W poniedziałek wydarzyła się rzecz, na którą czekał każdy mieszkaniec Chicago- drużyna hokejowa Chicago Blackhawks, po kilku ciężkich finałowych starciach z Boston Bruins, po 3 latach odzyskała Puchar Stanleya. Muszę przyznać, ze decydujący mecz był niesamowity! Jeszcze na początku trzeciej tercji Blackhawksi przegrywali, po czym... w ciągu 17 sekund zdobyli 2 gole! Kto jeszcze jakimś cudem tego nie widział, może obejrzeć tutaj:
Oczywiście zaraz po meczu, mimo że był już późny wieczór, ulice Chicago na nowo się obudzily- ludzie zbierali się gdzie popadło, świętowali i puszczali fajerwerki. Tak naprawdę, cały miniony tydzień był jedną wielką fetą- wszystko skupiało się na wygranej Blackhawks. Na ulicach pojawiły się kramiki z gadżetami związanymi z Jastrzębiami, w sklepach wisiały plakaty, ba! widziałam nawet kilka nowych grafitti! Także Internet zaroił się od grafik związanych ze zwycięstwem Blachawks.
Natomiast dziś odbyła się uroczysta parada, podczas której zawodnicy chicagowskiej drużyny, przejeżdżając ulicami miasta, pozdrawiali kibiców. Następnie, wszyscy zebrali się w Grant Park, by wspólnie cieszyć się wygraną i powrotem Puchary Stanleya do Chicago. Szacuje się, że w imprezie wzięło udział nawet 2 miliony Chicagowian! Żałuję, że nie mogło mnie tam być, ale na szczęście jest Internet i można co nieco podejrzeć na zdjęciach i filmikach :)
Tegoroczne rozgrywki NHL odbyły się trochę poza mną, bo słabo znam się na tym sporcie i fanka ze mnie żadna, ale do przyszłego sezonu już się przygotuję, bo widzę, że warto- w końcu "nasi" są najlepsi i jest komu kibicować :D Nie ma co- to miła odmiana po tym, do czego przywykłam w Polsce- w końcu fanką piłki nożnej jestem od dziecka, a chyba nigdy ani Pogoń Szczecin, ani polska reprezentacja nie dały mi aż takiego powodu do dumy...
________________________________________________
Przypominam, że już tylko kilka dni zostały do końca konkursu, w któym można wygrać audiobboka! Jeszcze raz zachęcam do wzięcia udziału :)
Szczegóły TUTAJ
uwielbiam taką atmosferę wspólnego świętowania - radośc z wygranej zawsze jest ogromna i zaraźliwa, bo nawet jeźeli cżłowiek siejest fanem danego sportu to jednak zwycięstwo rodzimej drużyny zobowiązuje..:)
OdpowiedzUsuńCałkiem przystojny. Ten puchar oczywiście;)
OdpowiedzUsuńJa też zauważyłam,jakie ładne te puchary :D
Usuńcześć! chciałam zapytać jak uczyłaś się angielskiego?sama,w szkole? nie miałaś blokady przed mówieniem?teraz pracujesz,czy trudno o jakakolwiek pracę?Twój chłopak to Amerykanin?
OdpowiedzUsuńCześć :) Angielski miałam w szkole, ale praktycznie zakończyłam go na liceum. Niestety, na wysoki poziom nauczania nie mogłam narzekać, co poskutkowało tym, że gdy przyleciałam do USA mój angielski był bardzo słaby. Przez rok szkoły tutaj nauczyłam się więcej niż przez całe wcześniejsze życie w Polsce. Blokada oczywiście trochę była, ale jak się nie ma wyjścia to się mówi, i to jest najlepsze :) Czy trudno o pracę? Zależy czego się szuka :) Mój mąż to Polak.
UsuńBiorąc udział w takiej paradzie człowiek czuje się świetnie :-)
OdpowiedzUsuńMa wrażenie, że razem z tłumem może przenosić góry i właśnie to jest najpiękniejsze.
Pozdrawiam Paweł
http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/
O tak, nawet taka chwilowe poczucie wspólnoty to coś niesamowitego! Bardzo żaluję, że nie mogłam tego zobaczyć na żywo...
UsuńChoć raz chciała bym poczuć atmosferę takiego zwycięstwa :)
OdpowiedzUsuńDodałam do obserwowanych i zapraszam na mój Dublińcki blog: http://wiedzmawera.blogspot.com/
takie emocje i wspólne świętowanie jest niesamowite, zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń