12/11/2011

O języku Polonusów

   Kiedy przyjechałam tutaj pierwszy raz, bardzo zaskoczyło mnie, że wielu Polaków, którzy mieszkają tutaj nawet 20-30 lat, nie zna angielskiego. I nie mówię tu o jakiejś perfekcyjnej znajomości angielskiego, ale chociażby o podstawowych zwrotach czy wyrażeniach przydatnych w życiu codziennym. Z czasem zrozumiałam ten fenomen. Nie wiem, czy dotyczy to tylko Chicago (przypuszczam, że podobnie jest w innych miastach, w których żyje dużo Polonii), ale można tu załatwić praktycznie wszystko bez znajomości angielskiego. Polacy są zatrudnieni w większości banków, urzędów, wypożyczalni samochodów, o sklepach już nie wspomnę. Wystarczy więc tylko powiedzieć "polisz plis" i zaraz przysyłany jest jakiś pracownik mówiący po polsku. Jest to z pewnością duże ułatwienie, ale też niestety demobilizuje wielu Polaków do nauki angielskiego. I do tego są "polskie dzielnice", jak chociażby znane Jackowo, w których można poczuć się niemal jak w Polsce, bo wokół słychać praktycznie tylko nasz język. Ale o tych polskich dzielnicach kiedy indziej :)

   Mimo wszystko język angielski, co oczywiste, jest tutaj obecny na każdym kroku, co wiąże się także z tym, że ma duży wpływ na tutejszy język polski. Powstają więc swoiste hybrydy językowe, spolszczone słowa i zwroty angielskie, używane przeważnie przez Polaków nie znających angielskiego na poziomie wyższym niż bardzo podstawowy. Bywa to niekiedy dosyć zabawne. I tak oto usłyszeć można np.:
- "Idę wziąć siałer."
- "W pracy klinuje flory."
- "morgeć" (od "mortgage")
- "Umyj disie" ( naczynia)
- "Idź wyrzucić garbeć" lub "wyrzuć śmieci na garbeć"
- "komplenować" (skarżyć się)

   Co ciekawe, w Chicago istnieje co najmniej kilka szkół dla obcokrajowców, w których można nauczyć się angielskiego od poziomu zerowego do poziomu, powiedzmy, mocno średnio-zaawansowanego. Są to szkoły zarówno amerykańskie, jak i polskie. I co jeszcze ciekawsze, są to szkoły całkowicie bezpłatne, w których dodatkowo za darmo dostaje się podręczniki. Czemu więc tak wielu Polaków nie zna angielskiego chociaż w stopniu komunikatywnym? Tej zagadki jeszcze nie udało mi się rozwikłać.

12 komentarzy:

  1. hehe, no tak, nawet babcia mówi "pojechać nad lejk" czy "jechać hajłejem" no i oczywiście "bejsment" - jest to przypadłość wszystkich polskich amerykanów - nie tylko "szikagowskich" - w niujorku mówią tak samo ;)
    serdecznie pozdrawiam wszystkich szczecińsko-wolińskich szikagowców :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko Polacy mają awersję do nauki obcego języka i nie tylko angielskiego. Pamietam film Jarmusha "Inaczej niż raju" gdzie emigrantka z Węgier mówiła tylko po wegiersku mimo, że cale niemal życie spędziła w USA. Mieszkałem tez przez pewien czas w Holandii i tamtejsi Polacy nienawidzą niderlandzkiego, chociaż zaadoptowali sporo słów, poprzekrecanych zresztą (np. solaris, jarograf zamiast salaries, jaaropgaf).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie ciekawym zjawiskiem jest to, że Polacy myślą, że jak będą mówić głośno i wyraźnie po polsku, to każdy obcokrajowiec ich zrozumie :) Byłam kiedyś świadkiem takiej sytuacji na lotnisku, kiedy pewien pan próbował wyjaśnić urzędnikowi, do kogo przyjechał. I mówił bardzo głośno i wyraźnie, sylabizując momentami: " Do zięcia. ZIĘĆ. Mąż córki- ZIĘĆ". Ale chyba i tak nie został zrozumiany:)

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja sie bronie strasznie przed jazda hajłejem i dzwonieniem do insiury, ale niestety czasem juz nie udaje mi sie przed tym uciec i tez łapie sie na takich wtraceniach... kiedys mialam ambitny plan zapisywac takie najciekawsze kwiatki, bylby niezly poczatek slownika polsko-polonijnego... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja sie przyznam, ze jak po dwudziestu latach (kiedy nie uzywalam polskiego w ogole, ani w mowie, ani w pismie, czy czytaniu) to strasznie ciezko bylo mi potem mowic poprawnie po polsku. Gdyby nie pisanie bloga, to chyba zupelnie by mi jezyk zdziadzial.
    Wiec mnie Ponglish zupelnie nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  6. W USA byłem niedługo 2 lata z j.angielskim było u mnie kiepsko uczyłem się, mieszkałem na granicy Polakowa Belmont i Central.
    Tam język ang.był nie potrzebny.Na szczęście w mojej pracy (o dziwo a może i dobrze) nie było Polaków.Karteczki porozwieszane we wszystkich możliwych miejscach piwnicy pomagały w nauce.Po powrocie do Polski dał znać niespokojny duch i jezdziłem do Grecji szybko zaskoczyłem język.Jak mówią nasi najlepsi przyjaciele ze wschodu poznasz adin poznasz wsje.
    Maciej

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja znam osoby od 20 lat mieszkające w Stanach (CA) i nie mające żadnych naleciałości, żadnych dziwnych wtrąceń do języka polskiego. Raz tylko jadąc samochodem użyłam w ich towarzystwie słowa 'tempomat' i zdziwili się, co to znaczy;-) Co więcej ich dzieci mieszkające od małego w Stanach mówią z ledwo słyszalnym akcentem, płynnie, poprawnie gramatycznie, piszą też bez problemów. A więc chyba chcieć to móc;-)

    Pozdrawiam serdecznie i wgłębiam się dalej w lekturę;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo ci ludzie znali dobrze polski. mam wrażenie, że wśród dużej części Poloni źle jest nie tylko ze znajomością angielskiego ale i również polskiego.

      Usuń
  8. ja mieszkam we Francji pol roku i od niedawna chodze na kurs francuskiego, nigdy wczesniej nie mialam kontaktu z tym jezykiem
    ucze sie dla siebie i po to, aby rozumiec innych
    tutaj akurat nie ma zbyt wielu Polakow, a nie kazdy Francuz chce rozmawiac po angielsku
    widac, ze wielu Polakow w Chicago idzie na latwizne

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdyby w Polsce były bezpłatne szkoły języka angielskiego... Ach... Pewnie bym tam spała ;)
    Nie, oczywiście żartuję.
    Szkoda, że z tego nie korzystają. Pewnie by im się to przydało i nie musieliby już polegać na innych Polakach znających angielski.

    OdpowiedzUsuń
  10. sa leniwi, tepi, nadaja sie do najprostrzej i ciezkiej pracy fabrycznej, sprzataczej, budowlanej itd. chodza glupole do kosciola katolickiego a tam ksiadz czyta pisma biskupie....a ktory z tych pederastow i homo zapytal sie wiernego czy przeczytal kawlek bibli, a moze jakas ewangelie. tak bylo od pokolen. banda tumanow majacych o sobie wielkie wyobrazenia. antysemitow zazdroszczacych im pieniedzy i wedzy. ale nie pomysli polactwo ze zydzi maja swoje szkoly talmudyczne w ktorych juz kilkuletnie dzieci musza czytac talmud z jego komentarzami i wyrazac wlasne krytyczne zdanie. ucza sie szacunku dla pieniadza i sposobow ich zarabiania, ucza sie szacunku do siebie wzajemnie i pomocy jeden drugiemu a nie nienawisci i nieufnosci jak polak do polaka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger