3/15/2012

"Wypominki i wspominki"

   Od Fryderyka Rossakovsky-Lloyd dostałam, może w ramach podziękowania za wywiad, może w ramach sympatii, a może z zupełnie innego powodu, książkę jego autorstwa pt. "Wypominki i wspominki". Pod ostatnim postem, w którym nie omieszkałam się tym faktem pochwalić, pojawiło się kilka sugestii napisania recenzji. Przyznaję się bez bicia, że nigdy w życiu recenzji nie pisałam, ale skoro wyzwanie jest, to trzeba się z nim jakoś, na swój sposób zmierzyć, toteż napiszę kilka zdań o tym, jakie uczucia i myśli towarzyszyły mi podczas kontaktu z książką.
   Pierwszym odczuciem była wielka radość- od kilku dni czekałam już na przesyłkę od Fryderyka, któremu uprzejme panie na poczcie w Londynie powiedziały, że powinna dojść w 2 dni. Oczywiście w 2 dni nie doszła, stąd moje niecierpliwe oczekiwanie i radość, kiedy w końcu dotarła.
   Pozytywne emocje wywołała u mnie już sama oprawa graficzna książki oraz sposób jej wydania- niby takie nic, a zawsze zwracam na to uwagę. W przypadku "Wypominek i wspominek" czytelnik trzyma w ręku istny kalejdoskop- epika przeplata się z liryką, a całość uzupełniają liczne fotografie rodzinne  oraz reprodukcje glinianych rzeźb samego Fryderyka. Nie ma więc miejsca na nudę czy monotonię.
   Rozpoczynając lekturę najbardziej zastanawiałam się, czy wciągnę się w historię cudzej rodziny, w cudze wspomnienia- czasem przecież nawet opowieści znajomych potrafią zanudzić, a co dopiero historie osób nam całkowicie obcych. Tymczasem, książkę przeczytałam praktycznie jednym tchem (w czym z pewnością pomogło mi także letnie marcowe słońce; oczywiście, gdyby nie było słońca, też pewnie przeczytałabym jednym tchem, ale jestem tak szczęśliwa z powodu dzisiejszej pogody, że nie jestem w stanie o tym nie wspomnieć). Z zainteresowaniem wczytywałam się w każdą kolejną opowieść, z wielką uwagą śledziłam podpisy pod każdym zdjęciem starając się poprawnie rozszyfrować, kim są przedstawione osoby, z napięciem przewracałam kolejne kartki.
   Uważam, że jest to duży plus dla każdego autora, jeżeli jego twórczość czyta się lekko i przyjemnie. Oczywiście, są fragmenty, przy których trzeba się zatrzymać, zastanowić, może nawet do nich wrócić, ale mam tu na myśli jedynie niektóre fragmenty liryczne.
   Uczucie, które przemawiało do mnie najbardziej z opowieści narratora, to gorycz- jednak nie jest to gorycz  świeża i boląca, mam wrażenie, że narrator już dawno pogodził się z różnymi bolesnymi faktami z historii rodziny i gorycz przeistacza w sarkazm.
   Natomiast jeśli chodzi o poezję- moim zdaniem każdy wiersz ma inny nastrój, niesie inne przesłanie, inne uczucia. Trafiło do mnie co najmniej kilka z nich, ale pozwolę sobie zaprezentować jeden, który najbardziej odzwierciedla uczucia, które mi samej towarzyszyły w ostatnim czasie:

Listy

nie ma już listów
pachnących kochaniem
nikt dzisiaj liter
nie pieści

ani nie wkłada duszy
w haftowane tęsknotą
koperty

nikt nie omawia szczęścia
nikt nie porusza boleści
rozterek serca
ani radości

listy są teraz zimne
bezduszne
klarowne

pachną prawem
wymowne w treści

najczęściej od osób
nam nieznanych



I cóż więcej można dodać? Mamy Internet, łatwość kontaktów, tylko uczucia chyba już nie te, co kiedyś...


   Jeśli chodzi o minusy książki, to muszę wskazać na dwie rzeczy. Po pierwsze, w niektórych miejscach raziły mnie nieco niedociągnięcia edytorskie, jednak nie były one na tyle poważne, żebym miała poczuć oburzenie. Druga rzecz, dosyć nietypowa... to zapach książki. Nie wiem, czy to kwestia papieru, czy może farby drukarskiej, ale miałam momentami wrażenie, że gdzieś w pobliżu znajduje się smażalnia ryb..
 
   Reasumując, bardzo cieszę się, że Fryderyk był tak uprzejmy, żeby wysłać mi swoją najnowszą książkę. Dopełniła ona radości w tym cudownym dniu i pozwoliła mi w bardzo przyjemny sposób spędzić popołudnie. Myślę, że wrócę dno niej jeszcze raz, żeby w większym skupieniu poświęcić się czytaniu poezji.

4 komentarze:

  1. Ha... spostrzegawcza jesteś. Z tą rybą mnie zabiłaś. Ja mam wieczny katar ale rzeczywiście jak się wwąchałem poczułem zapach taki dziwny... rybi... może rzeczywiście jakiś pstrąg wpadł im do tuszu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie jest to moj typ...
    Ale jak zobacze w ksiegarni to na pewno zwroce uwage na ta ksiazke !

    OdpowiedzUsuń
  3. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=317138374981789&set=a.199817416713886.54474.100000568877359&type=3&theater

    Bylam "Muza" jego...a teraz gnoi mnie na swoim blogu ...smutne

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Pamiętnik Emigrantki , Blogger