10/23/2015

Jak wygląda dyniowa farma?

    Październik w USA to zdecydowanie miesiąc dyni. Dynia, wraz z kukurydzą i fasolą, towarzyszyła rdzennym Amerykanom od niepamiętnych czasów, a i dziś nie traci na swojej popularności. Podczas jesieni na stołach królują dyniowe potrawy, w kawiarniach powraca moja ukochana Pumpkin Spice Latte, a najokazalsze sztuki tego warzywa są namiętnie drążone w najróżniejsze wzory, by ustroić domy na zbliżające się Halloween. W sklepach oczywiście bez problemu można zaopatrzyć się w dynię, ale jeśli marzy nam się jakaś wyjątkowa, to najlepiej wybrać się... na dyniową farmę.
     Owe farmy są tutaj bardzo popularne. Głównie dlatego, że poza sprzedażą dyń oferują również mnóstwo atrakcji. Kilka dni temu i ja postanowiłam wybrać się do takiego przybytku. Wybór padł na jedną z najpopularniejszych w okolicy- Goebbert's Farm. Atrakcje może i głównie dla dzieci, ale ja bawiłam się świetnie! 

(przy okazji- jeśli mieszkacie w Chicago lub okolicach, to Rodzice w Ameryce zrobili ciekawe zestawienie okolicznych, wartych odwiedzenia farm TUTAJ).

     Już pierwsze wrażenie było bardzo dobre. Bez trudu można wczuć się w dyniowo- farmerski klimat! Wstęp na farmę jest bezpłatny, jednak dodatkowe atrakcje, jak wstęp do strefy ze zwierzętami, wstęp do domu strachów, czy przejażdżki na kucykach/wielbłądach są dodatkowo płatne (stąd duszek na mojej ręce- przecież nie odmówiłabym sobie wejścia do zagród dla zwierząt!).



Już pierwsze chwile na farmie były dla mnie zaskakujące. Nie miałam pojęcia, że istnieją tak różne dynie! Ta kręta zielona wylądowała w terrarium Sydney :)




Na farmie można też było poczuć ducha historii. W domku ze zdjęcia poniżej znajdowały się eksponaty z 60-letniej historii farmy. Najbardziej urzekły mnie zdjęcia ślubne dziadków i rodziców założyciela. A jeśli chodzi o tablicę do zrobienia zdjęć z parą farmerów, to zapewne kojarzycie oryginalny obraz, na którym wzorowana jest owa tablica- "American Gothic" Granta Wooda. Ale być może nie wiecie, że ów obraz znajduje się w chicagowskich zbiorach Art Institute. Kolejny powód, by odwiedzić Chicago ;)


Gratka dla małych poszukiwaczy złota.


 Atrakcji dla dzieci nie brakowało! Elektrtyczny dinozaur uaktywniał się co jakiś czas porykując głośno i gromadząc wokół siebie całe rzesze najmłodszych.


Corn Box. Rewelacyjny masaż! :)



Jak wspomniałam na wstępie, z dynią  nierozerwalnie wiąże się kukurydza. Szkoda byłoby więc tego nie wykorzystać. Na przykład, w postaci kukurydzianego labiryntu :)




Na farmie oferowane są również przejażdżki na wielbłądach i kucykach. Zwierzęta wyglądają na zadbane i może i nie dzieje się im krzywda, ale zawsze boli mnie widok kucyków przypiętych cały dzień do 'karuzeli' i zmuszonych do chodzenia w kółko...



A teraz już najfajniesza część, czyli wizyta w strefie zwierzęcej. Muszę przyznać, że dla właścicieli jest to całkiem dobry biznes. Głównie ze względu na możliwość karmienia zwierzaków. Oczywiście produktami, które należy kupić na miejscu. Kubek z marchewką za $3, rożek z ziarnem za $1,5. A przecież wszystkie dwu- i czworonogi chciałoby się nakarmić ;)




Pierwszy raz widziałam kangura z tak bliska!








Zanim wyjdzie się z farmy, trzeba oczywiście przejść przez sklep. Goebbert's Farm oferuje wiele własnych wyrobów, głównie z jabłek i dyni. Co jednak uznałam za szczególnie interesujące, to mała ściąga z gatunkami jabłek i ich przydatnością do różnych aktywności kulinarnych. Może akurat komuś się przyda tej jesieni :)


    Na farmie spędziliśmy około 3 godzin, choć można zdecydowanie cały dzień, Pogoda była piekna, a czas spędzony na świeżym powietrzu i ze zwierzętami zdecydowanie pozytywnie wpłynął na samopoczucie i skutecznie zwalczył zalążki jesiennej chandry. Kto zamierza jeszcze w tym roku zobaczyć, jak wygląda tego typu miejsce- polecam się pospieszyć. Farmy dyniowe na ogół zamykane są na początku listopada!

8 komentarzy:

  1. Jak mi się miło oglądało te zdjęcia. Lubię takie zwiedzanie/oglądanie, gdzie można coś zrobić, dotknąć, nakarmić ;) A dynie niesamowite, że jest ich aż tyle odmian.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacja! Ohh chetnie wybralabym sie na taka farme... Zawsze wyobrazalam je sobie inaczej.Jak zwykla farme. A to wyglada bardzie jak tematyczny park rozrywkowy :)
    PS. Kozy i lamy sa przeslodkie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Dyniowe szalenstwo, pieknie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bomba!! ;-) chciała bym zobaczyć taką farmę na własne oczy! ;)
    Nigdy nie widziałam tyle dyń :P
    a te marchewki w kształcie frytek myślałam że to z dyni dla turystów,ale okazuje się że z marchewki dla zwierząt ;) świetny pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam o farmie !!!! Wielkie dzięki za przypomnienie !!! Już widzę moje dzieciaki jak szaleją w Hauted House i tej słomianej gąsienicy :) Zaraz coś podobnego znajdę u nas :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne miejsce. Tyle atrakcji w jednym miejscu, to kapitalny pomysł. Dynie wyglądają rewelacyjnie. Dzieci pewnie uwielbiają tam jeździć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Urocze miejsce :-). A co do jabłek - właśnie! Zastanawiam się, gdzie się podział w Polsce McIntosh. Wiem, że uwielbiałam, a jakoś ni widu ni słychu od dłuższego czasu...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger