12/04/2011

Emigracyjne przekleństwo

   Rozpoczynając pisanie tego bloga założyłam, że będę pisała tylko o przyjemnych i interesujących rzeczach. Niestety, życie na emigracji nie składa się z samych pięknych i udanych dni, są też nieprzyjemne momenty, więc może i o nich warto napisać, skoro są takim nieodłącznym elementem.
   Największą zmorą życia na emigracji jest moim zdaniem tęsknota.
   Tęsknota za Polską jest moją towarzyszką od pierwszego dnia pobytu tutaj. Nie ma dnia, żebym nie myślała o mojej kochanej rodzinie i o wspaniałych przyjaciołach, żebym nie wspominała ulubionych miejsc czy nie sprawdzała nowin z kraju i z mojego rodzinnego miasta. Nie ma dnia, żebym nie odczuwała wątpliwości, czy aby na pewno podjęłam słuszną decyzję i nie ma dnia, żebym nie odczuwała wyrzutów sumienia, że zostawiłam wszystko i wszystkich. Każdy dzień jest jak walka, żeby jednak nie myśleć o tym wszystkim za dużo, żeby się nie zagłębiać, nie analizować, bo już doskonale wiem, czym taka przegrana w danym dniu walka potrafi się zakończyć..
    Muszę jednak przyznać, że po przeszło trzech miesiącach, tęsknota przybrała inny wymiar, można by rzec- wykrystalizowała się. Na początku był to ból za utratą wszystkiego, co było mi bliskie i przerażająca wizja tego, czego w najbliższej przyszłości zapewne będzie mi brakować. Teraz już doskonale wiem, czego mi brakuje. I nie myślę tu nawet o tak oczywistych kwestiach jak tęsknota za bliskimi osobami samymi w sobie, ale o np. ogromnej chęci wyjścia z przyjaciółkami na babskie pogaduchy do H. czy na hamburgera do B.. Zachcianka niby niewielka, a jednak niemożliwa do zrealizowania. I to właśnie boli najbardziej, ta potworna niemoc i bezsilność.
   Ktoś może powiedzieć: W takim razie wracaj!. Oczywiście nie jest to takie proste, a poza tym nie po to tu przyleciałam, żeby wracać. I mimo tych wszystkich emocji i wątpliwości nie żałuję swojej decyzji.
   Cóż, tęsknota na emigracji była, jest i będzie i nie jest to nic nadzwyczajnego czy zadziwiającego. Trzeba się po prostu przyzwyczaić.

   Ale żeby zakończyć optymistycznym akcentem- jeśli jutro (mam na myśli niedzielę- ta różnica czasu jest potwornie niewygodna!) pogoda dopisze, pojedziemy do Downtown na targi świąteczne- coś podobnego, jak ma miejsce co roku w Berlinie. Będzie więc nowy temat na post i, mam nadzieję, trochę zdjęć :)

7 komentarzy:

  1. "na babskie pogaduchy do.. HAJDUKA !" miałaś na mysli, co nie ? :) hehe, nie no wiem, co miałaś, ale taka była moja pierwsza myśl :P

    OdpowiedzUsuń
  2. haha miałam na myśli pewne miejsce, ale Hajduk też może być :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm kazdy z nas to odczuwa, lecz z czasem jest inaczej... Znajdujesz swoje ulubione miejsca tutaj, swoje ulubione jedzenie, znajomych (bo o przyjaciol jest ciezko)...
    Pozniej zaczynasz sie cieszyc, poznawac nowe rzeczy, okrywasz siebie na nowo. Doceniasz mocniej to co masz, co osiagnelas... Na wszystko potrzeba czasu.
    Glowa do gory!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam rodzinę w Chicago mieszkają tam już ze 20 lat, nie zauważyłam specjalnie aby tęsknili za Polską.Zadomowili się tam na stałe, prężnie działają w Kopernikusie.Przyjeżdżają głownie do Polski przy okazji zwiedzania Europy.Może tęsknota z czasem przybiera inny wyraz...Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja jestem wyzuty z kazdych emocji jak ta wasza tesknota. zazwyczaj bylem sam moja jedyna przyjaciolka byla ksiazka a pierwsza miloscia praca w labsie. czuje pogarde dla polandu i pewno bede usatysfakcjonowany jak tam ruscy wejda i wywioza reszte idiotow na sybir. pogarde dla glupoty politykow ktorzy sprzedali przemysl, banki ubezpieczalnie, teraz ziemie, lasy i mineraly, pogardy dla tepych polaczkow ktorzy wybieraja sobie partie usmiercajace ten kraj z usmiechem glosuja na po, chociaz przyszlosc ich dzieci to emigracja. bo dlaczego my tu jestesmy? czy naprawde chcielibysmy przyjezdzac tu gdyby polska kwitla jak korea poludniowa? w 1990 mielismy taki sam dochod pre capita jak korea pd dzis oni nas wyprzedzaja o ponad 50%, maja swietne laboratoria, naukowcow ciezko pracujacych nie lizacych dup swoich przelozonych w nadzieji o awans, maja elektronike ktora w pl panstwo zalatwilo: optuimusa i jtt, dwie najwieksze firmy produkujace komputery w europie. maja statki, nowoczesna bron. badania genetyczne i nad gmo a my co my teraz mamy? elity ktore nie maja patriotyzmu w sobie za grosz. za czym mam tesknic za tym pieklem, robotnikami i korposzczurami tyrajacych w obcych korporacjach za 30% wynagrodzenia jakie maja tutaj ale szczesliwych ze wogole pracuja? tesknic mozna tylko za rodzina, ktora tez juz opuscila polandie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po rozmować z wieloma emigrantami, wszysycy czują to samo - tęsknotę. To rzecz normalna, ale po dłużej refkelsji jeśli tęsknota sprawia nam smutek, przykrość i same negatywne emocje to nie ma sensu zagłebiac sie jeszcze niżej. Przeciez człowiek dąży do szczęścia! Tak na emigracji jest nam dobrze: jest kasa, dobre warunki ale to nie wszystko. Jeśli czegoś brakuje trzeba to uzupełniać. Chociażby wyjściami na kawę z koleżankami tymi nowo poznanymi. Życie to sztuka wyboru :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger