Jako że dziś była piękna pogoda, może już ostatni raz tej zimy (ponoć jutro ma nas "nieco" zaśnieżyć), postanowiliśmy wybrać się na mały spacer po Navy Pier oraz odwiedzić przy okazji IMAXa. O Navy Pier wspominałam kilka postów temu, a dziś jest wspaniała okazja, żeby napisać o tym miejscu trochę więcej.
Pamiętam doskonale swój pierwszy raz na Navy Pier. Było to 2,5 roku temu, mniej więcej tydzień po moim pierwszym przylocie do USA, kiedy wybraliśmy się na wycieczkę po Chicago organizowaną przez tutejsze polskie biuro podróży Rek Travel. Ot, takie jednodniowe Chicago w pigułce. Od pierwszego spojrzenia zakochałam się w tym miejscu, ale wtedy wydawało mi się to tak odległe miejsce, tak magiczne, tak nieosiągalne, że byłam więcej niż pewna, że to mój pierwszy i ostatni raz... A tu proszę, życie jak zawsze mnie zaskoczyło! :)
Navy Pier to moim zdaniem jedno z najbardziej uroczych i "klimatycznych" miejsc w Chicago. Jest to bulwar nad Jeziorem Michigan, w samym sercu Downtown. Nie jest to jedynie deptak, ale także centrum rozrywki- mieszczą się tu m. in. kafejki, kino IMAX, gabinet luster, palmiarnia, wystawa witraży oraz cały szereg sklepów z pamiątkami, w których znaleźć można dosłownie wszystko (magnesy, breloczki, koszulki, kieliszki, książki, maskotki- mogłabym tak wymieniać bez końca!). Niekiedy mają tu miejsce także wystawy, a np. od piątku na Navy Pier będzie można podziwiać białe tygrysy! Mam nadzieję, że znajdziemy czas, żeby uczestniczyć i w tym wydarzeniu, to przy okazji będzie nowy temat na posta :). Przy Navy Pier odbywa się też sporo wydarzeń sezonowych, jak np. obchody sylwestra czy, w lutym, konkurs na rzeźby ze śniegu. Latem natomiast można pokusić się o kilkugodzinny rejs albo napotkać na swojej drodze pirata. Na ogół, szczególnie latem, jest to miejsce bardzo chętnie odwiedzane zarówno przez mieszkańców Chicago, jak i turystów (osobiście uważam, że Navy Pier powinno być na liście miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w Chicago!). Dziś świeciło trochę pustkami, ale nam to nie przeszkadzało.
Dzisiaj skupiliśmy się na spacerze po deptaku, wizycie w palmiarni oraz, przede wszystkim, seansach w IMAX- obejrzeliśmy film "Born to be wild 3D", na który czekałam prawie rok ( i który polecam wszystkim miłośnikom zwierząt), oraz "Mission Impossible- Ghost Protocol", na który czekał Daniel :). Muszę przyznać, że IMAX jest zdecydowanie moim ulubionym kinem, szczególnie w kategorii filmów przyrodniczych realizowanych w 3D.
Zdjęcie oczywiście nie jest mojego autorstwa, ale bardzo dobrze ukazuje całe Navy Pier :)
źródło: http://www.architizer.com
A teraz już moje, dzisiejsze zdjęcia :)
Najpierw- fragment wnętrza.
Jeszcze dekoracje świąteczne, a w tle palmiarnia.
No i mamy palmiarnię, ze "skaczącą wodą". Nie mam pojęcia, jak to się fachowo nazywa, ale zawsze jestem pod urokiem tego mechanizmu.
Trochę mocniejszych wrażeń:) albo, patrząc na to inaczej- wspaniały punkt widokowy!
Widok na Downtown.
Zdjęcie robione pod słońce, więc efekt, jaki widać. Ale to, co najważniejsze, można dostrzec- do Miami niespełna 1200 mil! :D
Moje ulubione witraże- Cztery Pory Roku.
I tyle, w wielkim skrócie, o Navy Pier. Jeśli ktoś pragnie więcej praktycznych informacji, odsyłam do oficjalnej strony: http://www.navypier.com/.
Wystawa białych tygrysów?! To brzmi jak coś dla mnie... Też mam wielką nadzieję, że uda Ci się tam dotrzeć i czekam na relację :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
sss
OdpowiedzUsuńKoleżanko chyba gdzieś przespałaś w Polsce czas i obudziłaś się w innej bajce o kopciuszku co nagle wskoczył do Zamku Świata Obłudy i oświeca innych swoimi oczyma bez szkieł kontaktowych a przez denko od butelki :)
OdpowiedzUsuńKopciuszek w Twej wersji chyba chce być Księżniczką ale to nie ta bajka zejść koleżanko na ziemię z tego suchego drzewa a czytelników nie miej za ludzi żyjących w epoce kamienia łupanego lub na środku pustyni gdzie nie ma skaczącej fontanny :) i nie przeżywaj tak wszystkiego :) z Tego Jackowa
A co do blogu ocena ma jest mierna dość prostolinijny nie wnoszący nic a wręcz przesadzony publikacjami kopciuszka zafascynowanego Zamkiem z waty ale nie cukrowej lecz szklanej
Pozdrawiam i troszkę logiki w pisaniu
No Jarek koniec na dziś komputera.
UsuńO, w końcu doczekałam się krytycznego komentarza!:) Szkoda tylko, że od zgorzkniałego człowieka, jak sądzę rozczarowanego życiem.
OdpowiedzUsuńMam duży szacunek do Czytelników mojego bloga i nie uważam ich za "żyjących w epoce kamienia łupanego", jak to, Anonimowy, określiłeś. Zdaję sobie sprawę, że wielu Nich ma co najmniej równie ciekawe doświadczenia jak moje albo i nawet o niebo ciekawsze, jak również ogromną wiedzę życiową, której mi być może czasem, z racji wieku, brakuje. Zdaję sobie jednak również sprawę z tego, że wiele osób jest ciekawych życia tutaj, jak funkcjonuje tutejsze społeczeństwo, jak wszystko jest zorganizowane. Nie ubarwiam niczego, nie mówię też, że jest idealnie. Gdybyś przeczytał wszystkie posty, z pewnością byś to zauważył. Piszę to, co widzę. Bardzo cenię w sobie tę cechę, która pozwala mi czerpać radość ze wszystkiego, co staje na mojej życiowej drodze- nawet jeśli są to tak prozaiczne rzeczy jak "skacząca woda". W życiu ludzie mają za dużo swoich smutków i zmartwień, żeby dokładać im jeszcze kolejnych- dlatego też staram się pisać raczej o pozytywnych zdarzeniach. Jeżeli ktoś nie ma ochoty tego czytać- nikt go nie zmusza.
Aha, gdyby, drogi Anonimowy, umknęła Ci ta drobna informacja- nie całe Chicago to Jackowo :)
Pozdrawiam,
Paulina