9/01/2014

Sierpniowe migawki

      Kolejny miesiąc za nami, czas więc na małe podsumowanie. Jak zwykle będzie trochę o Chicago, trochę o reszcie Ameryki, jak i trochę prywaty.

      Zacznę od tego, co miałam pokazać już dawno, ale ciągle zapominałam. Mianowicie, w okresie letnim w miejskich parkach otwieranych jest mnóstwo budek z najróżniejszym jedzeniem. To, co ja lubię najbardziej to francuskie naleśniki. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zupełnie przypadkiem odkryłam je w parku przy skrzyżowaniu ulic Western i Montrose. Budka powinna być otwarta dopóki będzie ciepło, więc kto lubi takie smakołyki, to zdecydowanie polecam! Wybór jest naprawdę spory, a świeżutkie naleśniki wręcz rozpływają się w ustach :)







     Skoro już jesteśmy w temacie jedzenia, jak co miesiąc zresztą, to jeszcze kilka słów o moim wczorajszym odkryciu. Wszystko przez to, że było tak gorąco, że ochłoda była niezbędna- najlepsze są oczywiście lody :) Lodziarnie Frozen Yogurt widziałam już wielokrotnie, ale dopiero wczoraj spróbowałam ich wyrobów po raz pierwszy. Co bardzo mi się podoba, to ogromny wybór smaków, dodatków i... ta frajda, że można wszystko nakładać samemu :) A na koniec uprzejma pani waży nasz kubeczek i podaje cenę :) Lody są przepyszne, smakują jak domowe!




     A będąc w temacie lodów.... oto mochi, japońskie lody, serwowane często w restauracjach sushi. Tu akurat o smaku zielonej herbaty :)


      Temat sierpniowego jedzenia za nami, czas na kilka linków. Po pierwsze, Daniel postanowił kupić nowy aparat, żeby robić jeszcze ładniejsze zdjęcia na bloga :) Oczywiście nie tylko w tym celu, w każdym razie chce nowy aparat. Na urodziny dostał... hm... jeden od naszych przyjaciół, ale... zobaczcie sami o co chodzi na GoFundMe :) Jeśli ktoś ma ochotę rozsyłać link dalej, to z góry dziękuję!
         Miniony miesiąc przyniósł mi kilka ciekawych propozycji. Najpierw, pewien nowy portal: na-kawę, postanowił w czwartkowym cyklu blogowym zaprezentować jeden z moich starszych postów. Swoją drogą, to całkiem interesujący pomysł, by stworzyć portal internetowy, który ma wspierać spotkania poza komputerem :) O ile nie przerodzi się to w kolejną stronę randkową, to jestem na tak. Druga propozycja przypłynęła jeszcze bardziej niespodziewanie. Otóż, chicagowska polonijna gazeta codzienna, "Dziennik Związkowy", natrafiła na mojego bloga i zaproponowała mi współpracę. Mam nadzieję, że będzie przede wszystkim rozwojowo, choć będę się musiała trochę nagimnastykować, by połączyć to z dotychczasowymi zajęciami i szkołą, która przecież też już się zaczęła... Tak czy inaczej, pierwszy artykuł mojego autorstwa już można przeczytać TUTAJ. Zobaczymy jak będzie rozwijała się współpraca z Dziennikiem, ale mam nadzieję, że będę mogła regularnie przesyłać Wam linki do kolejnych artykułów.

    I już na sam koniec migawek, tradycyjnie, kilka luźnych zdjęć, które trafiły na mój telefon w ostatnim miesiącu:

Ok, może zwracam uwagę na totalne drobnostki, ale ostatnio byłam lekko zszokowana nową maszyną do napojów w Wendy's... To już nie jest zwykły nalewak, to komputer z całą gamą najróżniejszych napojów! Tyle możliwości do wyboru, że moje życie znów się skomplikowało :P

Niby w Polsce jest tanie paliwo i hotele w porównaniu do reszty europejskich krajów....
Było lato, była plaża. Tu akurat Indiana Dunes, ale można pomylić z Międzyzdrojami :)

A teraz wszyscy uczą się nowego słówka!

Kiedy byliśmy na Air Show, mijaliśmy takie oto autobusy udostępnione przez miasto. Stały w różnych miejscach blisko plaży tylko po to / aż po to, aby móc do nich wejść i się ochłodzić. Wciąż pozostaję pod wrażeniem, jak w Ameryce myśli się o zwykłych ludziach!

A to stoisko z lemoniadą i dziecięcymi wyrobami na sprzedaż. Czyż nie znamy tego z amerykańskich filmów? :)

Sydney na ogrodzie

ciacho

Taka sytuacja w polskim sklepie.


Dawno temu pisałam o zwyczaju, jakim jest Block Party. Wczoraj znów trafiliśmy na tego typu imprezę. Wciąż jestem zadziwiona, jak ludzie fajnie potrafią się zorganizować.

Na Block Party często zapraszana jest policja lub straż pożarna. Głównie jako atrakcja dla dzieci, choć ja wczoraj też z chęcią usiadłam za kierownicą policyjnego radiowozu :) Co ciekawe, służby przyjeżdżają na takie "pokazy" za darmo, trzeba tylko ich wcześniej poprosić i zarezerwować termin!

10 komentarzy:

  1. super sierpien mialas :-). Musisz sprobowac lodow z McDonalds smakuja jak nasze polskie waniliowe.
    Ameryka potrafi zadziwiac i robic niespodzianki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, ależ przysmaki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Te francuskie naleśniki wyglądają przepysznie! I jak fajnie wygląda to stoisko i kucharze. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę że będziesz pisać do gazety bo uwielbiam czytać Twojego bloga i to nie tylko nie tylko ze względu na niezwykle ciekawe tematy które w nim poruszasz ale także Twój styl pisania . Czekam z niecierpliwością ....

    OdpowiedzUsuń
  5. nieee no tak bez zapowiedzi takie jedzenie i te lody na wagę....no nie mogę..:O

    Podoba mi się nowe słówko askhole - muszę nimn zabłysnąć w towarzystwie.....hehehe:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ apetycznie wygląda to jedzonko!
    Co do polędwicy pracowanej...Myślę, że to był celowy zabieg. No wiecie - Polandwica :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Polendwica miażdży wszystko:) Identyczne naleśniki z identycznej budki jadłam na jarmarku we Wrocławiu:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Polen-dwica :D nieźle! przyjazd policji na domówkę u nas też się zdarza, nawet nie trzeba ustalać terminu;))

    OdpowiedzUsuń
  9. mm smakowicie na tych pierwszych fotkach :D :)

    OdpowiedzUsuń
  10. super się to czyta:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger