11/23/2013

Błędy językowe Polonusów, które drażnią najbardziej


  

 "A nade wszystko szanuj mowę twą ojczystą, nie znać języka swego – hańbą oczywistą."  
Franciszek Ksawery Dmochowski


    Nie, nie skończyłam filologii polskiej. Nie uczęszczałam też na żadne kursy profesora Miodka, choć na jednym wykładzie byłam, kiedy to największy znawca jezyka polskiego zjawił się na Wydziale Prawa I Administracji US, by wygłosić prelekcję na temat języka prawniczego... Niemniej, zamiłowanie do języka polskiego mam w sobie od dziecka i kiedy tylko słyszę, jak ktoś bez litości kaleczy nasz piękny język ojczysty, to nóż mi się w kieszeni otwiera, a jeszcze częściej "gęba" i poprawić takiego delikwenta muszę. Wiem, niekulturalne to, ale tak już mam. Szczególnie jak to bliska osoba jest i nie chcę, żeby taki poziom językowy prezentowała.


   Oczywiście, ideałów nie ma i ja nim także nie jestem, ale nie chodzi o to, żeby równać do słabszego, tylko do lepszego. Każdy jakieś błędy robi, ale jeśli są to błędy podstawowe i tak drażniące ucho, że aż się słabo robi, to naprawdę żal człowieka. W dodatku nie mogę pojąć, jak można uczyć się kolejnych języków obcych, a w swoim ojczystym nie potrafić się poprawnie wysłowić.
   Problem wśród Polonii chicagowskiej polega na tym, że wiele osób po angielsku mówić do tej pory jeszcze się nie nauczyło, ale zdążyło już zapomnieć, jak mówi się po polsku (w kontekście znajomości języka angielskiego- odsyłam TUTAJ). A może nigdy nie umiało? No ale bez przesady, nie żyjemy w średniowiczu, każdy do szkoły chodził i język polski obowiązkowo miał!

    Problem poziomu językowego Polonusów jest dla mnie tak wielki, że zrobiłam dla Was małe zestawienie najbardziej drażniących, powszechnych za oceanem błędów językowych (choć doskonale wiem, że niektóre przykłady są także aktualne w Polsce). I od razu zaznaczam, że przyczepiłam się tylko tych osób, które do USA wyjechały co najmniej w wieku kilkunastu lat i miały czas, by nauczyć się języka polskiego przynajmniej na przyzwoitym poziomie, a nie do osób, które wyemigrowały jako dzieci, czy wręcz które urodziły się tutaj i kontakt z językiem polskim mają utrudniony. Choć prawda jest taka, że zdążyłam już poznać zarówno osoby, które urodziły się w Ameryce, a zawstydzić mogłyby niejednego Polaka w kraju, jak i osoby, które przyjechały tu jako dorośli już ludzie, a zawstydzić nie mają kogo, bo wstydzić mogą się tylko za siebie. I w tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze jedno, bardzo wyraźne zastrzeżenie: w Chicago mieszka cała masa Polaków, którzy mówią bardzo poprawną polszczyzną.

Ale do rzeczy. Oto błędy, które drażnią mnie najbardziej:

1. "Poszłem, przyszłem". Jest to tak popularny błąd, że jeszcze mieszkając w Polsce, powinnam była już się do niego przyzwyczaić. Choć, jak twierdził mój kolega, jest proste wytłumaczenie dla tej fomy: jak było blisko, to poszłem, jak daleko- poszedłem :D Ok, choć "poszłem, przyszłem" drażni mnie niezmiennie, to jakoś już do tego przywykłam. Ale co powiecie na "podeszedł"?

2. Niepoprawna wymowa. I nie mam na myśli wady wymowy, tylko zwykłe niechlujstwo językowe. No bo czym niby jest określenie: "[gówne dźwi]"?

3. Spolszczanie angielskich wyrazów i tworzenie nienaturalnych form, pomimo isntnienia polskich odpowiedników. Na przykład: donacja (w sensie: "datek"), graduować (w sensie: "kończyć szkołę"). Nie byłby to może aż tak wielki problem gdyby nie to, że owe spolszczenia są tutaj bardzo popularne i w końcu, skoro wszyscy ich używają, wydaje nam się, że są to zwykłe słownikowe wyrazy i zaczynamy ich używać jak swoich, zapominając o prawidłowych odpowiednikach...

4. "Pociąg, wyciąg". I nie mam tu na myśli składu wagonów czy wyciągu narciarskiego, ale... tryb rozkazujący czasowników "pociągnąć" i "wyciągnąć"! Zauważyłam, że owych nieszczęsnych form używają przede wszystkim osoby z południowo-wschodnich regionów Polski. Czyżby jakiś element gwary, a nie drażniący błąd?

5. Nieumiejętność stopniowania przymiotników. Bardziej słodszy? Bardziej niższy?

6. "Na tablicy pisze". Kto, pani pisze? A może raczej jest napisane? Tak tak, doszły mnie słuchy, że ta nieszczęsna forma została jakiś czas temu uznana za poprawną i oficjalnie nie jest już błędem... ale czy naprawdę musimy uznawać za normę coś tylko dlatego, że 3/4 społeczeństwa ma z tym problem? Mnie nadal "na tablicy pisze" gryzie w ucho i już.

7. Ania opowiada: "Z Asią byliśmy (...)"... To która z Was jest chłopcem?





A obok jakich błędów Wy nie możecie przejść obojętnie?



p.s. Uśmiecham się oczywiście szeroko do hejterów, którzy zapewne zaraz zaczną wyłapywać moje błędy- śmiało, uświadamiajcie mnie, z chęcią nauczę się czegoś nowego :)

63 komentarze:

  1. Mnie chyba najbardziej denerwują błędy pisane, szczególnie na blogach. Niektóre osoby walą takie byki stylistyczne i ortograficzne, że przestałam ich blogi odwiedzać. A w słowie mówionym nie lubię bardzo tekstów typu "Nie no, oni wezno, wejdo, pomalujo i będzie gotowe". Brrrr

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie najbardziej denerwuje spolszczanie angielskich słów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio śmiałam się przeczytawszy gdzieś historyjkę jak to jakiś elegancik poprawiał kasjera. Kasjer: Może Pan już wziąć kartę. Klient: "WZIĄŹĆ kartę". I odszedł dumny, że właśnie podedukował tępego sprzedawcę. Wczoraj mnie również poprawiono w ten sam sposób...
    Nóż się w kieszeni otwiera również na "włanczam" i "wayłanczam" światło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Włancza, wyłancza, ubiera buty, pali światło - te mnie wkurzają na potęgę.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja już kilka razy słyszałam, że ktoś np. Nie był już w Polsce 2 roki. Strasznie mnie to drażni

    OdpowiedzUsuń
  6. "Wziąść" - to mnie drażni. Poprawiam zwykle stwierdzeniem "Można to wziąść? - Wszystko można braść" ;)
    A najbardziej drażni moje biedne uszy - w książce, na tablicy pisze. Do tego chyba nigdy się nie przyzwyczaję :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystkie powyższe błędy wymienione w komentarzach (oprócz "wziąść") to regionalizmy. Sama "włanczam" na cześć moich babek i prababek ;-) "Poszłem" i "przyszłem" nadal mnie rażą, ale przypuszczam, że staną się normą - formy te są klasycznym wyrównaniem fleksyjnym, zawierają pełną informację. No cóż, czy nam się to podoba czy nie, język żyje.
    Ewa
    PS. Dwa roki to forma baaardzo stara. Może utrwalona pierwotnie w języku dziadków mówiącego?

    OdpowiedzUsuń
  8. Stylistyczne można sobie odpuścić, w obliczu błędów ortograficznych, często zasłanianych zaświadczeniami o dys ( przy czym zasłaniający się mylą dysleksję z dysortografią ) naprawdę giną w tłumie. " Poszłem" i wszystkie pochodne powodują u mnie tiki nerwowe, potem jeszcze " puki, na prawdę, z kont ". Ostatnio miałam okazję zapoznać się z nową pisownią słowa "wyższy" -n nie wiem czy uda mi się wiernie odtworzyć bo takie pisanie jednak jest ciężkie, zdaje się, że wersja brzmiała " wyszy" ale głowy nie dam. I to całe oburzanie się na zwracaną uwagę, cytuję: " nieważne jak się napisze, ważne aby zostać zrozumianym" wobec tego argumentu rozkładam ręce.
    Aaaaaa przypomniało mi się jeszcze jedno strasznie denerwujące: " rozumie" pisane przez osobę wypowiadającą się i piszącą o sobie - " rozumie, że tak ma być, ale nie mogłam inaczej" - zawsze się wtedy pytam kto rozumie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, "ja rozumie" itp. też mnie drażni! Że też zapomniałam o tym napisać! Śmiałam się z tego jeszcze w Polsce :)

      Usuń
    2. I nie dotrzesz do ludzi, ja rozumieM, a nie rozumie - ehhh :) czasami po zetknięciu się z betonem to tylko głowa boli :)

      Usuń
    3. mi też ręce opadają od "rozumię" i tego typu błędów. Niektórym ciężko pojąć różnicę między -ę, -e i -em ;)

      Usuń
  9. Wszystko to jest denerwujące i spotykane także u Polaków którzy w krajach anglojęzycznych nigdy nie byli. Kaleczenie języka polskiego wkurza mnie niemiłosiernie, ale - podoba mi się spolszczanie angielskich wyrazów. Chyba dlatego, że uwielbiam zabawy językiem, kombinowanie z formą. Tylko że chodzi mi głównie o użycie w kontekście humorystycznym, bo jeśli ktoś mi nagminnie pisze "luknij", to nóż w kieszeni mi się otwiera.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja oczywiście nie jestem święta, w dodatku wychowywałam się na wsi wśród osób mówiących niepoprawnie i gwarą i trochę tym przesiąknęłam za młodu ;) Choć dzięki temu łatwiej mi rozszyfrować jakies słówka z gwary czy częste błędy, które słyszę. A najbardzej drażniący błąd jaki w życiu słyszałam to "nie bojałam się" (nie bałam się) - usłyszany w pewnym zakładzie pracy w Polsce, gdzie miałam okazje przyjśc na tzw. sezon (w wakacje) ;) Kobieta mówiła akurat o operacji kolana. Tak mi to utkwiło w pamięci ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. aha, dodam jeszcze, ze gwara z którą się wychowałam, to gwara poznańska ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo fajna notka Paulino ... .jestem winny niektórych z tych powiedzonek .. wiesz forma 'poszłem' zamiast 'poszedłem' to często jest z rejonu Mazowieckiego (tzn poza Warszawą) i ja kiedyś sam musiałem siebie poprawiać
    .. a najśmieszniejsze jest to spolszczanie angielskich wyrazów .. ale to niestety jest już nagminne w polskiej prasie w internecie .. czasem to się czyta ja jakiś horror językowy ..
    a nie tylko my tak mamy ... ludność latynoska też ma takie ciekawostki ... np ' una troca' ... (tzn a truck) albo ' una carpeta' :^))

    serdeczne pozdrowienia z południa :^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, ja kiedys, zamiast powiedziec in this file, powiedzialam in this carpet, mialam chwilowa pustka w glowie. Miny moich kolegow bezcenne!

      Usuń
  13. Pociag-wyciag: BOSKIE! Ja nie trawie zadnych bledow tak naprawde i tez jestem zdania, ze wiekszosc tych, ktorzy "zapomnieli" po prostu nigdy sie wlasciwie mowic nie nauczyla ;) Byla bida w jednym jezyku, teraz jest bida w dwoch :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. "Ja rozumie" "wziąść" "poszłem, przyszłem" tych dwóch ostatnich nie mogę słuchać, ale za każdym razem jak kogoś poprawię to mają do mnie pretensje, że to przecież wcale nie taki ogromny błąd, grrr

    OdpowiedzUsuń
  15. A w Polsce to działa dokładnie odwrotnie, więc nie lubię zangielszczenia polskich słów, albo mówienia połowy zdania po angielsku, a połowy po polsku. Czemu to ma służyć?

    OdpowiedzUsuń
  16. Mnie najbardziej denerwuje jak Polacy na emigracji (czy inni obcokrajowcy) mowia do swoich dzieci w jezyku kraju w ktorym mieszkaja, myslac ze tym pomoga im sie zintegrowac. Nie moge na to patrzec gdyz nie dosc ze te "biedne" dzieci nigdy nie beda mialy okazji nauczyc sie poprawnie mowic w jezyku ojczystym to na dodatek od rodzicow ucza sie bardzo czesto niepoprawnego jezyka obcego. Wlosy mi na glowie staja jak to widze i slysze!
    PS.: Nie cierpie rowniez spolszczania jakiegokolwiek jezyka. Mamy swoje odpowiedniki do prawie wszystkich slow wiec uzywajmy je.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, zgadzam sie z Toba w 100% albo i wiecej procentach:)) Zawsze, ale to zawsze mowilam do Juniora po polsku i do dzis tak jest, jak rozmawiamy sami, bez obecnosci mojego meza, ktory polskiego nie zna. Nawet jak sie sama czasem zapomne i cos powiem po angielsku to obecnie 37-letni Junior mnie natychmiast sprowadza na ziemie "mamo mow do mnie po polsku". Od naszego przyjazdu minie niedlugo 30 lat. Nie powiem, ze Junior jest biegly w polskim, bo z pisaniem i czytaniem to juz jest slabo, ale mowi poprawnie.

      Usuń
  17. "4. "Pociąg, wyciąg". I nie mam tu na myśli składu wagonów czy wyciągu narciarskiego, ale... tryb rozkazujący czasowników "pociągnąć" i "wyciągnąć"! Zauważyłam, że owych nieszczęsnych form używają przede wszystkim osoby z południowo-wschodnich regionów Polski. Czyżby jakiś element gwary, a nie drażniący błąd?"
    O Chryste,to nie gwara tylko tragedia. Niestety po prostu wiejski język. Zrobilim, pojechalim, idźta itp...

    OdpowiedzUsuń
  18. "Ubrała sukienkę" lub "ubrała buty"!!! Dostaję białej gorączki! Ubrać się w coś, a nie ubrać coś (chyba że ubieramy kogoś)!!!! Teraz to taki popularny błąd, w TV prawie wszyscy tak mówią. Przecież prościej byłoby powiedzieć"założyła sukienkę" lub "ubrała się w sukienkę". Tak na marginesie-bardzo lubię Twój blog!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja mam problem z angielskimi słowami, które w polskim może istnieją, a może nie... Np. hejterów ;-)
    Ale też mierzi mnie niepojęcie, kiedy słyszę od Polaków, którzy w kraju zostali wyrażenia typu: zajmuję się organizacją eventów.
    W polskim nie ma V!!! I jakich eventów?? Proszę Państwa! I to nie są Polacy, którzy wyjechali, a dostęp do polszczyzny mają ograniczony. To ludzie mieszkający w Polsce, Warszawka, lub jak kto woli "hipsterstwo".

    Tu więc mój apel: Dlaczego Polacy nie podejmą się ogólnokrajowej akcji pt. twórzmy nowe słowa! No bo co, w angielskim też wiele słów nie istniało, dopóki ich Shakespeare nie wymyślił, a skoro Polak potrafi... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo!!! Zeby mnie bola jak widze, ze Polacy sie "lajkuja" nawzajem:))

      Usuń
  20. Fajnie się czyta takie posty :) Ja też znam przypadki osób które po kilku/kilkunastu latach zdania po polsku nie ptrafią powiedzieć bez wtrącania angielskich wyrazów np koleżanka się tlumaczyła czemu się spóźniła na spotkanie: No, nie mogłam znaleźć baby-sitter, ale zapytałam neighbours i się nimi zajęli. Takie mieszanie mnie denerwuje, szczególnie jeśli chodzi o popularne, znane wszystkim słowa. Ja czasami mam problemy ze słowkami których znaczenie poznałam tutaj i po prostu nie znam ich po polsku ale w takim wypadku biorę słownik do ręki i sprawdzam ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeszcze raz się wtrącę, bo mi się coś przypomniało - nie wiem czy emigrujący rodacy tego za granicą używają, ale tu w ojcowiźnie to jest jeszcze coś : " kiedy byłem na sklepie" i moja bujna wyobraźnia podsuwa mi zaraz obraz tego nieszczęśnika wdrapującego się w pocie czoła na dach tego sklepu, w zębach trzyma siatkę jednorazówkę i walczy z przeciwnościami losu w postaci podmuchów wiatru, czy też jak niektóry mówią "wiateru" :) Ktoś gdzieś mi pisał kiedyś, że to " na " jest poprawną formą, ale do mnie to nie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha w życiu się z tym nie spotkałam! Może ktoś zainspirował się zwrotem: "pojechać na miasto"? :P

      Usuń
    2. Ja spotkałam się z pytaniem, "na ile ta szynka", na ile jabłka itd. Odpowiedz brzmiała kilo na 5 zł np. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło? Podobnie jak końcówki typy byly zamiast byli itp. Masakra.

      Usuń
  22. Pomieszkasz tu kilkanascie lat i tez zaczniesz mieszać polski i angielski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ludzi którzy mieszkają w Stanach prawie 20 lat i jakoś nie mieszają, mówią płynną polszczyzną, jakby z kraju nie wyjeżdżali.

      Usuń
    2. Mnie denerwuje ten pseudo akcent amerykański, który ludzie załapują po paru miesiącach mieszkania za granicą. Nie wierzę, że nawet nie rozmawiając na co dzień po polsku człowiek zapomina ojczystego języka i gada jak Dżoana Krupa.

      Ostatnio będąc na Jackowie zwróciłam uwagę na szyldy polskich sklepów. Sklep z ubraniami = sklep z ubiorami, w Polsce już nikt tak nie powie, ale Polacy, którzy wyjechali z kraju parędziesiąt lat temu jeszcze się takim językiem posługują;-)

      Usuń
    3. A ja znam ludzi którzy po 6 miesiącach pobytu w USA zapomnieli kompletnie polski. Angielskiego się za to jeszcze nie nauczyli = nie da się z nimi w żadnym języku porozumieć. No może na migi...

      Usuń
    4. Mieszkam prawie 30 lat i nie mieszam.

      Usuń
    5. Marku, tak jak napisałam, nie wierzę że da się zapomnieć kompletnie języka ojczystego. Szczególnie po 6 miesiącach;-) Kwestia lansu jak mniemam i jakichś utajonych kompleksów.

      Usuń
  23. a mi sie tez bardzo podoba pociag i wyciag ;)
    jednak wydaje mi sie, ze to jakis element gwary

    ja coraz czesciej sie lapie, ze czasem trudno mi odnalezc odpowiednik jakiegos hiszpanskiego slowa...

    a najbardziej denerwuje mnie spolszczanie angielskich slow i wtracanie angielskich do polskich zdan ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Destynacja - boli mnie chyba bardziej niz wszystko inne. Rogowka zamiast naroznik, recami zamiast rekoma, swetr i wiater...Ostatnio mialam okazje poznac kilka osob, ktore wlasnie przyjechaly do Wielkiej Brytanii, zeby sie szybko dorobic, nic w tym zlego, ale jezyk, jakim sie posluguja mnie przeraza: bylem na wallu, wzialem troleya, jak mi dadza holidaya, tam sa dobre tipy, costumery, Straszne!

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie można zapomnieć o włanczam/wyłanczam
    działa na mnie jak płachta na byka

    OdpowiedzUsuń
  26. 1. Przyszłem, weszłem - to chyba znienawidzone przez wszystkich;
    2. Włanczać - ciarki po plecach lecą, te mało przyjemne ciarki.
    3. Weznę (zamiast: wezmę) - moja koleżanka z pracy tak mówi i co dziwne: "robi się" na wielkomiastową, niesamowicie wykształconą, a to jeden z jej wielu błędów językowych, który sprawia, że słoma w butach nadal jest.
    4. Lajkować - tego niestety nie wyplenimy z naszego współczesnego języka.
    5. Nadmierne upowszechnianie wyrażeń: "zajebisty", "wyjebany" jako określenia niewulgarne. Fakt, zdarza mi się ich używać (na blogu), ale wyłącznie w kontekście ironicznym.

    Tak mi się przy okazji przypomniał obrazek stworzony przez pewnego blogera (o, a słowo "bloger" Was/nas nie razi? I jak to powinno się pisać? "Bloger", czy "Blogger"?):

    http://remekdabrowski.blox.pl/2013/09/Ambaras.html

    Scenka idealnie obrazująca dzisiejszy temat :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Mieszam, mieszam i jak. Spolszczanie angielskich słów u nas w domu jest cały czas i jeszcze mieszamy "odwrotnie". For example "ludzes" są ludziki. To jest naturalnie żeby pomieszać ale staramy się poprawić gdzie się da i jak ma sens. "Ludzes" nie będe poprawić bo jest słodki, mi bardzo podoba i jestem pewna że dzieci znają poprawna słowa. To jest taki skrót rodzinne. Apropo ludzi który mieszkają 20 lat i nie znają język znam dużo ludzi jak ja który nie mówią po polsku ani troche po 10, 20 lat w Polsce. I jak widać, ja też nie za bardzo umiem :) PS Miodek powiedział ostatnio że "lajkować" można używać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra mieszka w UK od 20 lat, na co dzien nie ma do czynienia z j.pol. a mowi plynnie w tym jezyku. Pozdrawiam.

      Usuń
  28. Właśnie!

    Wczoraj wieczorem, czytając książkę, natknęłam się na błąd, który chciałam podać tutaj jako przykład, ale za czorta nie mogłam sobie przypomnieć, o co chodzi.

    Jest jedna "zmyłka", notorycznie przez wiele ludzi popełniana. Szczególnie denerwuje mnie, gdy ten błąd popełniają dziennikarze, prezenterzy, czy właśnie tłumacze literatury.

    Czy ktoś pamięta jeszcze, jaka jest różnica między słowami:
    - jubilat;
    - solenizant?

    Dostaję autentycznej szewskiej pasji, gdy o obchodzącym urodziny mówi się "solenizant". Jaki "solenizant"? To on jednocześnie ma imieniny w ten dzień?

    Bo:
    - solenizant - osoba obchodząca w danym dniu imieniny (w Stanach chyba niespecjalnie obchodzi się Name's Day, prawda?)
    - jubilat - osoba obchodząca jubileusz, czyli właśnie urodziny (albo jubileusz swojej pracy, twórczości itd.)

    I tak wczoraj późnym wieczorem kończyłam czytać bardzo dobrą książkę (Lisa Scottoline "Spójrz mi w oczy", tytuł oryginalny: "Look again"). Dla szukających ciekawej, zajmującej literatury - polecam. Ale nie o to mi chodzi. Już w myślach miałam ułożoną recenzję dla książki, będąc "na świeżo" byłam gotowa też dać sobie spokój ze snem i pójść opinię o powieści napisać. Ale trafiłam na "Epilog", w którym to bohater obchodził urodziny. I na początku rozdziału jak byk stało: "solenizant". Szlag mnie jasny trafił, humor popsuł się totalnie (bo naprawdę najbardziej nienawidzę, gdy ktoś te dwa pojęcia myli) i cała chęć opiniowania książki poszła w czortu. Jakbym miała okazję porozmawiać z tłumaczem (bo tu wina ewidentnie tłumacza), to wytargałabym za uszy za tego "solenizanta".

    Grrr!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz wprawdzie stary, ale na naukę nigdy za późno, więc polecam słownik języka polskiego. Solenizant obchodzi URODZINY lub IMIENINY. Jubilat obchodzi JUBILEUSZ czyli OKRĄGŁĄ rocznicę. http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/b-jubilat-b-czy-solenizant;3371.html

      Usuń
  29. Właśnie!

    Wczoraj wieczorem, czytając książkę, natknęłam się na błąd, który chciałam podać tutaj jako przykład, ale za czorta nie mogłam sobie przypomnieć, o co chodzi.

    Jest jedna "zmyłka", notorycznie przez wiele ludzi popełniana. Szczególnie denerwuje mnie, gdy ten błąd popełniają dziennikarze, prezenterzy, czy właśnie tłumacze literatury.

    Czy ktoś pamięta jeszcze, jaka jest różnica między słowami:
    - jubilat;
    - solenizant?

    Dostaję autentycznej szewskiej pasji, gdy o obchodzącym urodziny mówi się "solenizant". Jaki "solenizant"? To on jednocześnie ma imieniny w ten dzień?

    Bo:
    - solenizant - osoba obchodząca w danym dniu imieniny (w Stanach chyba niespecjalnie obchodzi się Name's Day, prawda?)
    - jubilat - osoba obchodząca jubileusz, czyli właśnie urodziny (albo jubileusz swojej pracy, twórczości itd.)

    I tak wczoraj późnym wieczorem kończyłam czytać bardzo dobrą książkę (Lisa Scottoline "Spójrz mi w oczy", tytuł oryginalny: "Look again"). Dla szukających ciekawej, zajmującej literatury - polecam. Ale nie o to mi chodzi. Już w myślach miałam ułożoną recenzję dla książki, będąc "na świeżo" byłam gotowa też dać sobie spokój ze snem i pójść opinię o powieści napisać. Ale trafiłam na "Epilog", w którym to bohater obchodził urodziny. I na początku rozdziału jak byk stało: "solenizant". Szlag mnie jasny trafił, humor popsuł się totalnie (bo naprawdę najbardziej nienawidzę, gdy ktoś te dwa pojęcia myli) i cała chęć opiniowania książki poszła w czortu. Jakbym miała okazję porozmawiać z tłumaczem (bo tu wina ewidentnie tłumacza), to wytargałabym za uszy za tego "solenizanta".

    Grrr!!!

    OdpowiedzUsuń
  30. Sfrustrowana pojawiającymi się na każdym kroku błędami językowymi, chciałam sprawdzić co najczęściej denerwuje nas - Polaków. Zdaje sobie sprawę z tego, że nikt nie jest idealny i sama czasem popełniam tego typu błędy - głównie jeśli chodzi o przecinki (lub ich brak). Mnie mierzi jednak najbardziej używanie zwrotów typu:

    - "Ja nie umie robić tych zadań"
    - Jestem uczciwą kobietom" albo - co chyba gorsze: "Nie ufam nieznajomym mężczyzną" "Powiedz ludzią..." itd.

    Wychodzę z siebie kiedy widzę coś takiego. Inną rzeczą, która mnie drażni jest nadużywanie wielokropka - co więcej - w jego kompletnie zniekształconej formie, czyli kropek jest więcej lub mniej niż trzy i pomiędzy ich ciągiem a zdaniem je poprzedzającym jest spacja, np.:

    - "Nie rozumie jak można się spotykać z takim mężczyznom ..... !.."

    I oczywiście wykrzykniki i znaki zapytania pojawiające się znikąd.
    Bardzo mnie cieszy, że obok masy ludzi "młotów" są osoby, które dostrzegają problem i starają się go w jakimś stopniu zwalczać. Sama zaczynam uświadamiać ludzi na różnych forach, chociaż przyznam że bardziej motywuje mnie chęć ośmieszenia ich i obnażenia ich niewiedzy - zwykła złośliwość z mojej strony, ale czasem nie mogę się powstrzymać.

    Dziękuję za świetny wpis i komentarze!

    OdpowiedzUsuń
  31. Temat wiecznie żywy! Świetny post. W Pensylwanii nie ma tak dużej Polonii jak w Chicago, ale niestety też na bieżąco popełnianie są te wszystkie błędy. Rozbawiło punkt o "górnych dźwiach". Rzeczywiście coś jest w tym zmiękczaniu. Miękkie "cieść" zamiast twardego "cześć". Zauważam też problemy z rozróżnianiem rodzaju męskiego i żeńskiego. Często w polskim sklepie słyszę "one byli". Ponglish jest zjawiskiem najczęstszym. Nie wiem z czego wynika. Mój synek chodzi tu do pierwszej klasy, jesteśmy od 2 lat w stanach i zauważam, że coraz częściej jest mu łatwiej opisywać mi swoje przeżycia używając angielskiego. Ja nie mam podobnych problemów, więc może w przypadku dorosłych to zwykłe lenistwo albo brak książek i codziennej prasówki? Nie wypowiadam się za tych, którzy są tu na przykład już 20 lat. Ciekawe swoją drogą jaki jest ich język polski. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  32. Wedlug tego artykulu: http://claritaslux.com/blog/the-hardest-language-to-learn/, jezyk polski jest najtrudniejszym jezykiem na swiecie. Wyobrazcie sobie teraz sytuacje, w ktorej jezykiem ojczystym w Ameryce bylby jezyk tak trudny jak jezyk polski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czytam cos takiego noz mi sie w kieszeni otwiera! Dodam, ze sama jestem jezykoznawca i tlumaczem, ale nie trzeba byc po studiach wystarczy poprostu chwile pomyslec- takie zestawienia sa psu na bude!! Przeciez wszystko zalezy od naszego jezyka ojczystego, pomijajac teorie tzn. pochodzenia poszczegolnych jezykow, ich podzial itp. to mowiac przykladowo dla Polaka jezyk chinski bedzie jednym z trudnych biorac pod uwage tak rozna od naszej chinska skladnie i juz samo pismo, ale dla np. Japonczyka to bedzie bulka z maslem, w porownaniu np. do nauki francuskiego, ktory np. dla Hiszpana czy Niemca bedzie o wiele latwiejszy, itp....
      I po co komu takie zestawienia.... brrrrr
      Ewka

      Usuń
  33. hehe, ale spolszczanie angielskich słówek to teraz moda w Polsce również ;) mnie osobiście nie razi. nawet uważam to za swojego rodzaju kreatywną formę ewolucji naszego języka, która jest przecież teraz nieuchronna z otwartymi granicami ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. też się takim błędami okropnie denerwuje :)

    http://amaczamak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  35. Kilka lat temu miałam chłopaka z Krakowa. Bardzo, ale to bardzo z nim walczyłam, bo właśnie wyżej wspomniane formy ("poszłem", "wyciąg" itp.) były u niego codziennością. Nie wygrałam (tak samo jak ze sławnym "na pole") ;-) Mój mąż też spędził parę pierwszych lat w Polsce w Krakowie i takiego słownictwa używał, ale na szczęście był podatny na zmiany, a niedługo po ślubie prześliśmy na rozmowy tylko po angielsku więc teraz nasze rozmowy są już kompletnie bezstresowe ;-)

    OdpowiedzUsuń
  36. Kolega do mnie: oboje pójdziemy... - no to który z nas jest kobietą?

    OdpowiedzUsuń
  37. I WŁANCZAM lampę, WŁANCZNIKIEM.

    Aua. Boli.

    OdpowiedzUsuń
  38. No, po 38 latach bez kontaktu z jezykiem, nie zapomni sie , ale ciezko plynnie rozmawiac poprawnie.

    OdpowiedzUsuń
  39. tez sie zgubilam , musze kupic slownik

    OdpowiedzUsuń
  40. przeczytalam wszystkie posty I musze przyzac ze jestescie wybredni... mnie "oboje pojdziemy" juz nie dziwi, obawiam sie ze za moment uslysze tzw. wiazanke... To oburza mnie najbardziej, stalo sie nagminne, przy kobietach, dzieciach, bez zadnego uzasadnienia.
    W Stanach 20 lat...Co to jest to lajkowanie?

    OdpowiedzUsuń
  41. Powiem, ze w ciagu dwoch dni (na chorobowym) przeczytalam prawie calego bloga. Oczywiscie nie wszytskie posty, bo nie kazdy mnie interesowal. Trzeba przyznac, ze masz super bloga, czyta sie bardzo dobrze. Najbardziej lubie ciekawostki odnosnie zycia w USA;). Nigdy nie chcialam tam wyjechac, nawet jakos na wycieczke mnie nie ciagnie w te strony. Ale lubie wiedziec jakie dziwnosci sa w innych krajach. Sama mieszkam w Barcelonie i czasami tez mam ochote zalozyc bloga, bo pomyslow na posty mam pelno. Ale chyba nie jestem zbyt wytrwala w pisaniu i obawiam sie, ze po 2 miesiacach zrezygnowalabym z pisania ;). Pozdrawiam serdecznie i bede tu wracac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)

      A co do bloga z Barcelony- może warto chociaż spróbować? :) Na pewno miałabyś mnóstwo ciekawostek do zaserwowania!

      Usuń
  42. Nowy kwiatek - "firma oferuję", "Mel B promuję".

    Drugie sformułowanie zamieszczono na stronie, która mój komentarz z uwagą odnośnie ortografii (a właściwie i gramatyki) usunęła, ale błąd poprawiono. Chamstwo.

    OdpowiedzUsuń
  43. Swietny tekst! Serdecznie dziekuje i pozdrawiam autorke! Wlasnie tutaj trafilam- to tak przy okazji owiedzania innego bloga, sama mieszkam na obczyznie, co prawda nie w USA a w Niemczech, ale wszystko inne u mnie rowniez jak najbardziej aktualne.
    Mnie z kolei bardzo zlosci jak, nie kto inny jak moja wlasna Mama mowi: "gdy bylam mala tez bardzo to LUBIALAM" i "ROZUMIE" niestety od lat bezskutecznie z tym walcze, do tego jak Mame poprawiam czesto sie na mnie za to zlosci. Nie wiem juz jak to inaczej wytlumaczyc.
    Jedna z moich kolezanek, ktora ma sie za panne z wyzszych sfer nagminnie mowi:" CHCEM" bardzo mnie to razi, kiedys nawet zwrocilam jej uwage- obrazila sie.
    Ewa
    PS
    Ciesze sie, ze jest taki blog jak ten, bede tu czesciej zagladac!

    OdpowiedzUsuń
  44. Dlaczego tak nerwowo reagujecie Państwo na wpływy gwarowe w języku polskim? Czy to czasem nie jest próba ukrycia własnego, wiejskiego pochodzenia?
    Gwary to część języka polskiego, pokazują skąd człowiek jest i tak wspomniane "gupi" to nie niechlujstwo tylko Mazowsze! I można by tak długo wymieniać, a w USA można spotkać regionalną realizację polszczyzny w każdej grupie Polaków. I nie ma się co tak denerwować, że ludzie piszą: renkom albo renko, bo tu też kłania się nasze wiejskie dziedzictwo i proszę je uszanować, bo ono jest częścią polszczyzny, tylko trzeba to wiedzieć albo trochę się tym zainteresować.

    OdpowiedzUsuń
  45. witam. Tym, którzy wyjechali i co nieco zapomnieli dziwię się mniej i raczej ich rozumiem.
    Ale irytują mnie nasi "tuziemcy", którzy mówią: ja jeste, ja rozumie, ja trzymie, ja nie umie. To jest wyjątkowe niechlujstwo, ale oni nie przyjmują żadnych uwag. Natomiast denerwują się okropnie.
    No i taki kwiatek z własnego podwórka. Moja koleżanka mówi np. wczoraj z mężem poszłyśmy, byłyśmy itd.
    Jest jednak taki v-blog paulikg,w którym właśnie tego typu błędy popełnia cykliczny rozmówca, Krzysztof. I choćiaż temat jest ciekawy - te "kwiatki" wręcz uniemożliwiają słuchanie.

    OdpowiedzUsuń
  46. I jeszcze jeden kwiatek z "mojego podwórka" Moja koleżanka mówi tak: wczoraj z mężem poszłyśmy, byłyśmy, widziałyśmy.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger