Wyzdrowiałam i powracam do świata blogerów:)
Wczoraj wieczorem wybraliśmy się na długo oczekiwany Monster Jam, czyli zawody monster trucków. W zeszłym roku byliśmy bardzo zadowoleni z tej imprezy, więc i w tym roku nie mogliśmy jej odpuścić. Oczywiście i w tym roku jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani :)
Cała impreza, jak to Amerykanie mają w zwyczaju, rozpoczęła się od odśpiewania hymnu w towarzystwie flagi państwowej.
Zawody składają się z 2 konkursów. Pierwszy z nich to typowe zawody- najpierw prezentują się wszyscy uczestnicy, potem rywalizują w parach- gorszy odpada z rywalizacji. I tak aż do wyłonienia zwycięzcy. Konkurs drugi to freestyle- każdy kierowca jeździ i skacze tak, jak mu się podoba. Sędziowie przyznają punkty po każdym występie i ten, kto otrzyma ich najwięcej- zwycięża. Inna sprawa, że i tak podejrzewamy, że wszystko jest ustawione, łącznie ze spektakularnymi wypadkami podczas freestyle (w zeszłym roku było "jedynie" odpadnięte koło, wczoraj- dachowanie);]. W tym roku oba konkursy wygrał Grave Digger (to ten zielono-fioletowy). Mój faworyt- Mohawk Warrior (ten z irokezem), niestety nie popisał się.
W przerwach między etapami konkursów można było oglądać wyścigi quadów, a także, co zrobiło na mnie największe wrażenie, pokazy skoków na motocyklach. Niesamowite, co ci ludzie potrafią wyprawiać ze swoimi motorami kilka(naście) metrów nad ziemią!
No i jeszcze jedna sprawa. Amerykanie mają jedną paskudną cechę. Uwielbiają jeść, zawsze i wszędzie. Nie rozumiem, po co płacić za bilet (bilet biletem, ale przecież jeszcze parking-$20!), skoro jak tylko się usiądzie i zacznie oglądać show, to odczuwa się nieodpartą pokusę, żeby wstać i pójść po żarcie. Masakra, kręcili się po trybunach jak mrówki. A biznes się kręci. Handlarze idą nawet na rękę ludziom i sprzedają różne przekąski chodząc między trybunami, o np. takie lody w cudownych kubkach.
I tyle, jeśli chodzi o Monster Jam. To jednak nie koniec wydarzeń w tym tygodniu, ponieważ w Chicago odbywa się aktualnie Auto Show, na który również się wybieramy :)
Przerażały mnie zawsze te monster trucks... chyba nie chciałabym z takowym stanąć oko w oko ;)
OdpowiedzUsuńW Polsce też ludziska żrą na stadionach, albo zajmują się zupełnie czym innym. Rzadko chodzę na mecze, ale zauważyłem, że są tacy, którzy po wejsciu na trybuny, albo cały czas łażą, albo gadają, albo stoją w kolejce po jedzenie, picie itd. Byłem kiedyś na meczu gdzie padły 3 bramki i nie widziałem żadnej, bo zawsze coś ciekawszego działo się w pobliżu :) (A replay'ow nie było)
OdpowiedzUsuńA nie napisałaś o hałasie.. Te monster truck to chyba niezły jazgot dają?
Słuszna uwaga! Zapomniałam napisać, że stopery do uszu były absolutnie niezbędne! Hałas jest faktycznie ogromny, a jak już jedzie kilka na raz, to już całkiem nic innego nie słychać.
UsuńCieszy mnie,że jesteś, codziennie patrzę pusssssssssssssto.
OdpowiedzUsuńTemat motoryzacja i nie tylko polecam Katolik US,Hiob,Marek Michel z Krakowa.Piotrek (Hiob)aktualnie w Polsce,Marek gdzieś w drodze w USA.Uwaga na przeciągi wiatrów w Chicago dostatek.
O tak, to by mi się bardzo podobało!
OdpowiedzUsuńJako dziecko często grałam z kuzynami na komputerze właśnie w Monster Trucks :D Dostawałam np. "bardzo odpowiedzialną" rolę dodawania gazu, ale bardzo miło wspominam te nasze rozgrywki ;-))
JA chodziłem kiedyś na żużel i potem byłem tak upieprzony jakbym był kominiarzem :)
OdpowiedzUsuńPewnie podobałoby mi się MT na żywo i ten hałas... jak nie za często to pewnie jest zabawnie :)
a gdzie to sie odbywalo?
OdpowiedzUsuńKurde, ile bym dała by też tam być:)
OdpowiedzUsuń