6/13/2012

Jak nie koty i wróble, to co?

   Bezpańskie koty szwendające się po osiedlach, wszechobecne wróble i gołębie, czekające na okruchy chleba. Czasem, w pobliżu parku, może zdarzy się jakiś przebiegający  lis czy grzebiący w ziemi dzik.  Takie dzikie zwierzęta najczęściej towarzyszą nam w Polsce. A co możemy spotkać na każdym niemal kroku w Chicago? Dziś krótki post obrazkowy przedstawiający najpowszechniejszych miejscowych braci mniejszych, spotykanych niemal codziennie w Wietrznym Mieście.

   Przede wszystkim wszechobecne są tutaj wiewiórki, które już kilka razy można było oglądać na blogu.

Niestety, nie są to moje ukochane polskie rudzielce, tylko zwykłe szaraczki, ale czasem można spotkać bardziej niecodzienny okaz- czarną wiewiórkę! Przez tych kilka miesięcy które tutaj mieszkam, widziałam taką tylko raz. Jak dobrze, że miałam ze sobą aparat! :)




Drugim co do powszechności ssakiem są króliki (a może zające? Nigdy nie wiem, czym się różnią!).



Na spacerze w parku nie da się nie spotkać saren, o których pisałam zimą. Podchodzą do człowieka niemal na wyciągnięcie ręki! 
Najpowszechniejsze ptaki to zdecydowanie American Robins (według Wikipedii- drozdy wędrowne).







Popularne są także bernikle kanadyjskie, które też już kilkakrotnie pokazywałam w innych postach (np. tutaj).










źródło: Wikipedia















Jaki natomiast ptak jest symbolem stanu Illinois (i kilku jeszcze innych)? Kardynał szkarłatny! Piękny ptak, szkoda że tak ciężko go zobaczyć na bardziej zabudowanych  terenach...


   Do tej puli dorzuciłabym jeszcze kojoty i szopy, widywane głównie po zmroku, jak szukają pożywienia w niedomkniętych pojemnikach na śmieci... Na te pierwsze trzeba w szczególności uważać, ponieważ już kilkakrotnie słyszałam o przypadkach porwania przez nie małych psów...

źródło: Wikipedia

źródło: Wikipedia



Macie już swoich ulubieńców wśród chicagowskich "podwórkowych" milusińskich? :)


11 komentarzy:

  1. Mamy mamy :D Pieski preriowe i szopy. Od saren też się roi w szczególności w parku na terenie bazyw wojskowej, niedawno widziałam tam sarnę z młodym, aż piszczałam z zachwytu :D A wiewiórki podziwiam z okna. Nie są tak śmiałe, żeby podejść na wyciągnięcie ręki, ale podchodzą blisko do parapetu i coś tam chrupią :D

    OdpowiedzUsuń
  2. USA jest bardzo pod tym względem podobna do UK.
    Coraz więcej podobieństw widzę.
    Lubię karmić wiewiórki, najwięcej ich tutaj. Lisy są w nadmiarze i spać nie dają bo się drą nocami. Psów prawie nie ma w Londynie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie mi się podobają, bo lubię zwierzęta. Ale chyba te wiewiórki pierwsze najbardziej! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stałym bywalcem mojego najbliższego sąsiedztwa został bocian, zające i 2 krowy - istna sielanka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja uwielbiam szopy - te ich slodkie minki :) sliszne sa, a poza tym to zlodzieje - jeden probowal nam zakosic blystke na ryby - widocznie myslal, ze tak latwo moze zdobyc rybke na kolacje, bo przyneta byla wielkosci sporej rybki. ale sie biedak ukłuł i wypuscil :) za to nie wiedzialam, ze one tak zwinnie wspinaja sie na drzewa. Fajne sa ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie wiewiórki! :) Przez pokrewieństwo z moim zwierzem taki sentyment :) ale fakt faktem, że te nasze rude jakieś takie weselsze i fajniejsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super fotki:)Lubię wszystkie zwierzaczki a z tych postowych to najbardziej lubię wiewiórczaski. Jak była mała to z moją babcią często chodziłyśmy do parku i karmiłyśmy wiewióreczki... ehhhh, miłe to wspomnienie:)Lubię jeszcze bardzo kaczki...i tutaj również mam historyjki z karmieniem:)Wśród moich ostatnich fotek z Cytadeli w Lille jest sporo właśnie kaczych fotek:) Szopy też są fajne. Wydają się takie pocieszne:)) No i oczywiście mięciutki klólicek to klasyka:)

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiewiór! Zdecydowanie mój faworyt. Uwielbiam takie małe stworzonka

    OdpowiedzUsuń
  9. wiewióry są boskie :D pamiętam, że jak byłam mała to straszliwie się ich bałam, teraz za to chętnie bym jakąś zaadoptowała :>

    OdpowiedzUsuń
  10. Ej,sa jeszcze 2 nieznosne zyjatka co wychodza po zmroku. Nie wierze,ze nie widzialas skunksa i oposa , wiewiory, ptaki i rakuny sa na porzadku dziennym:),kroliczka na swoim podworku widzialam tylko raz:)
    Swietnie prowadzisz blooga,dodaje do ulubionych:), mieszkam na przedmiesciach chicago, jak bys chciala popisac/pogadac to zapraszam- zuzka666@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. nie ma nic lepszego niz rozjechany skunks na ulicy :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger