest w europejskiej, a może i światowej świadomości. A właśnie! Jeśli mielibyście teraz na chwilę zamknąć oczy i pomyśleć, z czym kojarzy Wam się ten dzień, to co by to było? Dajcie znać w komentarzach, a ja już zapraszam Was na kilka ciekawostek, kóre mam nadzieję pozwolą Wam nieco zweryfikować swoje wyobrażenia o amerykańskim Dniu Niepodległości, a także dostarczą interesujących informacji, którymi, kto wie, może uda się kiedyś zabłysnąć w towarzystwie?

Data. Dzień Niepodległości obchodzony jest dla upamiętnienia dnia, w którym podpisano dokument nazwany Deklaracją Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Jak sama nazwa wskazuje była to... deklaracja niepodległości, a konkretnie niepodległości pierwszych 13 kolonii, nazywanych stanami założycielskimi, od Wielkiej Brytanii. Dzień ogłoszenia Deklaracji, czyli 4 lipca 1776 roku, uznawany jest za początek Stanów Zjednoczonych. A to oznacza, że w tym roku przypadają już 241. urodziny! Jeszcze w temacie podpisywania Deklaracji- w rzeczywistości był to proces kilkutygodniowy i zakończenie podpisywania nastąpiło dopiero w sierpniu. 4 lipca deklarację podpisało tylko dwóch sygnatariuszy.

Howard Chandler Christy, Scene at the Signing of the Constitution of the United States, 1940
Miejsce. Deklaracja Niepodległości podpisana została w Filadelfii, w stanie Pennsylwania. Aktualnie budynek, w którym dokonało się to przełomowe wydarzenie, mieści w sobie muzeum i udostępniony jest za darmo dla turystów, trzeba jedynie wczesniej odebrać darmowy bilet wstępu (więcej o zwiedzaniu Independence Hall pisałam TUTAJ). Co ciekawe, w tym samym budynku w 1787 roku podpisano Konstytucję Stanów Zjednoczonych- pierwszy na świecie tego typu dokument. A Polska była druga, ale to pewnie wiecie ;)


Sala, w której podpisano Deklarację Niepodległości. Jeśli spojrzycie na obraz powyżej, dostrzeżecie, że wnętrze zostało świetnie zachowane!

Święto narodowe. Święto Niepodległości nieoficjalnie obchodzono już od 1777 roku, czyli rok po ogłoszeniu Deklaracji, jednak oficjalnym świętem państwowym 4 lipca został uznany dopiero w 1870 roku, czyli prawie po 100 latach. A kolejnych 60 lat zajęło, by był to nie tylko dzień wolny dla urzędników państwowych, ale także dzień wolny płatny.

Sygnatariusze. Deklaracja podpisana została przez 56 mężczyzn z 13 kolonii. Średnia wieku wszystkich sygnatariuszy wynosiła 45 lat, przy czym najstarszy z nich- Benjamin Franklin (nota bene człowiek wykształcony w wielu dziedzinach, a także wynalazca między innymi piorunochronu), miał w tym czasie 70 lat. Skoro mówimy już o Franklinie to warto wspomnieć, że gdyby przeszła jego propozycja, to ptakiem-symbolem narodowym nie byłby bielik amerykański, a... indyk. A skoro już mówimy o sygnatariuszach, to dwóch z nich: John Adams i Thomas Jefferson, sprawowało w późniejszym czasie urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obu panów łączyła jeszcze jedna rzecz- data śmierci. 4 lipca 1826 roku. Tak, nie pomyliłam się- 4 lipca.

Ludność. W 1776 roku, świeżo narodzone Stany Zjednoczone liczyły około 2,5 miliona mieszkańców. Dziś kraj zamieszkuje około 326 milionów osób, co plasuje USA na trzeciej pozycji krajów pod względem liczby ludności na świecie!

Flaga. Wraz z powstaniem kraju, powstała też flaga narodowa. Początkowo była to flaga składająca się z 13 białych i czerwonych pasów oraz 13 białych gwiazdek na niebieskim tle. Gwiazdy miały symbolizować wszyskich trzynaście kolonii, które wstępowały do unii, a ich kolisty układ miał wskazywać na równorzędność każdej z nich. Brzmi znajomo? ;) Od tamtego czasu flaga przeszła 26 modyfikacji w liczbie i układzie gwiazdek i aktualnie liczy ich 50, czyli tyle, ile jest stanów. Ostatnia zmiana w wyglądzie flagi miała miejsce w 1960 roku, kiedy do Stanów Zjednoczonych dołączyły Hawaje. Oznacza to, że aktualnie obowiązujący wzór ma już 57 lat! Ale kto wie, może niebawem nastąpią zmiany? Może Puerto Rico stanie się 51. stanem?

Fajerwerki. Fajerwerki są najpopularniejszym i chyba najbardziej kojarzonym z Ameryką sposobem świętowania Dnia Niepodległości. Niemal w każdym większym mieście wieczorem w Dzień Niepodległości organizowane są miejskie pokazy sztucznych ogni. Święto amerykańskie, ale zysk... chiński. Szacuje się bowiem, że Stany Zjednoczone importują z Chin fajerwerki o wartości ponad 200 milionów dolarów. Ba! Również flagi narodowe, tak dumnie rozwieszane przez Amerykanów przed domami, to zysk dla Chin. Na przykład w 2012 roku, ponad 3,5 miliona amerykańskich flag wykonanych zostało w Państwie Środka.


Barbecue. Równie popularnym jak pokazy fajerwerków sposobem na świętowanie Dnia Niepodległości jest grillowanie. Wszystko jedno czy na przydomowym ogrodzie w gronie przyjaciół, na pikniku w parku czy na miejskim festynie. Popularne są skrzydełka, żeberka, a także hot dogi, których tego dnia zjadanych jest jakieś... 150 milionów! Gdyby wszystkie je ułożyć w linii, wystarczyłoby na połączenie Waszyngtonu z Los Angeles. Pięć razy.

I na koniec ostatnia szybka ciekawostka. Hot dog na zdjęciu powyżej jest pięknym przykładem posiłku na 4th of July. Ale coś Wam poradzę- nie proście o takiego w Chicago, bo popełnicie kulinarne faux-pas. Nigdy, powtarzam nigdy w życiu, nie proście w Chicago o hot doga z keczupem. Kropka.

A teraz już nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim świętującym jak najradośniejszego Dnia Niepodległości. Bo w Ameryce właśnie tak obchodzi się to święto- rodzinnie i z uśmiechem na twarzy.


6/26/2017

Kuponowy zawrót głowy

Kuponowy zawrót głowy
     Dawno, dawno temu, za górami, za lasami i za oceanem, żyła sobie Paulina, która napisała post o zaletach zakupów w USA. Post okazał się chętnie odwiedzany i komentowany i tylko jedna rzecz nie dawała Czytelnikom spokoju. "Dlaczego nie napisałaś o kuponach?"- dopytywali Czytelnicy, a Paulina odpowiadała, zgodnie z prawdą, że kupony to szeroki temat i że na pewno wkrótce powstanie o nich oddzielny post. Lata mijały, a post nie powstawał. Aż zdarzył się cud i oto jest- krótki i skondensowany post o kuponach i jak z nich korzystać. Zapraszam!


     Na początek kilka słów tytułem wstępu. Po pierwsze, w Ameryce istnieje mnóstwo rodzajów kuponów zniżkowych i bardzo łatwo je znaleźć czy dostać, o czym za chwilę. Po drugie, bardzo często kupony i promocje w sklepach łączą się, dzięki czemu zaoszczędzić można jeszcze więcej. Po trzecie, zawsze przed dokonaniem zapłaty upewnijcie się, czy gdzieś tam w szeroko pojętej przestrzeni nie ma kuponu zniżkowego, bo na jakieś 75% jest. Czasem zaoszczędzicie raptem kilkadziesiąt centów, innym razem sporo dolarów. A teraz już do rzeczy, czyli skąd się biorą kupony?

Kupony w oddzielnych gazetkach. W Ameryce bardzo często w swojej skrzynce pocztowej można znaleźć bezpłatne gazetki składajace się z samych tylko kuponów. Zazwyczaj są to kupony do lokalnych sklepów, retauracji i centrów handlowych.

Kupony w prasie. W tradycyjnej prasie również bardzo często znaleźć można kupony zniżkowe. Zazwyczaj są to promocje na produkty związane z tematyką magazynu, na przykład w czasopismach kobiecych znajdują się próbki kosmetyków wraz z dołączonymi kuponami, zazwyczaj z dość długą datą ważności.

Kupony przez email. Znakomita większość sklepów oferuje opcję zapisania się na newslettera lub do bezpłatnego programu lojalnościowego. O ile nie trafiliście do danego sklepu przypadkiem i nie planujecie tam nigdy więcej robić zakupów, to zdecydowanie warto się zapisać. Zazwyczaj wystarczy podać jedynie imię i adres email, i już wkrótce na naszą skrzynkę zaczną przychodzić oferty z danego sklepu. Czasem będą to jedynie informacje o nowych produktach i aktualnych promocjach, a czasem całkiem korzystne kupony, typu "spend $100, save $20" albo coś podobnego. Co ważne, w tego typo promocjach kwota "wydana" od której nalicza się rabat to kwota przed podatkiem. O podatkach płaconych przy kasie wspominałam krótko TUTAJ.


Kupony zniżkowe na internecie. Jedna z najprostszych form uzyskania kuponu. Wystarczy wejść na google, wpisać frazę "[nazwa sklepu] coupon" i jest bardzo prawdopodobne, że coś się znajdzie. Oczywiście, nie wszystkie wyniki wyszukiwania i kupony okażą się prawdziwe, ale bardzo często można trafić na jakiś miły kupon 10% off. Swego czasu, gdy jeszcze zdarzało zamawiać mi się jedzenie z Pizza Hut, zawsze przed uiszczeniem zapłaty szukałam kuponu i zazwyczaj znajdowałam ofertę na kilka dolarów. Niby nie wiele, a jednak zawsze coś.

Kupony przysyłane ze sklepów. Jak już wspomniałam, zazwyczaj warto zapisywać się do sklepowych programów lojalnościowych. Nie tylko robiąc zakupy zbieramy punkty, które z czasem zamienić będzie można na kilkudolarową zniżkę, ale bardzo często można również liczyć na dodatkowe kupony zniżkowe. Ba! Czasem nawet dostaje się coś za darmo! Jak na przykład w Bath & Body Works czy Victoria's Secret, co możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Z BBW mniej więcej raz na dwa miesiące dostaję kupon na darmowy kosmetyk w wersji podróżnej, a z VS przez długi czas z podobną częstotliwością dostawałam kupony na darmowe majtki. Aż wyrobiłam u nich kartę kredytową, i kupony się skończyły, choć nie wiem, czy jest to bezpośrednio powiązane.


Kupony dla posiadaczy kart kredytowych. Skoro już wspomniałam o sklepowych kartach kredytowych, to krótko rozwinę ten temat. W Stanach Zjednoczonych wiele sklepów oferuje swoje własne karty kredytowe- ważne tylko w danej sieci. Czy opłaca się je wyrabiać? Moim zdaniem to zależy. Jeśli w danym sklepie kupujecie często i sporo, to się opłaca- często dostaje się dodatkowe zniżki, a ponadto, podobnie jak przy zwykłych programach lojalnościowych, zbiera się punkty, które potem można wymienić na rabat. Jeśli natomiast w danym sklepie bywacie tylko okazjonalnie, to moim zdaniem nie warto zaśmiecać sobie konta kredytowego dodatkową kartą, która tylko będzie leżała nieużywana w szufladzie. No chyba, że robicie spore zakupy (na przykład w sklepie meblowym), a sklep oferuje korzystny upust na pierwsze zakupy opłacone ich kartą kredytową, co zdarza się dość często. Jednym ze sklepów, do których moim zdaniem opłaca się mieć kartę kredytową, jest sieciówka Kohl's. Jest to sklep, w którym można kupić przede wszystkim odzież, ale także zabawki, kosmetyki czy artykuły gospodarstwa domowego. Posiadacze karty kredytowej nie tylko otrzymują regularne rabaty między 10 a 30 procent, ale także często mogą liczyć na ofertę "wydaj 50 dolarów, dostaniesz 10 dolarów na kolejne zakupy". Moim zdaniem opłaca się bardzo.

Kupony na paragonach.Wydaje Wam się, że skoro już opłaciliście swoje zakupy, to Wasza relacja ze sklepem się kończy? Nic bardziej mylnego! W wielu sklepach, na przykład CVS czy Kmart, na paragonie otrzymujemy zniżki na kolejne zakupy. Czasem jest to po prostu rabat typu "10% off", innym razem rabat na konkretne produkty, na przykład $2 off na zestaw maszynek do golenia konkretnego producenta. Warto spojrzeć na te kupony przed wyrzuceniem paragonu, bo może się okazać, że akurat zechcemy z czegoś skorzystać. Kolejna kwestia to kupony zniżkowe dołączane do paragonu do... zaprzyjaźnionych sklepów. Przyznam, że dopiero ostatnio zauważyłam, że robiąc zakupy w centrach outletowych w niektórych sklepach, dostaje się właśnie tego typu zniżki, ważne tylko na jeden dzień. Na przykład po zakupach w sklepie Calvin Klein otrzymałam taki pliczek:



Groupon, Living Social i inne zakupy grupowe. Zakupy grupowe na portalach typu groupon są powszechnie znane także w Polsce, więc nie będę poświęcać im dużo uwagi. Napomknę tylko, że tak, w USA też to działa i to całkiem prężnie. Polecam szczególnie zniżki na usługi, atrakcje turystyczne i restauracje.

Aplikacje na telefon. Oczywiście, że w naszych czasach nie może również zabraknąć specjalnych aplikacji na telefon. Jest ich mnóstwo, są darmowe, a po ich zainstalowaniu dostaniemy dostęp do całej bazy aktualnych zniżek w setkach sklepów. Jak ktoś często robi zakupy i ma czas na zapoznawanie się z ofertami to zdecydowanie polecam.

     Jak widzicie, rodzajów kuponów w USA jest całe mnóstwo i naprawdę opłaca się z nich korzystać. Istnieje nawet specjalny ruch nazywany "couponing", gdzie ludzie wymieniają się doświadczeniami i radami jak najlepiej korzystać z kuponów, jak je łączyć i gdzie szukać najlepszych ofert i promocji. Niekiedy przy kasach w supermarketach można spotkać gospodynie domowe, które ze swoich pękatych segregatorów wyjmują przygotowane pliki kuponów. Powstają na ten temat filmy, artykuły, a nawet oddzielne strony i blogi. No bo skoro można zaoszczędzić, to dlaczego z tego nie skorzystać?


6/01/2017

Jacy (nie) są Amerykanie? 5 najpopularniejszych stereotypów

Jacy (nie) są Amerykanie? 5 najpopularniejszych stereotypów
     Przyznam szczerze, że przed moim przylotem do USA właściwie nie interesowałam się tym krajem. Moja wiedza na temat Ameryki była bardzo podstawowa, a na liście miejsc do zobaczenia w przyszłości Stany plasowały się daleko poza czołówką. Nie da się jednak ukryć, że w Polsce dość popularna jest amerykańska popkultura, a właściwie od zawsze ktoś miał rodzinę w USA, więc i słyszał jakieś opinie o Ameryce i Amerykanach. I o ile przeciętny Polak zapytany o to, co sądzi o mieszkańcach Trynidad i Tobago, raczej nie miałby za wiele do powiedzenia, o tyle zapytany o mieszkańców Stanów Zjednoczonych z pewnością pociągnąłby temat. Pytanie tylko, na ile dzieliłby się swoimi opiniami, a na ile popularnymi stereotypami, których Amerykanie doczekali się całe mnóstwo? Dziś postanowiłam rozprawić się z pięcioma najpopularniejszymi moim zdaniem stereotypami na temat Amerykanów. Wiadomo, stereotypy nie biorą się zazwyczaj z powietrza, ale jest w nich ziarno prawdy. Więc zobaczmy, gdzie na tym jednym ziarnie się skończyło, a gdzie uzbierała się ich cała górka. 



1. Amerykanie są głupi.

     Wydaje mi się, że jest to absolutny numer jeden w kategorii stereotypów o Amerykanach. Ba! Nawet kilkukrotnie zostałam zapytana wprost, gdy odwiedzałam Polskę, czy "Amerykanie naprawdę są tacy głupi". Wydaje mi się, że ten sterotyp ma aktualnie swoje źródło w dwóch miejscach: w amerykańskich komediach (typu "American Pie") i programach rozrywkowych (typu "Jerry Springer"), oraz w filmikach na Youtube, które obnażają niewiedzę Amerykanów. Tylko z tymi źródłami jest pewien problem: Polska również ma swoje głupie komedie (chociażby "Wyjazd integracyjny"), ma także swój kanał "Matura to bzdura", gdzie obnażona jest niewiedza Polaków. Moim zdaniem równanie jest proste- wszędzie są ludzie mądrzy i głupi. Tyle że Ameryka jest ogromna, a amerykańska popkultura jest obecna dosłownie wszędzie, więc może tę amerykańską głupotę widać po prostu bardziej. 
       Z mojego sześcioletniego doświadczenia mieszkania w USA mogę powiedzieć, że spotkałam Amerykanów zarówno bardzo inteligentnych, jak i tak głupich, że nie wiem jakim cudem są w stanie funkcjonować w świecie. Co jednak muszę przyznać, Amerykanie są zazwyczaj wykształceni w dużo węższym zakresie niż Polacy. Wynika to z systemu edukacji. Podczas gdy w Polsce uczniowie aż do końca liceum są kształceni właściwie we wszystkich kierunkach (nawet idąc do klasy profilowanej, i tak ma się wszystkie przedmioty w jakimś zakresie), o tyle w Ameryce już w najmłodszych uczniach stara się wykryć ich predyspozycje i kształcić z naciskiem na kierunek predyspozycji. Moim zdaniem każdy system ma swoje wady i zalety, ale nie ma co ukrywać, że przeciętny Polak ma większą wiedzę ogólną niż przeciętny Amerykanin. Wydaje mi się również, że Polacy mają większe predyspozycje do samodzielnego rozwiązywania problemów, co może wynikać zarówno z trudnej historii naszego kraju, jak i znowu- z systemu edukacji. W Polsce po prostu trzeba sobie radzić, w szkole nikt ucznia nie będzie prowadził za rączkę. Natomiast w Ameryce ludzie są przyzwyczajeni, że w pewien sposób wszystko jest im podane na tacy. Przykład z mojej szkoły- jeden, choć mogłabym je mnożyć. Na jednych zajęciach mieliśmy zadanie domowe- wybrać się do czytelni na kampusie i w odpowiednich encyklopediach i rocznikach prawniczych znaleźć konkretne informacje. Przed kolejnymi zajęciami połowa klasy była oburzona- że co to w ogóle za zadanie, że nie zostało wytłumaczone, że oni w ogóle nie wiedzieli co mają z tym zrobić. Nie mam pojęcia, co mogłoby wymagać wytłumaczenia. Na którym piętrze jest czytelnia?

2. Amerykanie są grubi.

     W tym stereotypie zdecydowanie jest bardzo dużo prawdy. Oczywiście, nie wszyscy Amerykanie są grubi. Wielu Amerykanów bardzo dba o swoją sylwetkę, odżywia się zdrowo i uprawia regularnie sport. Ale prawdą jest, że Ameryka znajduje się w czołówce najbardziej otyłych państw świata i aż 35% Amerykanów cierpi na otyłość. Mało tego, problem ten postępuje i z roku na rok jest coraz większy, co wyraźnie widać na mapkach poniżej.


Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy przyleciałam do USA byłam w ogromnym szoku, widząc tak wiele tak bardzo otyłych osób. Przecierałam oczy widząc osoby tak otyłe, że dosłownie potrzebowały dwóch miejsc w autobusie, czy też poruszające się specjalnymi pojazdami, a w sklepie pakujące do wózka coca-colę, chipsy i mrożone hamburgery. Osoby nazywane w Polsce "grubasami", tutaj mogłyby spać spokojnie, bo byłyby raczej w dolnej granicy. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, jakim cudem Amerykanie "roztywają" się do takich rozmiarów. I w ogóle nie łykam tych głupot, że pewnie to z powodu choroby. Oczywiście, otyłość prowadzi do bardzo poważnych chorób, ale nie wierzę, że aż 35% populacji ma choroby hormonalne czy jakieś inne, które to doprowadziły je do otyłości. W moim odczuciu jest to zwyczajnie lenistwo i zła dieta, wpajana już od dziecka. Tak, to prawda- dla wielu Amerykanów McDonald's jest na porządku dziennym.


3. Amerykanie są zawsze uśmiechnięci.

     Na pewno nie zawsze, czasem też się smucą lub denerwują. Ale zgadzam się, że uśmiechu w Ameryce jest zdecydowanie więcej niż w Polsce. Uśmiechają się obcy ludzie na ulicy, uśmiechają się ekspedientki. Jest jakoś tak milej, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że ten uśmiech jest poniekąd wymuszony na przykład przez rodzaj wykonywanej pracy. Wydaje mi się, że z tym uśmiechem łączy się jeszcze jedno zjawisko- szacunek do drugiej osoby. Przez tych kilka lat w Ameryce nigdy nie zdarzyło mi się, by sprzedawca był nieuprzejmy, a lekarz arogancki. Wręcz przeciwnie- sprzedawcy zazwyczaj upewniają się kulturalnie, czy "everything is ok" oraz czy znaleźliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy, natomiast lekarze delikatnie i ze zrozumieniem obchodzą się z pacjentami. I jeszcze jedna rzecz. Mam wrażenie, że bezinteresowny uśmiech jest w Ameryce tak zakorzeniony, że jego brak może być odebrany jako... niegrzeczność i gburowatość.
 
4. Amerykanie to patrioci

      Szczerze mówiąc mam bardzo mieszanie uczucia co do tej tezy. No bo z jednej strony na każdym kroku powiewa amerykańska flaga, ba! flaga amerykańska jest dosłownie na wszystkim: strojach kąpielowych, skarpetkach, ręcznikach, kubkach, długopisach... Każdy Amerykanin prawdopodobnie zna również doskonale hymn narodowy, głównie dlatego, ze jest on odgrywany między innymi przed wszystkimi ważniejszymi wydarzeniami sportowymi. Amerykanie są także dumni ze służby w wojsku, a także z samego faktu, że są Amerykanami. Kiedy przychodzi do świętowania Dnia Niepodległości, cały kraj przyodziewa narodowe barwy i bawi się radośnie grillując żeberka. Ale z drugiej strony mam wrażenie, że ten patriotyzm jest nieco powierzchowny, że to tylko taka ciepła kołderka, pod którą niewiele się skrywa. Że może przeciętny Amerykanin potrafiłby wyrecytować wszystkich prezydentów, ale niekoniecznie powiedziałby coś więcej. Ale może te moje obiekcje wynikają z tego, że nasz polski patriotyzm jest utożsamiany z czymś zupełnie innym? My mamy długą i bogatą historię; wiele, jako naród, razem przeszliśmy. Z tego też powodu wiele nas łączy, a przywiązanie do Polski często wręcz wysysamy z mlekiem matki. Tak sobie myślę, że polski patriotyzm i amerykański patriotyzm to dwa zupełnie różne patriotyzmy. Czy któryś jest lepszy od drugiego? Raczej nie, każdy zwyczajnie wyrósł w innych warunkach, to i objawia się inaczej. No i w końcu- kto daje nam prawo, by oceniać patriotyzm innej osoby?


A jak samych siebie postrzegają pod tym kątem Amerykanie? Ciekawe statystyki możecie przeczytać na przykład TUTAJ, a poniżej dwa najciekawsze moim zdaniem wykresy:




5. Amerykanie uwielbiają broń 

     Fakt, uwielbiają. Uwielbiają na tyle, żeby prawo do posiadania broni zawrzeć w jednej z poprawek do Konstytucji. Co ciekawe, druga poprawka, w której zawarte jest prawo do posiadania broni, została uchwalona w 1791 roku, czyli w kompletnie innej epoce. Myślę, że również ratio legis było inne niż to, które przyświecałoby prawodawcom w naszych czasach. Nie zmienia to faktu, że Amerykanie prawo do posiadania broni często utożsamiają ze swoją wolnością. Co również interesujące, mimo iż prawo do posiadania broni jest prawem krajowym (z racji zawarcia go w Konstytucji Stanów Zjdnoczonych), to każdy stan doprecyzowuje to prawo w nieco innyc sposób. Na przykład inne mogą być wymagania do zrobienia licencji, kupna broni, czy noszenia jej w miejscach publicznych.
Jak zwykle- nie wszyscy są fanami broni palnej, ale jednak Ameryka pod względem liczby posiadanej broni bije inne kraje na głowę. Spójrzcie sami:


Co ciekawe, pomijając sytuacje typu gangsterskie porachunki (których nota bene pełno na ulicach Chicago, o czym pisałam na przykład TUTAJ), broni za bardzo na ulicach nie widać. O broni też się jakoś specjalnie dużo nie rozmawia, a jednak wiadomo, że ona gdzieś "tam" jest. Chociaż przypuszczam, że w południowych stanach, na przykład Teksasie, broń może być bardziej widoczna na co dzień.


A jakie Wy macie zdanie na temat stereotypów o Amerykanach? Może znacie inne, dziwne, zabawne albo drażniące? Ja na dziś wybrałam pięć moim zdaniem najpopularniejszych, ale z chęcią dodam kolejne posty, w których tłumaczyć będę kolejne stereotypy, co Wy na taki minicykl?


Dzisiejszy post powstał we współpracy z Klubem Polki na Obczyźnie. Przez cały miesiąc dziewczyny z najróżniejszych zakątków świata będą pisały o tym, jak zmieniło się ich postrzeganie kraju, w którym mieszkają obecnie. Jeśli jesteście ciekawi, koniecznie zajrzyjcie TUTAJ.

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger