Jako że dziś w Chicago była wyjątkowo piękna pogoda- słońce, cieplutko, żadnych opadów- postanowiliśmy wybrać się na spacer w jedno z moich ulubionych miejsc- Montrose Beach.
Niezorientowanych informuję, że Chicago położone jest nad Jeziorem Michigan, jednym z pięciu Wielkich Jezior, które zajmuje powierzchnię ok 57 800 km kw., więc spokojnie można je przyrównać do małego morza (ot, dla porównania, takie sobie Morze Marmara zajmuje raptem niespełna 11 500 km kw.). Jako że jest to tak duże jezioro, to i plaż pod dostatkiem, jednak my, spośród tych pobliskich, upodobaliśmy sobie właśnie Montrose Beach.
Montrose Beach jest największą plażą w Chicago i muszę przyznać, że jest to bardzo wdzięczne miejsce dla odwiedzających, szczególnie latem. Plaża łączy się z parkiem, do którego można przyjechać na grilla czy zwykły rodzinny piknik. Zaraz za parkiem ulokowane są boiska, więc wypoczynek nie musi być leniwy, a można postawić na aktywność fizyczną. Przy plaży znajduje się też całkiem spora przystań dla jachtów. Latem jest to miejsce praktycznie bez przerwy oblegane przez ludzi i tętniące życiem, zimą- lekko zamarłe, choć i tak odwiedzane przez nas z przyjemnością.
Dodatkowo, jest to miejsce przystosowane dla miłośników zwierząt- wydzielona została część plaży dla psów. To naprawdę uroczy widok, kiedy biega po niej cała masa bawiących się ze sobą czworonogów. Co mnie zaskoczyło, kiedy zobaczyłam to pierwszy raz? Że psy biegają tutaj bez smyczy i bawią się ze sobą bez żadnej agresji! Cóż, chyba ta uprzejmość i otwartość przechodzi z amerykańskich właścicieli na ich zwierzaki...
A dla ocieplenia w te zimowe dni, lipcowy widok na Montrose Beach :)
edit (15.01.1012r.): Po sugestii Mariusza z http://kalcyt.blogspot.com/ , muszę skłonić się do jego opinii, że znalezione szczypce mogły należeć do raka Orconectes rusticus.
źródło zdjęcia: http://animaldiversity.ummz.umich.edu/site/resources/phil_myers/crustacea/Orconectes_rusticus.jpg/view.html
Ale cudnie :)Podoba mi się to połączenie wieżowców i plaży, szzególnie widoczne na pierwszym zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńNono, muszę przyznać, że widoków to tylko pozazdrościć. Chicago ma naprawdę ciekawy skyline.
OdpowiedzUsuńWo fakt, można się zakochać. Wczoraj, jak prawie nie było ludzi na plaży, widok był szczególnie urzekający:)
OdpowiedzUsuńTe szczypczyki krabowe są śliczne (nie wspomnę o rękawiczce).Ja takie miejsca nazywa na swój prywatny użytek "miejska plażą".Piękne jest to, że u Ciebie i zwierzęta i ludzie maja te same prawa do korzystania z uciech natury. Co do psów to chyba jest odrobina prawdy w tym, że "jaki pan taki kram".
OdpowiedzUsuńpięknie,aż by się chciało dotknąć tego piasku...
OdpowiedzUsuńŁadne ujęcia, szczególnie dwa pierwsze i rękawiczka :) Jeśli się nie mylę, to są to szczypce raka (nie kraba) Orconectes rusticus.
OdpowiedzUsuńTaki dość agresywny rak, który szybko rozprzestrzenia sie po Ameryce wypierając inne gatunki.
Dziękuję za informację! Ja w tym świecie niedomowych zwierząt jestem dosyć zielona, więc jestem wdzięczna za sugestię ;)
OdpowiedzUsuńA mnie się wydaje, że oni mają za dużo przestrzeni i nie wiedzą za bardzo co z nią zrobić. Wielka Brytania jest tak mocno zaludniona, że na każdym metrze coś się znajduje (to wcale nie jest dobre).
OdpowiedzUsuńTo czego z całą pewnością zazdroszczę to piasek, my mamy raczej żwirowe lub kamieniste plaże, poleżeć na tym trudno a chodzić to już w ogóle tylko w butach.
I jesczze jedno na takiej przestrzeni to chyba strasznie wieje?
Co do tej przestrzeni to w 100% się zgadzam! Złapałbyś się za głowę, gdybyś zobaczył, jak źle jest tutaj czasem zorganizowana przestrzeń. Ale Stany są wielkie, miejsca im raczej nie zabraknie, więc raczej nie ma się co dziwić, że się z nim nie liczą.
UsuńWieje, wieje, a w Chicago to już całkiem- nie bez powodu nazywane jest Wietrznym Miastem :)
WITAM CZULE
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie piszesz i masz rękę do aparatu foto. może następnym razem zostaniesz nr 1 życzę.
Maciej