Na wstępie z góry chciałam przeprosić Czytelników bloga za tak długie milczenie. Dostało mi się już za to od kilku osób, więc postanowiłam zebrać resztki sił i opisać ostatnie obserwacje. Kończący się już na szczęście tydzień był dla mnie bardzo intensywny. Ma to oczywiście swoje plusy- jak chociażby to, że po raz pierwszy doświadczyłam jazdy autobusem w Chicago. Z resztą nie tylko po raz pierwszy, ale też drugi, trzeci i jeszcze któryś. Jazda autobusem- takie niby nic, a jednak jakie przeżycie! :)
Komunikacja autobusowa jest tutaj zorganizowana zupełnie inaczej niż w Polsce. Jest to spowodowane między innymi odmiennym zagospodarowaniem przestrzennym miasta- ulice w Chicago są względem siebie prostopadłe (poza nielicznymi wyjątkami) co sprawia, że plan miasta przypomina wielką kratownicę. Co ciekawe, ulice nie kończą się na skrzyżowaniach, ale ciągną się przez kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt kilometrów. Dla zobrazowania tego mieszkańcom Szczecina mogę powiedzieć, że Wojska Polskiego uchodziłoby tutaj za dosyć krótką ulicę! Jak to się ma do autobusów? Ano ma się tak, że dana linia autobusowa rozciągnięta jest wzdłuż jednej ulicy, a kolejne przystanki to kolejne większe skrzyżowania ( w praktyce- autobus zatrzymuje się na przystanku maksymalnie co minutę- nie licząc stania w korkach). Ogólnie komunikacja miejska nie jest tutaj zbyt powszechna- większość mieszkańców ma swoje samochody i wybiera "dojazd własny".
Przystanki autobusowe oznaczone są tabliczkami i bardzo rzadko zdarza się, żeby była przy nich wiata bądź ławka. Natomiast nie istnieje coś takiego jak tabliczka z rozkładem jazdy. Rozkład można sprawdzić na Internecie, ale nie jest to dla mnie też specjalnie czytelne. Natomiast na przystankowych tabliczkach jest tylko numer linii, bardzo schematyczny plan trasy, z którego jak dla mnie nic nie wynika, oraz, co mnie zaciekawiło- treść wiadomości, którą można wysłać pod podany numer telefonu i tym sposobem uzyskać informację o przewidywanej najbliższej godzinie przyjazdu autobusu.
Jeśli chodzi o bilety to jest kilka znanych mi rozwiązań. Przede wszystkim, bilet można kupić u kierowcy wrzucając odliczone pieniądze do maszyny (standardowa opłata za przejazd wynosi $2,25- opłaty są tutaj za przejazd, a nie za czas przejazdu). Właściwie nie jest to kupno biletu, a uiszczenie opłaty, ponieważ żaden bilet nie jest wydawany. Poza tym, w większości dużych sklepów można kupić bilety na określony okres czasu, np. tygodniowe. W czasie ważności biletu można jeździć autobusami bez ograniczeń i co mnie zaskoczyło- nie są to bilety imienne! Bilety takie aktywowane są podczas pierwszego przejazdu w specjalnym urządzeniu obok kierowcy autobusu. Dla przykładu obok i poniżej zamieszczam mój bilet tygodniowy :)
A teraz kilka słów o tym, jak wygląda przejazd. Do autobusu wsiada się pierwszymi drzwiami i u kierowcy albo opłaca się przejazd, albo okazuje ważny bilet. Wnętrze autobusu trochę różni się od wnętrza polskiego. Przede wszystkim, nie jest poniszczone :] Ponadto, najbliżej wejścia są miejsca dla osób starszych lub niepełnosprawnych. Co ciekawe, jeżeli wejdzie osoba z wózkiem, to część tych siedzeń można złożyć, żeby zrobić więcej miejsca. Natomiast jeżeli ktoś chce przewieźć rower, to musi go przymocować do specjalnych uchwytów na zewnątrz autobusu. Poza "pierwszymi" drzwiami, są jeszcze drzwi "tylne", umiejscowione w środkowej części autobusu, przez które można jedynie wysiadać, ponieważ otworzyć można je tylko od wewnątrz. Nie ma przycisków "na żądanie", ale wzdłuż całego autobusu, przy oknach, rozciągnięta jest linka, za którą trzeba pociągnąć, jeżeli chce się wysiąść na najbliższym przystanku. Moim zdaniem jest to dosyć ciekawe rozwiązanie, ponieważ pociągnięcie takiej linki jest możliwe w każdym miejscu autobusu.
Ogólnie muszę przyznać, że podobają mi się rozwiązania przyjęte tutaj odnoście komunikacji autobusowej. Są jednak pewne zjawiska, niezależne od organizatorów publicznego transportu, które bardzo negatywnie wpływają na moje nerwy... Kiedy jedzie się w Polsce autobusem, tramwajem czy innym środkiem lokomocji, to kiedy w środku zaczyna wydzierać się jakieś dziecko, rodzice czy opiekunowie natychmiast próbują doprowadzić je do porządku. Natomiast tutaj, kiedy jakieś dziecko wydziera się w autobusie, gwiżdże czy w jakikolwiek inny sposób zakłóca ciszę, rodzice w najlepszym wypadku nie reagują, a w najgorszym- dokładają hałasu śmiejąc się równie głośno co ich dzieci... I nie trwa to chwilę, ale cały przejazd takiej wesołej rodzinki. I co jeszcze zauważyłam? Do tej pory miałam do czynienia z taką sytuacją 3 razy ( na około 8 przejazdów), i za każdym razem była to rodzinka meksykańska...
A dla tych, którzy z jakichkolwiek względów pragną zgłębić wiedzę na temat funkcjonowania komunikacji miejskiej w Chicago, polecam stronę Chicago Transit Authority (CTA): http://www.transitchicago.com/
to Daniel przestał już Ci wozic pupke ?! :P :D
OdpowiedzUsuńnie zawsze może, bo pracuje :P
OdpowiedzUsuńByłam w Chicago raptem parę dni, ale bardzo podobało mi się metro, oczywiście Loop jest najlepszy!;-) Autobusy to zło w każdym miejscu na Ziemii... ;P
OdpowiedzUsuńCo metro to metro:) Nie ma innej opcji:)
OdpowiedzUsuńwww.bezbarwny.pl