9/12/2013

Floryda- okolice Fort Myers i Naples

   Następnego dnia z samego rana wyruszyliśmy do oddalonego o ok. 2 godziny od Tampy miasteczka Fort Myers, gdzie naszym gospodarzem, również couchsufingowym, miał być Matt. Po drodze zajechaliśmy jeszcze na małe śniadanko, oczywiście do Waffle House :) Co ciekawe, w Chicago i większości terenu Illinois restauracja ta nie występuje, natomiast od Indiany, przez Kentucky, Tennessee, Georgię, aż po samą Florydę, Waffle House można znaleźć przy 90% zjazdów z autostrady!


   Matt okazał się kolejną przesympatyczną osobą na naszej drodze. Po przyjeździe i krótkiej pogawędce, zabrał nas do Corkscrew Swamp Sanctuary, czyli ogromnego parku położonego na bagnach, po którym można spacerować, podziwiać naturę i wypatrywać dzikiej zwierzyny. Matt okazał się świetnym przewodnikiem, ponieważ swego czasu udzielał się w parku jako wolontariusz i bardzo dużo wiedział na temat miejsc, gdzie warto pójść oraz flory i fauny, którą widzieliśmy. Niestety, dojechaliśmy tam w porze największych w skali dnia upałów, więc wiele nie udało nam się wypatrzeć, ale i tak uważam to miejsce za godne polecenia i z chęcią wybrałabym się tam jeszcze raz. Poniżej kilka krajobrazów i stworzeń zamieszkujących bagienne sanktuarium. Niektórym zdjęciom przyjrzyjcie się dobrze!:)















   W międzyczasie wywiązała się rozmowa na temat różnych niebezpiecznych dla człowieka zwierząt na Florydzie. I tak oto: Matt potwierdził, że faktycznie zdarza się, że jakiś aligator pojawi się w mieście i zażywa kąpieli w fontannie, jednak nie ma co z tego powodu panikować; poinformował, że jest tylko kilka gatunków jadowitych pająków, ale żaden pająk żyjący na Florydzie swoim jadem nie zagraża zdrowej, dorosłej osobie; oraz oznajmił, że jak dla niego najbardziej przerażającymi stworzeniami są mrówki, które atakując stadnie są w stanie spowodować spore nieprzyjemności. Uwierzycie? Mrówki!

   Jako że w parku zastała nas pora obiadowa, prosto ze spaceru udaliśmy się do położonej w Naples restauracji Tommy Bahama. Muszę przyznać, że Matt zdecydowanie wiedział, gdzie nas zabrać, bo zjedliśmy naprawdę same smakowitości! Gdyby ktoś miał okazję tam być, to szczególnie polecam rybne taco oraz kozi ser z orzeszkami macadamia.

   Pod wieczór pogoda w Naples zdecydowanie się popsuła i popadał deszcz, co oczywiście wcale znacznie nie wpłynęło na wysokość temperatury. A my zdążyliśmy jeszcze zobaczyć dzielnicę bogaczy i wybrać się na molo, skąd wypatrzyliśmy nie tylko powszechne tutaj pelikany czy płaszczki, ale także delfiny :)


ptak czeka na rybę od młodych wędkarzy


A takie piękne potrafią być chmury!


I tak oto minął nam kolejny dzień na Floydzie. A kolejnego ranka wstaliśmy bardzo wcześnie, bo czekała nas długa droga przez Everglades aż po sam Key West!

16 komentarzy:

  1. Wspaniała wycieczka i zazdroszczę bardzo takich wyjazdów :) Mam nadzieję, że mi też kiedyś będzie dane tak podróżować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szacun za to, że nie bałaś się wziąć do ręki tego wielkiego insekta ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw upewniłam się u Matta, że nic mi nie grozi :D

      Usuń
    2. Mimo wszystko, musiałaś mieć w sobie dużo silnej woli :D a o mrówkach też gdzieś słyszałem, że to najbardziej chamski i bezlitosny drapieżnik, który działając stadnie potrafi uśmiercić dużo większe i silniejsze stworzenia ;)

      Usuń
  3. Mnóstwo małych żyjątek :) Można powiedzieć, że to trochę jak jakaś "kraina owadów" ;)
    A śniadanie....mniam...
    Pozdrawiam Paweł Zieliński

    www.twojwybortwojaprzyszlosc.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę rozczarowany jestem tymi zdjęciami - jedna jaszczurka i jeden konik polny. A gdzie aligatory. dziki, ptaki i tym podobne????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaszczurek było zdecydowanie więcej niż jedna :) ale prawdą jest, że za dużo nie udało nam się podpatrzeć, chyba trafiliśmy na złą porę...

      Usuń
  5. A propos mrówek to mieszkając na Florydzie spędza się niesamowicie dużo czasu (i chemii) walcząc z nimi. Co 2-3 miesiące odnawiam barierę chemiczną wokół domu, raz na 2 miesiące posypuję cały trawnik trucizną na fire ants, co jakiś czas rozkładam po domu profilaktycznie trutki na wypadek jakby jednak się zdecydowały zignorować moje trucizny a i tak się pojawiają. A jakiekolwiek prace ogrodowe to udręka, człowiek zawsze kończy pogryziony z bąblami. Wczoraj przycinałem krzaki wokół domu i dziś jestem cały w mrówkobąblach.

    OdpowiedzUsuń
  6. super Paulinka! cieszę się, że macie udane wakacje a takie śniadanko w waffle hause to mniammmm palce lizać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewi ja cały czas na Ciebie czekam :) Przylecisz to może nawet zabierzemy Cię do WH- będziemy jechać 4 h do najbliższego, ale co tam! :D

      Usuń
  7. Swietny dzien! No i te plaszczki i delfiny, aaaach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, te wszystkie egzotyczne stwory pływające niemalże na wyciągnięcie ręki robiły wrażenie! I wciąż nie mogę oswoić się z myślą, że dla niektórych ludzi, mieszkających wcale nie tak daleko, jest to chleb powszedni! Ale ale, ja im mogłam poopowiadać o śniegu, zawsze coś :D

      Usuń
  8. Super wycieczka i fantastyczne zdjęcia , tylko pozazdrościć takiego wypadu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziwiam Zdjęcia w tym artykule,uwielbiam zdjęcia macro z bliska a te ujęcia są naprawdę ciekawe:).

    OdpowiedzUsuń
  10. Plan w stylu "się zobaczy" zawsze jest najlepszy;-) Pozdrawiam;-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger