W Nowym Orleanie i jego okolicach jest zdecydowanie więcej wartych odwiedzenia miejsc i atrakcji, niż mogłoby się początkowo wydawać. Żeby jednak nie męczyć Was przydługimi postami, postanowiłam relację z naszego pobytu podzielić na kilka części. Dziś część pierwsza, którą w całości poświęcę French Quarter, najstarszej i najsłynniejszej dzielnicy Nowego Orleanu, czyli miejscu, w którym zdecydowanie warto spędzić najwięcej czasu :) O tak, przedrostek "naj-" zdecydowanie pasuje do tego miejsca! I tak, dziś znów będzie dużo zdjęć :)
Jak już wspominałam wcześniej, Dzielnica Francuska jest kwintesencją Nowego Orleanu. To tu znajduje się większość atrakcji i to tu odczuwalny jest unikatowy klimat tego miasta. To tutaj na ulicach słychać jazz, a na każdym rogu stoi malarz ze swoimi pracami. To tutaj odbywa się najbardziej znana parada z okazji Mardi Gras i to tutaj mieści się najbardziej znana ulica- Bourbon Street. Będąc w Nowym Orleanie po prostu nie da się nie być we French Quarter, choć zdecydowanie można nie wychylać się poza granice Francuskiej Dzielnicy, by powiedzieć, że było się w Nowym Orleanie :)
|
uliczni artyści przed katedrą |
|
Podobne tabliczki można znaleźć w całej Francuskiej Dzielnicy. Zastanawia mnie tylko to dziwne przeniesienie w słowie "Louisiana" :D |
|
wnętrze katedry św. Ludwika |
|
jest i polski akcent :) |
Głównym punktem French Quarter jest Jackson Square, wraz z przepiękną katedrą św. Ludwika i dobudowaniami, w których aktualnie mieszczą się muzea. My postanowiliśmy odwiedzić Prezbiterium (wstęp-$6), w którym mieszczą się dwie ekspozycje: na parterze znajdują się eksponaty poświęcone huraganowi Katrina, który w 2005 roku poważnie zniszczył miasto, natomiast na pierwszym piętrze, w kilkunastu małych pokoikach, znajduje się wystawa opowiadająca o Mardi Gras. O ile pierwsza wystawa jest trudna emocjonalnie, o tyle ta druga napawa radością, a wchodzenie do każdej kolejnej salki to jak odkrywanie kolejnej części krainy zabawy i szczęścia :) Zdecydowanie polecam, by jeszcze lepiej poznać i zrozumieć miasto!
|
makiety z historią miasta |
|
godzina po godzinie z huraganem Katrina |
|
dziennik jednej z ofiar huraganu |
|
schematy platform z Mardi Gras |
|
dawne zapisy na taniec z damą :) |
|
insygnia królów i królowych Mardi Gras |
|
ale o co chodzi? |
|
jeden z kostiumów |
Nowy Orlean to także miejsce z bogatą historią voo doo. Znajduje się tutaj kilka sklepików (w tym jeden prowadzony przez prawdziwe Haitanki), w których można dostać nie tylko słynne laleczki, ale też mnóstwo innych ciekawych rzeczy. Sklepy sklepami, ale zdecydowanie warto odwiedzić muzeum voo doo. Wstęp do muzeum kosztuje $5, co jest rozsądną ceną za... dwa małe pokoiki eksponatów. Co zaskoczyło mnie w tym miejscu, to replika naszego polskiego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej! Co ma wspólnego polski obraz chrześcijański z praktyką voo doo, możecie przeczytać na jednym ze zdjęć poniżej :)
Będąc w temacie chrześcijaństwa i voo doo, nie można nie wspomnieć także o nowoorleańskich cmentarzach. W mieście jest ich kilka, i jeśli nie ma się czasu by odwiedzić wszystkie, to warto wybrać się chociaż na ten najstarszy, mieszczący się tuż przy granicy Francuskiej Dzielnicy. Nowoorleańskie cmentarze są bardzo specyficzne jak na warunki amerykańskie ze względu na ich rozbudowane mogiły. Chodząc między nimi, zdecydowanie czuć "moc" miejsca. Cmentarz St. Louis nr 1 warto odwiedzić z jeszcze jednego powodu- mieści się tu grób tutejszej królowej voo doo- Marie Leveau. Z tego co wiem, tak naprawdę nie ma stuprocentowej pewności, że Marie spoczywa właśnie tutaj, a na samym cmentarzu są 2 domniemane jej groby, choć jeden stał się bardziej "oficjalnym". Jest tu zawsze pełno różnych kolorowych gadżetów (kwiatów, monet, naszyjników itp.) i tak patrząc na nie, zastanawiałam się o co w tym chodzi. Na szczęście, kiedy już zrobiliśmy rundkę po cmentarzu i zbieraliśmy się do wyjścia, przy grobie Marie zauważyłam kobietę wysypującą pojedynczo monety. Postanowiłam poprosić ją o wyjaśnienie tego obrzędu. Jak wiecie z ostatniego posta, w Nowym Orleanie ludzie są przesympatyczni i owa kobieta nie odbiegła od reguły, tłumacząc mi z życzliwością jej zachowanie. Otóż, jak się dowiedziałam, mieszkańcy Nowego Orleanu wierzą, że Marie Leveau potrafi spełniać życzenia (prośby, modlitwy- jakkolwiek to nazwać). Jednak nie mogą to być prośby o dobra materialne- można natomiast prosić o zdrowie, sukcesy itp. Przy składaniu życzenia należy na grobie nakreślić trzy "X", natomiast jeśli prośba zostanie spełniona, należy wrócić na grób i zostawić przy nim podarki- nieważne co, byle za każde spełnione życzenie były 3 sztuki, a więc 3 monety, 3 świece, 3 kwiaty itp. Wspomniana kobieta przy grobie wysypała całkiem sporo monet, więc mniemam, że jej życzenia musiały być łaskawie spełniane :)
|
Dawny grób Marie Leveau |
|
widok z cmentarza na dzielnicę biznesową |
|
podziękowania przy grobie M. Leveau |
Warto wybrać się na spokojny spacer po French Quarter, a nie tylko "zaliczać" główne atrakcje, ponieważ w uliczkach kryje się wiele pięknych zakamarków. Polecam też małą rundkę po licznych galeriach sztuki i wypicie drinka na ulicy:) Tak tak, we French Quarter dozwolone jest spożywanie alkoholu na ulicach! Ba, są nawet bary z drinkami i "jelly shots" na wynos, a sprzedawcy bardzo aktywnie zachwalają swoje trunki! A co do drinków- polecam Hurricane, miejski specjał stworzony z kilku alkoholi. Znajduje się tu też wiele rewelacyjnych restauracji- za obiad zdecydowanie trzeba zapłacić nieco więcej niż na co dzień, ale jedzenie tam serwowane jest tego warte! Z odwiedzonych przez nas restauracji polecam
Tableau (zaraz przy Jackson Square; bruschetta z miodowym pesto jest wyśmienita!) i
Royal House Oyster Bar (serwują przepyszne drinki!). Za to śniadanie warto zjeść w legendarnej kawiarni Cafe du Monde, choć nie liczcie na nic więcej poza kawą i pączkami :) O nowoorleańskim jedzeniu będę pisała więcej w osobnym poście.
|
ogórkowe mojito i hurricane w Oyster Bar |
|
kozy przy palmie :D |
|
Sklep Tabasco. W Luizjanie jest plantacja tabasco, ale odpuściliśmy. |
|
degustacja :) skusiliśmy się na malinowe- w sam raz do wściekłych psów ;) |
|
jeden z barów z drinkami "to go" |
|
beads- nowoorleańskie naszyjniki, których wszędzie pełno. Ceny- od 50 centów do kilkudziesięciu dolarów, ale ponoć jak kobieta pokaże piersi to może dostać za darmo :P |
|
French Market- moim zdaniem bardzo przereklamowane miejsce. |
Dostałaś beads za darmo ? :) :)
OdpowiedzUsuńhaha nie sprawdzałam tej pogłoski :P
UsuńJak dla mnie zdjęć nigdy nie za wiele, zwłaszcza takich ciekawych:)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, bo jeszcze trochę ich będzie :)
UsuńBosko!!! Czuję ten klimat czytając i oglądając zdjęcia :D.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, czyli mój cel został osiągnięty! :)
UsuńMoja miłość rośnie i rośnie! jest tak jakoś magicznie, wesoło i kolorowo! :)
OdpowiedzUsuń"magicznie, wesoło i kolorowo" to idealny opis NOLA ;)
UsuńŚwietnie okno na Świat, ostatnio wspominałam w rozmowie z mężem, że Nowy Orlean musi być bardzo interesujący, i potwierdziło się za sprawą Twoich zdjęć i tekstu. Cmentarz naprawdę robi wrażenie...
OdpowiedzUsuńTo prawda, cmentarz interesujący, szczególnie jeśli już przywykło się do tych amerykańskich cmentarzy z płaskimi tablicami nagrobnymi :)
UsuńJak to mowi moja corka: "chcę more" ;) NIgdy mnie nie ciagnelo do Nowego Orleanu, ale kurcze.... kupilas mnie tym postem i zdjeciami. Musze tam pojechac - juz zapowiedzialam slubnemu, zeby bral urlop w pracy :)
OdpowiedzUsuńAgnieszka bardzo się cieszę, że tym razem Twoje dzieci też są usatysfakcjonowane moją relacją :) "more" będzie, tylko wciąż się zabieram do przeglądania zdjęć :P
UsuńCzytam bloga od wczoraj, obecnie jestem na marcu 2012 i już teraz chcę napisać, że jest genialny.
OdpowiedzUsuńZawsze marzyłem o wyjeździe do USA, ale żona szybko rozwiała wątpliwości: do samolotu i statku nie wsiada :), co było robić Ty wyjechałaś za miłością, a ja zostaję dla miłości :), ale nie poprzestaję na przekonywaniu:).
W Nowym Roku i w ogóle życzę powodzenia, radości i wszystkiego dobrego, a ja wracam do czytania.
Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za miłe slowa :) I cóż, zapraszam do dalszej podróży po USA, przynajmniej wirtualnej... a kto wie, może kiedyś uda Ci się przekonać żonę do małej podróży? :)
Usuńzazdraszczam wycieczki... :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDawno temu spedzilismy w Nowym Orleanie sylwestra. Na Bourbon Street byla calkiem niezla impreza zwlaszcza, ze dziewczyny za sznur korali pokazywaly nagie biusty.
OdpowiedzUsuńTe korale za nagie biusty to ponoć przez cały raz są, choć my trafiliśmy akurat na nieco martwy okres ;)
UsuńSuper artykuł, właśnie jestem w NO i treść Twojego artykułu świetnie pokazuje to miasto. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :) I jak się czujesz w NOLA? Dla mnie to miasto to czysta magia :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńto moja pierwsza wizyta w USA, a NOLA na każdym rogu mnie zaskakuje...
OdpowiedzUsuńsympatyczni ludzie,urok rzeki którą przepływają kontenerowce, a za rogu pociąg wynurzający się z centrum miasta, wspinający się po najdłuższym moście. Gdzieś tle słychać muzykę, jazz, jazz, chłopaki wybijający rytm na plastikowych wiadrach, czarodzieje przemykający na rowerach rodem z bajek. W pamięci mi również zapadły przepiękne kolorowe domy z gankami i ogromne drzewa. I dużo dużo więcej...
Twój artykuł potrafi dokładnie przenieść w to miejsce i poczuć ducha południa. Pozdrawiam- Mila
5 kwietnia 2016 20:35
No to plan wakacyjny jest ;) dzieki,tego mi brakowalo bo zaden przewodnik mnie nie zachecal :D Czyta sie jednym tchem i wciaz malo,czuje niedosyt opisowy z NOLA
OdpowiedzUsuń