8/15/2016

Spacerem po stolicy- Washington, D.C.

Spacerem po stolicy- Washington, D.C.
    Na początku sierpnia ruszyliśmy na krótką wycieczkę na wschodnie wybrzeże. Naszym pierwszym przystankiem był Waszyngton, czyli stolica Stanów Zjednoczonych. Z Waszyngtonem to jest dosyć ciekawa historia, ponieważ nie należy on do żadnego stanu, a tworzy dystrykt federalny- Dystrykt Kolumbii. Jeśli więc kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego mówiąc o stolicy USA po "Washington" dodaje się "D.C.", to już znacie odpowiedź- jest to skrót od District of Columbia. A przy okazji sposób na odróżnienie miasta od stanu Washington, który położony jest na zachodnim wybrzeżu. Ot, takie krótkie wyjaśnienie tytułem wstępu, bo wiem, że dla osób spoza USA może być to nieco mylące.
     Do Waszyngtonu przyjechaliśmy wczesnym rankiem, po całonocnej podrózy z Chicago, i od razu ruszyliśmy zwiedzać miasto. Całe szczęście, że zaczeliśmy tak wcześnie, bo trafiliśmy na niesamowite upały i i tak miasto zwiedzaliśmy w biegu, by jak najszybciej wrócić do kliamtyzowanego auta. Nie wyobrażam sobie, co by było, gdybyśmy zaczęli później, od razu w pełnym słońcu! Cała trasa, od parkingu przy skrzyżowaniu ulic E i 7th, przez Kapitol, Obelisk, Lincoln Memorial i Biały Dom zajęła nam niecałe 4 godziny. Jeśli więc planujecie zwiedzić stolicę "przy okazji", to pół dnia powinno Wam spokojnie wystarczyć. A teraz już, bez zbędnego gadania, zapraszam Was do fotorelacji po naszym przedpołudniu spędzonym w stolicy Stanów Zjednoczonych.




Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Kapitolu, czyli miejsca, gdzie obraduje Kongres. Sobota rano- jak widzicie, ulice jeszcze świecą pustkami.

W drodze do Kapitolu mijamy wiele rządowych budynków. Architektura jest bardzo europejska!

...a sztuka momentami z socrealistycznymi zapędami ;) "Man controlling trade", to nazwa tej rzeźby.

Kapitol o poranku. Niestety w remoncie.

Widok spod Kapitolu na Obelisk (Washington Monument), a dalej za nim Lincoln Memorial
Kapitol od drugiej strony. Można zwiedzać jego wnętrze, my jednak zrezygnowaliśmy z tej atrakcji.



Ostatnie zdjęcie przy Kapitolu i ruszamy dalej!

Smithsonian Arts & Industries Building



Smithsonian Castle
Washington Monument. Na szczycie jest punkt widokowy, z którego można podziwiać widok na miasto.

Z Obelisku ruszamy w stronę Lincoln Memorial (to ten biały budynek w stylu starogreckiej świątyni), ale po drodze czeka na nas jeszcze Pomnik II wojny światowej (National WW2 Memorial)

Spod Obelisku dobrze już widać Biały Dom

Pomnik II wojny światowej



Prawdziwi Amerykanie :D
Pomnik Weteranów wojny w Korei
Widok ze szczytu schodów Lincoln Memorial na Washington Monument i za nim- Kapitol
Słynny pomnik Abrahama Lincolna
Na sam koniec dotarliśmy pod Biały Dom. Ale nie myślcie sobie, że po tej pięknie przystrzyżonej trawce można spacerować...
... bowiem dzieli nas od nas płot i tabun agentów ochrony ;)

     Na tyle, na ile zdołałam zobaczyć miasto w 4 godziny, muszę przyznać, że jest to całkiem przyjemnie i bardzo europejskie, jak na amerykańskie warunki, miejsce. Nie czuję jednak potrzeby, by zwiedzać je dogłębniej. Co jak co, ale lato w mieście to jednak nie jest najprzyjemniejsze doświadczenie. Zdecydowanie bardziej preferuję dzikie bagna w Everglades :)

      Prosto z Waszyngtonu wyruszyliśmy do Filadelfii- chyba najbardziej historycznego z amerykańskich miast. Ale o tym w kolejnym poście!


8/03/2016

Lipcowe migawki

Lipcowe migawki
     Muszę przyznać, że lipiec był dla mnie bardzo łaskawy. Tak samo jak dobrze się zaczął, tak samo dobrze się skończył. Już pierwszy dzień obfitował w niesamowite emocje- w końcu przecież miałam okazję podziwiać cudowny koncert Guns'n'Roses! Szczerze mówiąc do tej pory nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło. Kolejne tygodnie mijały mi na radości z lata, spontanicznych wypadach na plażę i "na kocyk do parku", aż na sam koniec miesiąca przyszła część najbardziej nieoczekiwana- zaproszenie do chicagowskiego, polonijnego radia na krótką rozmowę o blogu i emigracji.
     Wizyta w Radiu Deon była dla mnie pierwszym tego typu doświadczeniem w ogóle. Jak więc pewnie możecie się domyślić, nie obyło się bez stresu. Okazało się jednak, że strach ma tylko wielkie oczy i całe spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze, a i efekt moim zdaniem jest całkiem przyzwoity. Wywiad można wysłuchać na stronie internetowej TUTAJ. Pierwsza część artykułu to skrót rozmowy, natomiast na samym końcu znajduje się całość wywiadu- to ten suwak na nieco ponad 8 minut.



     W minionym miesiącu w końcu zebrałyśmy się z koleżanką i wykupiłyśmy zajęcia z malowania kieliszków. W Chicago tego typu atrakcje organizuje całkiem sporo miejsc, więc warto poszukać kuponów na gruponie. Dla nas obu było to pierwsze takie doświadczenie i okazało się, że malowanie na szkle nie jest takie łatwe jakby mogło się wydawać! Kto idzie więc pierwszy raz- zalecam roztropność przy wybieraniu wzoru, jakim chcemy pokryć nasz kieliszek ;)


    Ogromną zaletą Chicago jest mnogość miejskich plaż. Większość z nich jest bardzo ładna i zadbana, ale moje serce już w zeszłym roku skradła Foster Beach. Jest stosunkowo niewielka, ale bardzo czysta i przyjemna. O ile Foster Beach uważam za miejsce najlepsze na typowy "plażing", to równie chętnie odwiedzam okolice sąsiadującej z nią Montrose Beach. Okolice plaży przy Montrose to moim zdaniem idealne miejsce na spacer, o każdej porze roku (nawet zimą!). Bardzo przyjemnie jest podziwiać tamtejszą marinę, widok na downtown, a także wyciszyć się nieco w Sanktuarium Ptaków, o którym szerzej pisałam już kiedyś TUTAJ.

Relaks na Foster Beach
Marina (Montrose Harbor)
Mieszkaniec Sanktuarium Ptaków

Chicago widziane z Montrose Beach
      Co jeszcze działo się u mnie w lipcu? Jak zwykle zapraszam Was do krótkiej galerii.

Na Facebook'u uzbierał się Was już ponad 1000. Dziękuję!

Sydney też korzysta z lata :)

Obrazek idealnie opisujący moje życie :)

Brickmania. Jakby komuś brakowało jakiegoś ludzika :)
Uliczne mądrości

Elegancki pan na stacji metra
Takie cudeńko na chicagowskiej ulicy
Kilka miesięcy temu w Chicago powstała nowa "suszarnia" all-you-can-eat: Royal Sushi. Polecam, bo jest pysznie!

     W ostatnim miesiącu trafiłam też na serial dokumentalny, który bardzo mocno usadowił się w mojej głowie. Mowa o "Making a murderer", produkcji Netflixa, opowiadającej historię Stevena Avery, mieszkańca małego miasteczka w Wisconsin, który jako młody mężczyzna został nieslusznie skazany i oasadzony w więzieniu, po czym po 18 latach uniewinniony i wypuszczony na wolność. I wtedy tak naprawdę zaczyna się cała opowieść, bowiem Steven Avery w kilka lat po odzyskaniu wolności został oskarżony o zabójstwo młodej kobiety. Serial przedstawia przede wszystkim cały proces i wątki z nim związane. W Ameryce jest to aktualnie bardzo gorący temat, intensywnie dyskutowany, analizowany i jedyne, czego wciąż brakuje, to jednoznaczna odpowiedź na pytanie: "Czy on to faktycznie zrobił?". Dla  mnie jest to serial wstrząsający, po pierwsze dlatego, że wydarzenia w nim przedstawione wydarzyły się stosunkowo niedaleko mnie, a po drugie dlatego, że aż ciężko sobie wyobrazić, że proces o zabójstwo może być tak jednostronny, pełen błędów i nadużyć i aż proszący się o to, by go ktoś powtórzył. Czy Steven jest winny? Moim zdaniem nie, ale myślę, że 100% pewności nie będziemy mieć jeszcze przez długi czas. Co ciekawe, mniej więcej 2 tygodnie temu Netflix oficjalnie potwierdził, że powstaną kolejne odcinki, więc historia Stevena będzie nam wciąż towarzyszyła. Zachęcam do obejrzenia!


      Z przyjemniejszych już nowin i typowo chicagowskich, to w tym miesiącu w końcu rusza budowa nowego drapacza chmur- Vista Tower. Projekt jest imponujący, ale na efekt przyjdzie nam poczekać kilka lat- według prognoz, budynek ma zostać ukończony wiosną 2020 roku. Nie przeszkadza to jednak nikomu w liczeniu... i tak na przykład penthouse w Vista Tower został już wyceniony na ponad 17 milionów dolarów.







A jeśli macie ochotę na więcej ciekawych, choć pozablogowych treści, to kilka moich propozycji:
 * naukowcy opracowali idealną trasę podrózy po USA. Moim zdaniem do ideału jej daleko, bo Chicago zostało całkowicie pominięte, ale i tak warto na nią spojrzeć


    I już na sam koniec małe ogłoszenie: za kilka dni wyruszam na krótkie wakacje. Jak zwykle- road trip. Tym razem odwiedzę Washington DC, Filadelfię i Atlantic City. Jeśli chcecie być na bieżąco, to zapraszam na FB i Insta, a po powrocie obiecuję relację z wyjazdu :)

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger