7/14/2014

Co tam w szkole słychać?

      *** Kto przegapił pierwsze posty na temat mojej edukacji w USA i zamierza zadać pytanie typu "Jak to się wszystko zaczęło?" albo "Co studiujesz?", tego odsyłam do poprzednich postów: 1 i 2. ***


  
     Od mojego ostatniego posta w temacie edukacji w USA minęło już prawie pół roku, czas więc najwyższy nadrobić zaległości!

      Pierwszy semestr mojej edukacji zakończyłam na początku maja, tuż przed wyjazdem w Smoky Mountains. Jak wiecie, na pierwszy rzut wzięłam tylko jeden przedmiot- English 101. Kiedy zaczynałam zajęcia, nie miałam kompletnie pojęcia, co to oznacza i przyznam, że nieco się stresowałam, czy mój angielski okaże się wystarczający na poziom college'owy. Już po kilku pierwszych zajęciach uspokoiłam się, bo okazało się, że choć jeszcze dużo pracy przede mną, to źle nie jest.

      Muszę przyznać, że English 101 to dość przyjemny przedmiot. Przede wszystkim, nie ma tam praktycznie w ogóle nauki pamięciowej. Pracuje się przede wszystkim nad umiejętnością pisania i analizowania tekstów. Minus- pisze się tylko eseje, co po kolejnej oddanej pracy staje się lekko monotonne i chciałoby się czegoś więcej. Niemniej, zgłębiania zasad napisania dobrej tezy, rozwinięcia tematów, podawania przykładów, formułowania kontrargumentów i wieńczenia pracy odpowiednim zakończeniem, było naprawdę sporo. Moją mocną stroną na pewno był fakt, że nigdy nie miałam większych problemów z przelewaniem myśli na papier czy organizowaniem logicznym wypracowań. Moją najsłabszą stroną był oczywiście... język angielski :) Muszę jednak przyznać, że zajęcia potwierdziły opinie, które słyszałam od wielu znajomych, którzy edukację w USA już przeszli- jeśli wykażesz minimum zainteresowania zajęciami i "będzie Ci się chciało", to nauczyciel na pewno to zauważy. Trzymałam się tej rady, oddawałam wszystkie prace zadane przez nauczyciela, słuchałam jego rad i uwag, i... tak, zakończyłam semestr z oceną "A" :) Jednak poza oceną najbardziej cieszę się, że miniony semestr naprawdę dużo mi pomógł w pracy nad płynnością i poprawnością mojego angielskiego.

     Jeśli chodzi o różnice w kwestii systemu nauczania na uczelniach polskich i amerykańskich, jakie udało mi się zaobserwować podczas tej skromnej jak do tej pory edukacji, to wskazać muszę przede wszystkim na:
* życzliwy i bardzo swobodny kontakt na linii nauczyciel-uczeń, o czym już pisałam we wcześniejszym poście,
* istnienie zbioru zasad formalnych dotyczących formatowania tekstu w oddawanej nauczycielowi pracy. Nie ma, że wybieramy sobie ulubioną czcionkę czy dowolnie ustawiamy marginesy bądź odstępy między wierszami. Nawet nagłówek należy sformatować według bardzo konkretnych kryteriów (tzw. "MLA Format"), 

fot. Internet
* istnienie egzaminów śród-semestralnych ("mid-terms"), które mają dość istotne znaczenie dla oceny końcowej,
* system oceny nauczyciela i przydatności przedmiotu- po "mid-termach" i "finals" (egzaminach końcowych) dostaje się do anonimowego wypełnienia druczek przypominający trochę kartę odpowiedzi na matematycznym Kangurze,
* na każdym etapie semestru można skorzystać z bezpłatnej pomocy szkolnych korepetytorów ("tutors"); istnieje także "writing center", gdzie można udać się z napisanym wypracowaniem i dowiedzieć się, co warto poprawić (mnie akurat nigdy nie chciało czekać się w kolejkach, więc nie skorzystałam),
* cały czas można również korzystać z pomocy doradców edukacyjnych ("advisors")- ich rola polega przede wszystkim na rozwiązywaniu problemów logistycznych związanych z edukacją.
      ----> zaznaczam, że są to obserwacje jedynie z mojej szkoły, w innych może być inaczej.

       Semestr letni postanowiłam odpuścić i nie uważam, żeby był to dobry pomysł. Chciałam mieć czas, by korzystać z lata, tymczasem znów obserwuję językowy regres. Tym bardziej cieszę się, że już za 1,5 miesiąca wracam do college, na semestr jesienny. Tym razem zapisałam się na dwa przedmioty: English 102 i Intro to Arts & Ideas. Czym okaże się to w praktyce, na pewno dam znać :) A zaraz po zapisaniu się na kolejny semestr, udałam się do sklepu po nowe zeszyty... zdecydowanie wciąż nie wyrosłam z kolorowych notesików, zakreślaczy i notatników! :)



       A póki jeszcze trwają moje wakacje, podzielę się z Wami kilkoma zdjęciami mojej szkoły, które robiłam kiedyś tam "w międzyczasie".

Jedno z wejść do budynku.
Hol główny i rozejście na 4 budynki.
Tablica z planem college. Na początku naprawdę trudno się tam połapać!
Wejście do tunelu- korytarza między budynkami...
... i sam korytarz! Takie tunele łączą wszystkie 4 budynki na różnych piętrach.



Kącik do nauki.


W holach poszczególnych budynków często odbywają się wystawy prac studentów, spotkania informacyjno- edukacyjne i różne imprezy okolicznościowe, np. walentynkowy kiermasz.

biblioteka
Gablotka przy bibliotece.

kącik komputerowy

Amerykański patriotyzm zawsze i wszędzie!

A tutaj można umówić się na spotkanie z advisorem.
Legitymacja studencka od tyłu :)

12 komentarzy:

  1. Zaintrygowało mnie to miejsce, a zwłaszcza korytarze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje oceny! :D Nie ma sie czego bac, wystarczy robic swoje. Z tego co zauwazylam nauczyciele w USA nie wymagają więcej niż Cię nauczą, co uważam za bardzo fair wobec ucznia ;) W Polsce mialam takiego nauczyciela od pisania wlasnie, skory po wyjasnieniu z czego powinny skladac sie paragrafy stwierdzil, ze juz powinnismy pisac eseje na miare dziennikarzy z New York Timesa.

    OdpowiedzUsuń
  3. W gablotce na najnizszej polce znajduja sie tak dobrze znane mi marokanskie gadzety:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje i powodzenia! Ja tez zaliczylam 1szy semestr (nawet matematyke :P) teraz czeka mnie kolejne wyzwanie, bo zaczelam prace i nie moge wziac wszystkich przedmiotow- zupelnie nie wiem jak to bedzie, ale mam nadzieje ze sobie poradze! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia, na pewno dasz radę!
      Ja cały czas zabieram się do matematyki- muszę napisać placement test, aby móc wziąć niektóre przedmioty. Niby nie jest wymagany wysoki poziom, ale... jakoś nie mogę się zebrać :P

      Usuń
  5. serdeczne gratulacje . .radzisz sobie świetnie .. od mojej przygody magisterskiej na uniwersytecie tu w Teksasie już mija ponad 22 lata ale pomimo nowych technologii wiele procedur pozostaje podobnych .. 'tutors' to są także ' teaching assistants' .. byłem takowym i w ten sposób zarabialem na bardzo skromne utrzymanie studenta obcokrajowca i dzięki temu 'in-state tuition'
    uśmiechnąłem się do tych wymogów formatu składanych prac .. jako 'teaching assistant' często sprawdzałem takowe prace bo profesor był bardzo zajęty ... standardowy format zapobiega kakofonii przy czytaniu dziesiątek prac :^)
    .. a te anonimowe oceny i wykładowcy i 'tutors' mają znaczenie i dlatego warto je wypełniać by beznadziejnych wykładowców nie zatrudniano :^)
    .. teraz to wszystko przerabiam a także opłacanie studiów (nawet w stanowym universytecie to kilkanaście tys $ na rok) .. w trakcie studiów moich córek .. drogo ale być może dzięki temu się szkołę bardziej szanuje

    słonecznie pozdrowienia :^) i wiele powodzenia w dalszych studiach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie instytucja "tutors" była bardzo pozytywnym zaskoczeniem.W Polsce, jeśli student ma z czymś problem, ma do dyspozycji jedynie konsultacje z nauczycielem, tutaj możliwości jest więcej i to jest zdecydowanie na korzyść studenta! Jeśli tylko ktoś chce, może ze studiów wyciągnąć bardzo wiele!

      Również pozdrawiam, choć w Chicago niestety nie aż tak słonecznie...

      Usuń
  6. Gratuluję świetnej oceny! Mam nadzieję, że będziesz pisać od nowego semestru trochę więcej o swoich przygodach w szkole. :) Ja zacznę studiować prawdopodobnie od stycznia i już nie mogę się tego doczekać. ;)
    Pozdrawiam z Alabamy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej przedmiotów, to i może więcej będzie się działo :)

      Usuń
  7. Bardzo mi się podoba ten budynek, zwłaszcza korytarze/tunele. Mój wydział, nota bene budownictwa, jest paskudny, chyba nawet najpaskudniejszy na polibudzie (jak to mówią - szewc bez butów chodzi!), ale i tak go lubię :D
    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger