2/23/2017

Co warto zjeść w Nowym Orleanie?

Kiedy ktoś pyta mnie, jakie miejsce w USA spodobało mi się najbardziej, odpowiadam bez wahania- Nowy Orlean! Mimo że od naszej podróży do NOLA minęły już dwa lata, wciąż jestem pod wielkim wrażeniem tego miasta. Jego specyficzny klimat, wszechobecna sztuka, historia- to wszystko utkwiło głęboko w moim sercu. A do tego niesamowita kuchnia! I o tej właśnie kuchni będzie dzisiejszy post.

Kuchnia Nowego Orleanu (podobnie jak całej Luizjany) jest bardzo specyficzna, zreszą jak całe miasto. Mieszają się w niej wpływy amerykańskie, francuskie, hiszpańskie, afrykańskie i karaibskie. Kuchnia cajun, kuchnia kreolska- tak bywa określana. Pamiętam, że kiedy jechaliśmy do Nowego Orleanu, naczytałam się wszędzie, że jest to kuchnia bardzo pikantna. Doprawiona- zdecydowanie tak, ale z tą pikantnością to bym jednak nie przesadzała. Dziś przygotowałam dla Was subiektywne zestawienie 8 potraw i produktów, które moim zdaniem zdecydowanie warto zjeść w Nowym Orleanie. Pewnie, nie musicie... ale nie mówcie wtedy, że jedliście w NOLA :D To zaczynamy!

1. Gumbo

Gumbo jest to rodzaj gęstej zupy, która swoje korzenie ma w XIX wieku w Luizjanie. Składa się z mięsa lub skorupiaków, a także warzyw typowych dla kuchni cajun- selera, papryki i cebuli. Do tego, w celu zagęszczenia- okra lub zasmażka. Podawana jest zazwyczaj z ryżem. W moim odczuciu jest to zupa dość ciężka, z bardzo intensywnym i charakterystycznym smakiem. Zdecydowanie w czołówce nowoorleańskich dań!


Jeśli dobrze pamiętam, powyższe zdjęcie gumbo pochodzi z restauracji Tableau, którą bardzo polecam. Wprawdzie obsługa jest dość opieszała, ale jedzenie przepyszne, a ponadto można usiąść na balkonie z widokiem na plac przed Katedrą św. Ludwika. Niesamowity klimat!



 2. Jambalaya

Jambalaya jest to danie, które nie ma jednego konkretnego przepisu. Składnik podstawowy i obowiązkowy to ryż, ale dodatki to już kwestia indywidualna. Mogą być warzywa, skorupiaki, kiełbasa andouille. Taka trochę paella, tyle że w wersji kreolskiej.

fot.
3. Po-boy

Filadelfia ma swój Philly Cheese Steak, Nowy Orlean ma Po-boya. Jest to kanapka podawana w bagietce, zazwyczaj z mięsem bądź owocami morza. Nie zachwycił mnie oryginalny Philly Cheese Steak, nie zachwycił mnie szczerze mówiąc również Po-boy. Ale jak się jest w Nowym Orleanie, to spróbować trzeba.


4. Grits

Grits to nic innego jak gęsto przyrządzona kasza kukurydziana. Nie jest to wprawdzie danie charakterystyczne typowo dla Luizjany, ale generalnie dla południa Stanów Zjednoczonych, wywodzące się jeszcze z kuchni Indian. Muszę jednak przyznać, że grits z owocami morza serwowany w Nowym Orleanie w moim odczuciu nie ma sobie równych!

fot.

5. Beignets

Nie można być w Nowym Orleanie i nie zjeść pączków (beignets) z Cafe du Monde. Po prostu nie można. Cafe du Monde to symbol Nowego Orleanu- kawiarnia otwarta w 1862 roku, działająca 24/7 i zamknięta tylko w Boże Narodzenie i podczas huraganów. Serwowany jest tam tylko jeden rodzaj pączków i kawa- zwykła i z mlekiem. Jak widzicie, menu jest więc skrajnie okrojone, a mimo to w sezonie trudno się tam dostać! Pączki są rzeczywiście smaczne, choć jest to smak, który z nam z Polski- z kuchni mojej babci. Kawa jak kawa, miłośnicy Starbucks raczej nie poczują się usatysfakcjonowani. Ale dla niesamowitego klimatu trzeba tam być!


6. Tabasco

Każdy zna ostry sos tabasco. Pochodzi on z Meksyku, ale od połowy XIX wieku nazwa ta zastrzeżona jest dla firmy z Luizjany. Kilka godzin jazdy od Nowego Orleanu znajduje się Avery Island, gdzie odbywa się produkcja sosu Tabasco. Oczywiście, w całym Nowym Orleanie można kupić całą paletę sosów. Tak, w liczbie mnogiej, bo jest ich całkiem sporo:


7. Praliny

Nowoorleańskie praliny to ręcznie robione ciastka, wykonane przede wszystkim z mleka, cukru i orzechów pekan. Można je spotkać w wielu punktach miasta i wszystkie są niesamowicie smaczne! Niestety też nie są najtańsze, ale niedługo planuję wypróbować kilka domowych przepisów, więc jak uda mi się osiągnąć smak z Nowego Orleanu, to dam znać.

fot.
8. Hurricane

Po całym dniu zwiedzania i obżarstwa, warto usiąść i wypić dobrego drinka. W tym temacie polecam Hurricane- typowego nowoorleańskiego drinka na bazie rumu. W temacie alkoholu muszę też dodać, że we French Quarter można zgodnie z prawem pić alkohol na ulicy. Dzięki temu, na każdym rogu można znależć bary, które oferują jelly shots i drinki na wynos. Nie bez powodu Nowy Orlean bywa nazywany Disneylandem dla dorosłych!

Mohito i Hurricane
Jeden z barów z drinkami na wynos. Nie widać tego na zdjęciu, ale jest otwarty na ulicę!


I to tyle jeśli chodzi o jedzenie, którego moim zdaniem warto spróbować będąc w Nowym Orleanie. Dajcie znać czy mieliście ochotę spróbować czegoś z listy! A może macie jeszcze inne propozycje dań, których nie można sobie odmówić w NOLA?



Więcej nowoorleańskich opowieści:

11 komentarzy:

  1. Haha, przeczytalam tylko tytul i pomyslalam "wszystko, czyli najlepiej pozrec caly NO":)))
    Ale zaczelam czytac no i tak gumbo jest dla mnie zdecydowanie za ciezkie, grits to juz zupelnie nie moja bajka i na sama mysl mam odruch:) Po-boy od biedy moze byc, ale ja raczej mocno niekanapkowa jestem.
    Mimo to uwazam, ze NO jest tyle doskonalych restauracji, wspomne chocby NOLA ktorej wlascicielem jest Emeril Lagasse, jest tez chyba ciagle jest mimo, ze wlasciciel zmarl kilka lat temu slynny Paul K.
    No i dania, dania, dania, kuchnia creolska, francuska...
    Do wymienionych przez Ciebie dodalabym jeszcze oysters (oczywiscie jesli ktos lubi) NO jest chyba jedynym miejscem gdzie ostrygi mozna zjesc grillowane a niekoniecznie na surowo.
    Muffuletta, kolejna slynna w NO kanapka.
    Ale beignets moglabym jesc piec razy dziennie:))) Sa pyszne i niestety duzo lzejsze niz polskie paczki, po ktorych jakos mi zawsze ciezko na zoladku i ktore juz w czasie jedzenia maja silny zapach tluszczu. Nie wiem moze to tylko te z Greenpointu, ale od pewnego czasu przestalismy kupowac paczki. Nie powiem, dawniej zdarzalo sie to max dwa razy w roku, wiec zadna strata dla paczkowego biznesu na Greenpoincie:))) dokladnie 4 paczki w roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha wiedziałam, że jak na tapet pójdzie NOLA, to nie zabraknie Stardust :D
      Ja z kolei nie przepadam za ostrygami. Próbuję od czasu do czasu z nadzieją, że coś się zmieniło, ale tak jak lubię owoce morza, tak ostrygi i skalopki są u mnie na nie.
      Pamiętam, jak już kiedyś wspominałaś o restauracji Emerila. W końcu tam nie byliśmy, ale poza jednym miejscem (tym z po-boy'ami) wszystkie gdzie się stołowaliśmy były naprawdę godne polecenia, więc podejrzewam, że z 90% knajp we French Quarter może być wartych uwagi. Muffuletty nie próbowałam, więc póki co nie mam zdania. Ale zdecydowanie do nadrobienia przy kolejnej wizycie w NOLA!

      Usuń
    2. Wiedzialas i mialas racje, ze na haslo NO to zaraz przylece:)) Kocham NO, bardzo mi to miasto lezy pod kazdym wzgledem gdyby nie fakt, ze miesci sie w Louisiana to byloby naprawde super, ale poludniowe stany to nie moja bajka.
      Ja tez nie przepadam za ostrygami, ale grillowane sa zdecydowanie latwiejsze do przelkniecia:)))

      Usuń
  2. A bisque? https://en.wikipedia.org/wiki/Bisque_(food) Moi znajomi z NOLA uwielbiają to danie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że nigdy nie łączyłam bisque z Luizjaną? Mimo to znam i lubię!

      Usuń
  3. Kurcze, ja jednak jestem Bauer, bo pare potraw do mnie nie przemawia ;)
    O ile chetnie jem ryby, nie przelknela bym zadnego tzw. owocu morza.
    W Nowym orleanie pisze sie na drinki, praliny, kawe i paczki, i jesli do tej zupy nie doloza tych "owoców morza", to chetnie bym spróbowala, lubie wszystko cebulowe, lacznie z gotowana cebula w zupie, a okre polubilam w Bulgarii, swietne warzywko.
    Znaczy nie do konca jestem Bauer, bo z ciekawoscia cos nowego skosztowalam i posmakowalo mi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim, dzięki za nowe słówko w moim słowniku :D
      Jeśli nie przepadasz za owocami morza to faktycznie nie dziwię się, że mogłabyś podchodzić raczej sceptycznie do niektórych potraw. Ja akurat w większości owoce morze uwielbiam, więc ta kuchnia zdecydowanie jest dla mnie :) Co do gumbo to bywa ono przyrządzane na różne sposoby, i faktycznie nie zawsze są tam owoce morza, więc całkiem możliwe, że znalazłabyś coś dla siebie :) Ale wtedy musisz lubić kiełbasę!

      Usuń
    2. Lucy, naprawde lubisz gotowana cebule w zupie????
      OMG ja musze miec tak drobno pokrojona, ze sie rozgotuje na ciape i jej nie widac, a jak zobacze platek cebuli np. w rosole to juz lece do lazienki:)))
      Dlatego tez ja cebule do zup dodaje glownie w calosci z zachowanym oczyszczonym korzonkiem tak zeby byla pewnosc ze sie nie rozleci i wyciagam jak tylko zupa gotowa:)))
      Ostryg nie lubie wlasnie dlatego, ze przypominaja mi oslizla gotowana cebule:)))

      Usuń
  4. Uwielbiam oślizgłą ;) gotowana cebulę z zupy, mogą być i dwie, i ze zdziwieniem stwierdzam, że niewiele ludzi podziela mój smak o_O

    OdpowiedzUsuń
  5. Mieszkam W Nowym Orleanie od 4 lat i uwielbiam surowe ostrygi. Smakują jak morze.
    Wspominasz o deserach i ani słowa o bread pudding?
    Jeśli chodzi o drinki, to polecam Ramos Gin Fizz, Dark and Stormy... albo wizytę w naprawdę dobrym barze, gdzie specjalista od różnych alkoholowych mieszanek skomponuje coś specjalnie dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobało w Nowym Orleanie, a nowoorleańskie jedzenie wręcz mnie zachwyciło <3 Wiesz, że z Twojej listy nie spróbowałam tylko tych pralin? A wyglądają tak apetycznie! Świetny post, jak zwykle zresztą :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger