11/27/2016

Atlantic City- miasto, które umiera

     Kiedy planowałam naszą sierpniową wycieczkę, której docelowymi punktami miały być Washington DC i Philadelphia, bardzo szybko zorientowałam się, że z moim planem jest coś nie tak... no bo przepraszam bardzo, ale gdzie jest plaża?! Jak doskonale wiecie, w moim przypadku wakacje bez plaży to w ogóle nie wakacje, więc musiałam dodać jeszcze jeden punkt. Padło na Atlantic City w stanie New Jersey.
       Atlantic City to miasto położone nad Oceanem Atlantyckim, najbardziej znane ze swoich licznych kasyn, nazywane wręcz Las Vegas wschodniego wybrzeża. Kiedy szukałam noclegu, początkowo chciałam zrobić tak jak zazwyczaj, czyli znaleźć gospodarza przez Couchsurfing lub Airbnb, ale w centrum miasta Couchsurfingu nie było praktycznie wcale, a taniej niż Airbnb było... zostać w hotelu. Wybór padł na Trump Taj Mahal, czyli hotel, który niegdyś był własnością Prezydenta-Elekta Donalda Trumpa, a w czasie naszego pobytu nazwisko pozostawało jedynie w nazwie. Teraz natomiast, od około półtora miesiąca, hotel jest już zamknięty. Jak się bowiem okazało, Atlantic City umiera. Z zasłyszanych opowieści o przepełnionej promenadzie i tętniących życiem kasynach już nic nie zostało. I szczerze mówiąc wcale się nie dziwię- hotele w AC są bardzo drogie, szczególnie w porównaniu do Las Vegas, dla miłośników hazardu nie jest to więc żadna interesująca oferta. Miasto mogłoby jedynie ratować położenie nad oceanem, ale... takich miast są tysiące! Zapraszam Was więc na małą wycieczkę po Atlantic City, bo być może niedługo niewiele już z tego wszystkiego zostanie.
        W Atlantic City spędziliśmy jedynie jeden wieczór, noc i poranek, ale szczerze mówiąc uważam, że był to czas wystarczający. Do miasta przyjechaliśmy jeszcze przed godziną meldowania w hotelu, postanowiliśmy więc wykorzystać ten czas i piękną pogodę na delikatne plażowanie. 



Promenada na początku sierpnia. Tłumów nie ma.
 Prosto z plaży udaliśmy się na obiad do jednej z pobliskich restauracji- Harry's Oyster Bar. Ucieszyła mnie obecność świeżych ryb i owoców morza w karcie. Skusiłam się na flądrę, bo bardzo rzadko widuję ją w USA. I powiem Wam, że była to najlepiej podana ryba, jaką kiedykolwiek jadłam w Ameryce! (to drugie danie na zdjęciu to tacos z rybą mahi mahi)


     Muśnięci słońcem i najedzeni udaliśmy się w końcu do hotelu. Już widząc drogowskazy i główny wjazd do hotelu, nie można nie było nie zauważyć, że Trump poleciał z fantazją dekorując Taj Mahal. Pokoje hotelowe- nic specjalnego. Ale bałagan w dokumentach i ofertach- to zasługiwałoby na medal. Ale skoro hotel już nie funkcjonuje, to nie będę kopać leżącego i pokażę Wam tylko kilka zdjęć z tego przybytku.




Żyrandole w głównym holu
Widok z naszego pokoju
W hotelu znajdowało się kilka sklepów. W jednym z nich rzuciły mi się w oczy takie kolore torebki ;) Nie, nie są one dla małych dziewczynek.

     Zostawiliśmy bagaże i udaliśmy się na rejs statkiem. Prawdopodobnie nawet byśym nie skusili się na tę atrakcję, ale kiedy rezerwowałam nocleg okazało się, że po dopłaceniu jedynie kilkunastu dolarów, otrzymuje się trzy dodatkowe  "prezenty"- rzeczony rejs, 2 drinki w hotelowym barze oraz wstęp do hotelowego SPA. Szkoda było nie skorzystać. Jak się później okazało, rejs odbywał się jedynie po marinie, nie było więc w tej atrakcji nic zapierającego dech w piersiach, jednak mimo wszystko było to całkiem przyjemne popołudnie.

Marina przy miejskim Akwarium obfituje w urocze sklepiki




Podczas rejsu mogliśmy głównie podziwiać... luksusowe rezydencje z dostępem do zatoki i własnymi łodziami



Plaża, chyba głównie dla wędkarzy, z wjazdem dla aut


Pełno było luksusowych jachtów...
... jak i mniej luksusowych kutrów

     Po powrocie z rejsu udaliśmy się do hotelowego kasyna, które nota bene było praktycznie puste. Przy okazji  moja rada- kiedy wybieracie się do kasyna zaopatrzcie się w bankoty, a nie bilon. Ja naoglądałam się filmów, gdzie starsze panie wrzucają do maszyn przez całą noc jednocentówki, więc stwierdziłam, że jak zbiorę wszystkie dwudziestopięciocentówki z domu, to będę dobrze przygotowana. Na miejscu okazało się, że maszyny przyjmują jedynie banknoty, a w kasynowej kasie nikt nie miał "czasu", by wymienić monety na banknoty. Bo przecież kawa sama się nie wypije.
      Tak czy inaczej, w kasynie spędziliśmy kilka godzin i szczerze mówiąc, w ogóle nie wciągnęliśmy się w hazard. Wyszliśmy na pobliskie molo i pospacerowaliśmy po tamtejszym wesołym miasteczku.

     Następnego dnia rano udaliśmy się na śniadanie na promenadę, a następnie na spacer po plaży.

Kiedy je się śniadanie na promenadzie, można liczyć na wielu gości ;)






Pod hotelem przez kilka miesięcy, w tym w czasie naszego pobytu, odbywały się protesty pracowników. Rozmawiałam z jednym z nich, bo byłam ciekawa, o co tak naprawdę chodzi. Jak się okazało, cała rzecz rozgrywała się o zaległe ubezpieczenia dla pracowników, ale z tego co powiedział mi mój rozmówca, nikt już chyba nie liczył, że uda się coś osiągnąć.





      I tak mniej więcej wyglądało naszych kilkanaście godzin w Atlantic City. Plaża zaliczona, więc mój cel został osiągnięty, ale szczerze mówiąc raczej nie mogę polecić tego miejsca na wypoczynek. Jak już wspomniałam, miasto, a przynajmniej jego turystyczyna część, wyraźnie umiera. Dodatkowo ceny zdecydowanie nie zachęcają turystów. Za jedną dobę dla 2 osób zapłaciłam około 170 dolarów, co w tamtmtym czasie było jedną z lepszych ofert jakie udało mi się znaleźć. Takich cen nie ma nawet na Key West, które jest o wiele bardziej klimatyczne i interesujące, oraz ogólnie uznawane za dosyć drogie. Jeśli jesteście przejazdem- zdecydowanie polecam zatrzymać się na kilka godzin, choćby po to, by zjeść pyszną rybę w Harry's Oyster Bar. Całego urlopu jednak nie planowałabym w Atlantic City.

6 komentarzy:

  1. Klimat i tak lepszy niż nad naszym polskim morzem :D Małe sklepiki są urocze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem... w Ameryce zawsze brakuje mi budki z szaszłykiem :D

      Usuń
  2. Atlantic City nigdy mi sie nie podobalo. Moze dlatego, ze wczesniej bylam juz w Las Vegas, a przy LV to AC wyglada jak mala wioska. Faktem jest, ze LV jest pelne kiczu, ale przeciez na tym to miasto polega, zreszta kiczu nie brakuje tez w AC, ale LV to jest miasto z rozmachem, tetniace zyciem 24 godziny na dobe. AC nigdy takie nie bylo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam za bardzo porównania, ponieważ w AC byłam pierwszy, i prawdopodobnie ostatni, raz. Ale dużo słyszałam jak tu się kiedyś dużo działo. Szkoda, że nie przyszło mi zobaczyć tych lepszych czasów... Teraz jeszcze tylko muszę wybrać się do LV, żeby zaznać prawdziwie hazardowej Ameryki :)

      Usuń
  3. Mimo wszystko, te wiewióry dodaja sporo uroku :)
    A reszta? No cóz, przejadlo sie widocznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Torebki projektu Betsey Johnson <3 Uwielbiam je a chyba jeszcze bardziej jej plecaczki:D Ciuchów od niej też kilka mam, idealnie trafia w mała dziewczynkę która we mnie siedzi:D

    Kropka kropka-za-oceanem.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger