10/15/2019

Polskie wybory parlamentarne w USA. Trochę pokazuję, trochę wyjaśniam.

     W minioną sobotę, 12 października, Polacy mieszkający w Stanach Zjednoczoncyh ruszyli do urn, by wraz z rodakami w kraju wybrać, kto przez następne cztery lata będzie sprawował rządy nad Wisłą. Czy naprawdę tak wielu Polaków głosowało w USA? Z jakimi problemami musieli się zmierzyć? Jak wygląda praca komisji wyborczej? I czy Polonia w ogóle powinna głosować? O tym wszystkim w dzisiejszym poście. Zapraszam!


Głosować czy nie?

     Na początek chciałabym rozprawić się szybko z chyba najbardziej kontrowersyjną, choć nieuniknioną, częścią tego posta i całej okołowyborczej tematyki, a mianowicie czy Polacy powinni głosować w polskich wyborach mieszkając na stałe za granicą? Tej kwestii poświęciłam dość obszerny post przed poprzednimi wyborami cztery lata temu i można go przeczytać TUTAJ. Moje zdanie od tamtej pory zbytnio się nie zmieniło i, w dużym skrócie, wciąż uważam, że osoby mieszkające na stałe za granicą, nie mające żadnych konkretnych interesów w Polsce (rodzina to nie interes), a więc niepłacące tam podatków, a także nieplanujące realnie rychłego powrotu do Polski, nie powinny w takich wyborach uczestniczyć. Szanuję jednak odmienne opinie i nikogo do swojego zdania przekonywać nie zamierzam.

Komisja wyborcza
 
     W tym roku, po raz pierwszy w Chicago uczestniczyłam w wyborach jeszcze od innej strony- zasiadając w obwodowej komisji wyborczej. Niesamowite doświadczenie! Potwornie wyczerpujące (ponad 22 godziny pracy bez przerwy, co odsypiałam przez kolejnych godzin osiemnaście), ale dzięki temu, że cała nasza komisja składała się z niesamowitych, sympatycznych, inteligentnych i wesołych osób, praca szła niezwykle sprawnie i szczerze mówiąc chyba nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego składu.

     Na Fejsbuku wyraziliście zainteresowanie pracą w komisji wyborczej, więc pozwolę sobie odpowiedzieć na kilka najczęstszych pytań.
  • Jak dostać się do komisji wyborczej?
     Odpowiednio wcześnie przed wyborami zgłosić się do komitetu wyborczego lub konsulatu. Ponadto, trzeba posiadać ważny polski paszport i pełnię praw publicznych oraz mieć skończone 18 lat. Ja akurat dostałam informację o naborze do komisji bezpośrednio od osoby pracującej w konsulacie i postanowiłam skorzystać, poszerzając swój wachlarz doświadczeń. Koniec końców, zostałam przewodniczącą.
  • Czy praca w komisji jest pro bono?
     I tak, i nie. Istnieją odgórnie ustalone stawki za pracę w komisji wyborczej (w tym roku między 350 a 500 złotych, czyli w granicach około 90-130 dolarów), jednak nakład wysiłku i godzin jest tak znaczący, że większość osób traktuje to wynagrodzenie raczej jako miły dodatek do pracy społecznej niż konkretne wynagrodzenie.
  • Jak wygląda praca komisji wyborczej?
     Jeszcze przed wyborami komisja musi odbyć przynajmniej jedno spotkanie organizacyjne. My takie spotkania mieliśmy dwa: jedno czysto organizacyjne, a drugie w przeddzień wyborów, by odpowiednio przygotować lokal wyborczy do głosowania (między innymi by odebrać wszystkie materiały z konsulatu, przygotować stanowiska do głosowania i stół dla komisji, oraz rozwiesić odpowiednie obwieszczenia). Ponadto, w tygodniu poprzedzającym wybory w konsulacie odbywały się szkolenia dla osób zasiadających w komisji, z których moim zdaniem warto było skorzystać.
     W samym dniu wyborów komisja musi spotkać się przynajmniej godzinę przed rozpoczęciem głosowania (czyli o 6 rano), by ostatecznie przeliczyć i ostemplować karty do głosowania oraz dopełnić resztę procedur. Już na tym etapie prac komisji mogą towarzyszyć mężowie zaufania i obserwatorzy.
     Od godziny 7 do 21 trwa głosowanie. W tym czasie komisja przede wszystkim wydaje karty do głosowania na podstawie ważnego paszportu i wpisu do spisu wyborców, ale także dba o porządek w lokalu wyborczym i stoi na straży, by nie dochodziło do agitacji i zakłócania ciszy wyborczej. Muszę przyznać, że głosowanie w "mojej" komisji przebiegało bardzo sprawnie, a wyborcy przychodzili uśmiechnięci i bez potrzeby zakłócania ogólnego porządku i powagi głosowania. No, może poza jakimiś drobnymi wyjątkami, ale to raczej nieuniknione.
     O godzinie 21 komisja zamyka lokal wyborczy i przechodzi do liczenia głosów. W moim odczuciu jest to najtudniejsza część pracy w dniu wyborów. Po pierwsze dlatego, że w grę wchodzi tu już solidne zmęczenie. Po drugie, liczenie kilkuset czy kilku tysięcy głosów tak czy inaczej jest wyczerpujące. Po trzecie, nigdy nie wiadomo, co wyjdzie w trakcie. I nie chodzi mi tu nawet o wynik wyborów per se, ale o różne nieścisłości, które mogą wyniknąć podczas liczenia i które komisja musi później wyjaśniać, jak chociażby niezgodność kart wydanych i kart wyjętych z urny (dlatego w imieniu osób pracujących w komisjach proszę- nigdy nie wynoście kart z lokalu wyborczego!). Na tym etapie jest również więcej niż pewne, że w lokalu pojawi się jakiś mąż zaufania lub obserwator. U nas na szczęście wszystko przebiegło bezproblemowo, karty nam się zgadzały, nie mieliśmy żadnych nieścisłości, mężowie zaufania nie mieli uwag do naszej pracy i zaledwie po niecałych trzech godzinach skończyliśmy liczyć głosy i wypełniać protokoły. Tyle tylko, że dopóki komisja nie dostanie zatwierdzenia protokołów z Warszawy, nie może się rozejść. Więc my na nogach byliśmy łącznie ponad 22 godziny.

Lokal wyborczy w Chicago na krótko przed rozpoczęciem głosowania

Jak głosować za granicą?

     Jak głosować za granicą (o ile w ogóle)? Na podstawie informacji o przebiegu głosowania w różnych komisjach wyborczych, wypunktowałam kilka etapów, na których potencjalnie najczęściej może dojść do błędu uniemożliwiającego głosowanie. 
     Po pierwsze- zarejestruj się. Wiele osób zwyczajnie o tym zapomina albo nie wie, że do każdych wyborów trzeba się zarejestrować oddzielnie. Z czego to wynika? Jeśli mieszkamy w Polsce, w spisie wyborców znajdujemy się z automatu. Jeśli chcemy głosować za granicą, wówczas właściwy organ administracyjny w Polsce wykreśla nas z lokalnego spisu wyborców i dodaje do spisu za granicą, ale tylko na czas tych jednych wyborów. 
     Z tym wiąże się jeszcze jedna uwaga- upewnij się, że rejestrujesz się we właściwym lokalu wyborczym. Na przykład w tym roku mieliśmy sytuację, że w naszej komisji pojawiły się osoby, które omyłkowo zarejstrowały się do głosowania w zupełnie innym stanie... Niestety, nie mogliśmy im pomóc, gdyż komisja nie ma uprawnień, by dokonywać zmian w spisie wyborców. Jedyną opcją jest dopisanie wyborcy do dodatkowej listy, ale tylko gdy taka osoba przyjdzie z odpowiednim zaświadczeniem ze swojej gminy w Polsce lub od konsula. 
     Po trzecie, najlepiej rejestruj się samodzielnie. Rejestrować można się na kilka tygodni przed wyborami przez internet (zajmuje to jakieś 3 minuty) albo telefonicznie poprzez konsulat. Wiem, że w Chicago niektóre organizacje polonijne również pośredniczyły w rejestracji wyborców. Zdecydowanie jednak odradzam rejestrowanie się poprzez prywatnych pośredników, bo niestety słyszałam o sytuacjach, gdy osoby owym pośrednikom płaciły, a mimo wszystko w spisie wyborców się nie znalazły. 
     Po czwarte, pamiętaj, że w Stanach Zjednoczonych głosuje się dzień wcześniej niż w Polsce. Wynika to z kilkugodzinnej różnicy czasu między Polską a różnymi stanami i konieczności zakończenia głosowania w USA przed końcem ciszy wyborczej w Polsce. 
     Po piąte, głosując zza granicy, oddajesz głos w okręgu warszawskim i wybierasz spośród tamtejszych kandydatów. 
     Po szóste, przyjdź z ważnym polskim paszportem. Żaden inny dokument nie pozwoli Ci uzyskać karty do głosowania. 
     I w końcu, i jest to mój osobisty apel: zanim pójdziesz do urny, zainteresuj się rzetelnie sytuacją w Polsce, poczytaj wiarygodne źródła, sprawdź programy wyborcze partii i dopiero wtedy głosuj. Mieszkanie za granicą, szczególnie dłuższy czas, oddala od polskich realiów. Jak nie masz pojęcia, co się dzieje w Polsce, to głosowanie nie jest Twoim obywatelskim obowiązkiem.

Moje spostrzeżenia z dnia wyborów

     Przede wszystkim muszę głośno powiedzieć, że Polacy przychodzący głosować byli niesamowicie mili i uśmiechnięci. Bardzo to ułatwiało naszą pracę i rozgrzewało serce. Wiele osób zagadywało do nas, żartowało, czy dzieliło się swoimi krótkimi opowieściami. Były też osoby, które z widocznym wzruszeniem i tremą przyznawały, że będą głosować po raz pierwszy w życiu i prosiły o wyjaśnienie zasad głosowania. Oczywiście, trafiły się też pojedyncze wyjątki osób, którym nic nie pasowało od samego przekroczenia progu aż do wyjścia, a hitem już była osoba, która popijając kawę udostępnioną w naszym lokalu wyborczym i patrząc prosto w nasze oczy wyraziła głośne powątpiewanie, czy aby na pewno będziemy uczciwie liczyć głosy.
      Muszę też przyznać, że wyborcy ewidentnie znali zasady głosowania, ponieważ w urnie znaleźliśmy jedynie kilka głosów nieważnych w głosowaniu do sejmu, i jedynie kilka więcej w głosowaniu do senatu, przy czym te nieważne głosy do senatu zdecydowanie świadczyły o tym, że dane osoby nie znalazły na liście odpowiedniego dla siebie kandydata, a nie że nie znały zasad oddania ważnego głosu. Były więc zarówno karty puste, karty z zaznaczonymi wszystkimi kandydatami, jak i karty... z dopisanymi propozycjami własnymi.
    Podczas całego dnia najbardziej chwyciła mnie za serce sytuacja, gdy przyszła do nas całkiem młoda kobieta trzymająca za rękę swoją babcię. Owa babcia przyleciała do niej w odwiedziny z Polski, ale niestety zapomniała dopełnić formalności i nie mogła zagłosować za granicą. Widać było szczery żal w oczach tej kobiety, ale jej smutek rozproszył się nieco, gdy mogła sobie zrobić zdjęcie z urną wyborczą. 
      Na sam koniec muszę też przyznać, że zostaliśmy niezwykle serdecznie przyjęci przez budynek, który udostępnił nam pomieszczenie na lokal wyborczy. Podczas przygotowań do dnia wyborów mogliśmy liczyć na dużą pomoc organizacyjną, a w sobotę zapewniono nam nie tylko zapas kawy na cały dzień, ale także nieco słodkości i pizzę. Niby drobiazgi, ale ja bardzo doceniam takie ludzkie gesty.


Wyniki głosowania w Stanach Zjednoczonych

     W tym roku w Stanach Zjednoczonych utworzono rekordową liczbę komisji wyborczych- aż 48. We wszystkich komisjach zarejestrowało się około 33 tysiące wyborców (głos oddało 30 tysięcy), a frekwencja wyniosła 91%. Co nam mówią te liczby? Po pierwsze, że patrząc na to, że w całych Stanach mieszka co najmniej kilka milionów Polaków, to zainteresowanie wyborami w moim odczuciu wcale nie było tak duże. Dla porównania, w samych tylko Niemczech głos oddało ponad 28 tysięcy osób, a w Wielkiej Brytanii do urn poszło ponad 74 tysiące Polaków. Moim zdaniem powód jest dość oczywisty- emigracja amerykańska jest jednak dużo starsza niż ta europejska, a tym samym bardziej oddalona od Polski i jej aktualnych realiów. Co do frekwencji natomiast, to wysokie liczby wcale mnie nie dziwią. Skoro już ktoś bowiem poczynił trud, by do wyborów się zarejestrować, to znaczy że chce w nich uczestniczyć i o ile coś nie stanie mu na drodze, swój głos odda. Zastanawiam się także, jak ta emigracyjna frekwencja wpływa na poziom frekwencji warszawskiej, która chyba zawsze jest najwyższa w kraju. Może warszawiacy wcale nie są aż tak aktywni, a swoje frekwencyjne rekordy zawdzięczają emigrantom właśnie?

     Jeśli chodzi o wyniki głosowania do sejmu w samym Chicago, to zgodnie z danymi podanymi przez Ambasadę RP w Waszyngtonie, głosy zostały rozdzielone następująco:
Lista 1-  PSL                                       226 głosów
Lista 2-  PIS                                      8092 głosy
Lista 3-  Lewica                                  508 głosów
Lista 4-  Konfederacja                        949 głosów
Lista 5-  Koalicja Obywatelska        1950 głosów

Wyniki głosowania do Sejmu udostępnione przez Ambasadę RP w Waszyngtonie
      Jeśli chodzi natomiast o wybory do senatu, to w Chicago z miażdżącą przewagą zwyciężył Marek Rudnicki, który startował z listy PiS. Był to kandydat polonijny, znany w chicagowskim środowisku lekarz, więc podejrzewam, że ten fakt miał duży wpływ na jego wysoki wynik w Wietrznym Mieście. Ostatecznie jednak mandatu senatorskiego nie uzyskał.

___________________________________

     I to tyle z mojej strony, jeśli chodzi o głosowanie w Chicago. Dajcie znać, jeśli macie jakieś pytania. A może głosowaliście w innych miejscach na świecie i chcecie się podzielić swoimi doświadczeniami?


10 komentarzy:

  1. to jest tragedia, że Polacy za granicą głosują i zgotowali nam taki los...

    OdpowiedzUsuń
  2. Very Well, Thanks for sharing such a informative content with us. This is really useful, I really need it and i will start to do it. Write more and more

    OdpowiedzUsuń
  3. To akurat była tragedia, trzeba przyznać. Żeby Polacy, którzy uciekli z Polski głosowali na taką partię... a później się dziwić, że wracać nie chcą jak co chwilę podatki podwyższają i utrudniają nam życie.
    https://okbr.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może tak głosują żeby mogli wrócić do Polski ? A nie do zgermanizowanej Polski?

      Usuń
  4. Troche trzeba się namęczyć żeby zagłosować za granica.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety, ale utrudniają głosowanie przez Polaków za granicą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie była to za ciekawa sytuacja, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazwyczaj wymaga to pewnego wysiłku, aby oddać głos spoza granic kraju.

    OdpowiedzUsuń
  8. Warto głosować nawet za granicą, każdy głos się liczy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Udział w wyborach, nawet gdy przebywa się za granicą, ma istotne znaczenie dla demokracji, ponieważ każdy oddany głos przyczynia się do kształtowania polityki i decyzji w kraju. Dlatego warto skorzystać z prawa do głosowania, aby mieć wpływ na sprawy społeczne i polityczne, niezależnie od miejsca pobytu.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger