Dziś odbyła się pierwsza z trzech oficjalnych debat bezpośrednio poprzedzających wybory prezydenckie, które odbędą się w USA już 8 listopada. W rozmowie udział wzięli kandydatka Demokratów, Hillary Clinton, oraz kandydat Partii Republikańskiej, Donald Trump. Debatę poprowadził przedstawiciel telewizji NBC, Lester Holt. Rozmowa trwała półtorej godziny i poruszyła zagadnienia z 3 segmentów: osiągania przez Amerykę dobrobytu (kwestie nowych miejsc pracy czy nierówności społecznych); kierunku, w którym zmierza Ameryka (poruszono głównie kwestie dyskryminacji rasowej i przestępczości); oraz bezpieczeństwa kraju (cyberataki i terroryzm).
Nie zamierzam w tym poście streszczać całej debaty czy wypowiadać się w temacie poglądów kandydatów, gdyż nie znam się jeszcze na amerykańskiej polityce na tyle, by móc rzetelnie ją komentować. Jeśli ktoś jest zainteresowany całością debaty, to polecam obejrzeć ją na Youtube (np. TUTAJ -debata zaczyna się od około 27 minuty filmu), lub przeczytać transkrypcję z naprawdę ciekawymi komentarzami specjalistów, odnoszącymi się głównie do "faktów" przedstawionych przez kandydatów (TUTAJ).
Zamierzam dziś natomiast wypunktować kilka różnic i podobieństw pomiędzy debatami politycznymi na wysokim szczeblu w USA i Polsce. Od razu zaznaczam, że są to jedynie moje luźne obserwacje, w dodatku spisywane "na gorąco". Jeśli ktoś z Was oglądał debatę, śmiało piszcie o swoich wrażeniach!
Pierwszą różnicą, która rzuca się w oczy już od samego początku jest większy luz amerykańskich polityków. Widać to zarówno w ich wzajemnych relacjach (np. zwracanie się do kontrkandydata po imieniu), mowie ciała, jak i samym sposobie formułowania odpowiedzi, który jest o wiele swobodniejszy, przez co wypowiedzi brzmią bardziej spontanicznie i wiarygodnie niż polskich polityków. Co nie oznacza, że nie ma w nich kłamstw czy celowych niedomówień.
Mam również wrażenie, że amerykańscy politycy dużo odważniej podchodzą do poruszanych w debatach kwestiach. Oczywiście, i tutaj mamy do czynienia z populizmem oraz uciekaniem od bezpośredniej odpowiedzi czy wyciagania z rękawa tematu zastępczego, jeśli zadane przez prowadzącego pytanie jest niewygodne. Jeśli jednak przypomnę sobie jałową debatę pomiędzy kandydatkami na polskiego premiera Ewą Kopacz i Beatą Szydło, podczas której to debaty nie padły absolutnie żadne konkrety od żadnej ze stron, a jedynie usłyszeć można było bezlitośnie powtarzane slogany, to mam wrażenie, że Trump i Clinton byli merytoryczni i rzeczowi do bólu.
A skoro jesteśmy już przy tematach zastępczych, najchętniej poruszanych kwestiach czy stosowanych wybiegach, to tuż przed debatą trafiłam na taką oto grafikę:
I powiem Wam jedno- gdybym w ową grę zdecydowała się zagrać, byłabym kompletnie pijana przed końcem odpowiedzi na pierwsze pytanie. Ze strony Trumpa najbardziej widoczne było obwinianie Chin o wszystkie nieszczęścia, natomiast Clinton przy każdej możliwej okazji próbowała wymusić śmiech widowni. Tak, drodzy kandydaci, jesteście przewidywalni.
Co również rzuciło mi się w oczy to częste odwoływanie się kandydatów do zarówno swojej, jak i kontrkandydata historii i sytuacji rodzinnych. Wiem więc już na przykład, że Hillary pochodzi z klasy średniej, a jej ojciec był właścicielem małego biznesu. Za to Trump pieniądze na swój pierwszy biznes (kilkanaście milionów) pożyczył od swojego ojca. Ach, i jeszcze Hillary ma wnuczkę, o której przyszłość się boi, dlatego tak bardzo zależy jej na prospericie Stanów Zjednoczonych. Oczywiście, trochę spłaszczam.
Nie obyło się również bez osobitych wybiegów i oskarżeń. I tak na przykład Trumpowi dostało się między innymi za to, że zwykł wyzyskiwać imigrantów i swoich pracowników, którym często nie płacił za wykonane przez nich usługi. Nawet za bardzo w tej kwestii nie protestował, wspomniał tylko że widocznie nie był zadowolony z wykonanej przez nich pracy. Kiedy natomiast zapowiedział reformę podatkową, publiczność mogła usłyszeć z ust Hillary, że ma to się przysłużyć przede wszystkim jemu i jego rodzinie. Hillary za to usłyszała zarzut, w odpowiedzi na swoje propozycje reform i zmian, że skoro mo takie fantastyczne pomysły, to czemu nie zrobiła nic w kierunku ich realizacji przez blisko 30 lat swojej działalności w polityce. Najciekawszy moment w kwestii wzajemnych oskarżeń zdarzył się jednak według mnie kiedy wywołany został wątek nieujawnionych dotąd rozliczeń podatkowych Donalda. Hillary stwierdziła, że Trump najwyraźniej ma coś do ukrycia, na co Donald odpowiedział, że z chęcią ujawni swoje rozliczenia kiedy tylko Clinton ujawni treść ponad 30 tysięcy skasowanych emaili. Kto interesuje się amerykańską polityką, na pewno o obu aferach słyszał, więc wyciągnięcie ich podczas debaty go nie zdziwi. W tym temacie niemal natychmiastowo pojawił się taki oto mem, skądinąd genialny:
Bardzo podobało mi się, że debata była nieco agresywna. Na początku zaczęło się kulturalnie i przyjacielsko, zresztą tak też się zakończyło, ale sam środek obfitował w wiele momentów zażartej dyskusji, co uważam za duży plus. Było dynamicznie i chciało się tego słuchać, a nie spać, jak często przy polskich debatach politycznych.
W temacie dzisiejszej debaty, zakończonej przed niewiele ponad godziną, to z mojej strony wszystko. Miłośnikom amerykańskiej polityki zdecydowanie polecam obejrzenie całości, a także kolejnych debat przed wyborami, z których najbliższa, pomiedzy kandydatami na urząd wiceprezydenta, odbędzie się już 4 października (kompletny terminarz debat TUTAJ). Ja sama, choć głosować w USA jeszcze nie mogę, z wielką chęcią oglądam debaty polityczne. Moim zdaniem nic tak nie oddaje charakteru i poglądów kandydatów jak właśnie one. W najbliższych dwóch liczę na jeszcze więcej politycznych prowokacji i szansę na pokazanie swojego prawdziwego oblicza przez kandydatów. Tylko czy można liczyć na to przy całym sztabie politycznych doradców, trenerów i specjalistów od wizerunku, otaczających Clinton i Trumpa?
abcnews.com |
fox5sandiego.com |
O moich refleksjach na temat debat poprzedzających poprzednie wybory prezydenckie
(Obama - Romney) możecie przeczytaj TUTAJ.