Dziś będzie osobiście i refleksyjnie, ale wierzę, że wielu z Was jest w podobnej sytuacji, więc co tam, porozmawiajmy sobie o tym naszym emigracyjnym życiu! Otóż, zupełnie przypadkiem natrafiłam na bardzo ciekawy artykuł Gazety Wyborczej pt. "Co powiedziałabym samej sobie przed emigracją?". Autorka, Agnieszka, emigrantka w Meksyku z 4,5 letnim stażem bardzo trafnie wylicza uwagi i rady, które mogłaby dać samej sobie przed wyjazdem z kraju. Z większością punktów zgadzam się w 100% i mogłabym śmiało podpisać się pod nimi swoim imieniem i nazwiskiem. Cytowany artykuł natknął mnie jednak do dalszej refleksji i zaczęłam sobie uświadamiać, jak wiele cennych rad mogłabym dać tej przerażonej Paulinie sprzed 4 lat, by łatwiej było się jej pogodzić z emigracją i żyć w Ameryce. Cóż więc mogłabym powiedzieć ponad to, o czym już wspomniała autorka rzeczonego artykułu? O jaką wiedzę i doświadczenie jestem bogatsza po tych 3,5 roku w USA?
1. Nie bój się tego, co nowe. Nowe wcale nie znaczy gorsze czy trudniejsze. Miej pozytywne nastawienie. Bądź odważna i nie zapominaj, że wszystko jest możliwe. Nie daj sobie wmówić, że czegoś się nie da albo że to jest jedyna słuszna droga. To, że wszyscy wokół stoją w miejscu nie znaczy, że Ty też musisz. Zacznij szukać swojej drogi, jak najszybciej.
2. Zdziwisz się, jak osoby, po których byś się tego nie spodziewała, będą zabiegały, by utrzymać kontakt przez ocean, zupełnie bezinteresownie, ze zwykłej sympatii. I jeszcze bardziej zdziwisz się, jak osoby, za które dałabyś sobie uciąć kiedyś rękę, szybko o Tobie zapomną. Cóż, byłabyś bez ręki... co najmniej jednej.
3. Zawsze będzie Ci brakowało kontaktów z rodziną i przyjaciółmi, każdego dnia będziesz zastanawiać się co u nich i jak sobie radzą. Skype będzie pomocny, ale nigdy nie zastąpi kontaktów bez tej dziwnej bariery. Mimo to, kto Cię kochał w Polsce, będzie Cię kochał i poza nią.
4. Nie porównuj Polski do USA. To dwie różne rzeczywistości. To, do czego przyzwyczaiłaś się w Polsce, niekoniecznie sprawdzi się za oceanem. To, czego w życiu nie zrobiłabyś w Polsce, w Ameryce może okazać się czymś zupełnie normalnym. Otwórz się na świat i jego różnorodność.
5. Szybciej niż się spodziewasz, Ameryka pomoże spełniać Ci marzenia i podróżować. Odkryjesz swoje nowe pasje i będziesz szczęśliwa, że tak stosunkowo łatwo jest Ci je realizować. Poznasz siebie na nowo.
6. Będziesz mieć trudne chwile. Całe miliony trudnych chwil, załamań i wątpliwości. Ale nie martw się, przebrniesz przez to. Prawdą jest, że najgorsze na emigracji są pierwsze 2 lata. Potem nowe życie staje się powszedniością, a tęsknota, mimo że wciąż tli się na dole serca, daje normalnie żyć i cieszyć się nowym domem.
7. Nie rozpaczaj nad tym, co utracone, ale ciesz się tym, co zdobyte.
8. Polonia w Chicago nie jest taka zła, jak często o niej mówią. To nie tylko, cytuję, "mohery", "dorobkiewicze" i "pisowcy", ale także mnóstwo wartościowych osób. Z czasem poznasz ich coraz więcej i będziesz czuć się coraz lepiej. I nawet odważysz się nazywać niektórych przyjaciółmi. To będzie piękne uczucie.
9. Nim się obejrzysz, staniesz się mimowolnym ambasadorem Polski i polskości. Będziesz wszystkim opowiadać, jak piękny jest Twój kraj i zachęcać do poznawania go. Ale także spojrzysz na Polskę z większym dystansem i zaczniesz dostrzegać zjawiska, których wcześniej nie widziałaś, niestety także te negatywne.
10. Wiedzę o USA będziesz wchłaniać jak gąbka. Zdziwisz się, z jaką łatwością przyjdzie Ci przyjmowanie wiedzy o Ameryce i jaką radość będzie Ci sprawiać zdobywanie jej. A im więcej będziesz wiedzieć, tym lepiej będziesz rozumieć. Jak zrozumiesz, to... pokochasz? Serce emigranta jest bardzo pojemne.
11. Pomimo Twoich zapewnień, że nie zostaniesz w USA dłużej, niż będzie trzeba, powoli Twój umysł przekieruje się na myślenie o Stanach jako o "domu". Twoje życiowe plany zaczną oplatać się wokół USA, a jedyną wątpliwość wciąż będzie rodziło pytanie, w którym stanie lepiej będzie się osiedlić.
Drodzy Emigranci, a jak to jest u Was? Co chcielibyście wiedzieć zanim przyszło Wam zamieszkać poza Polską?
Piękny post :)
OdpowiedzUsuńByłam w Stanach dwa razy jednak na ten moment brakuje mi odwagi by się przeprowadzić z całą rodziną...
Ja miałam ten "komfort", że podejmowałam decyzję jedynie za siebie... Myślę, że odpowiedzialność za rodzinę by mnie przerosła ;P
UsuńHej :) Nie planuje się wyprowadzać z Polski, mimo że niejednokrotnie "chodziło mi to po głowie" :P. Jednak jak tylko stanę przed takim dylematem emigracyjnym to zajrzę na Twojego bloga i dokładnie go przeanalizuję :). Pisząc to zadaje sobie w myślach pytanie: czy jestem patryjotą???????????????? hmm..... Nie wiem..... Jak mawiał Forrest Gump :" life is like a box of chocolate".
OdpowiedzUsuńŚlę pozytywną energię i powodzenia tam za wielką wodą.
Tomek Su ( jak na Fejsie ) :)
Pozytywnej energii nigdy za wiele :)
UsuńEmigracja przez Chicago jest na pewno troche łatwiejsza, bo to taka pol Polska. Jedzenie jak w Polsce, wszyscy mówią po polsku. Wiec i szok mniejszy.
OdpowiedzUsuńO tak, polskie jedzenie to często zbawienie. Szczególnie na początku, kiedy kubki smakowe muszą się nieco przestawić.
UsuńPrzyznam sie że mój pierwsza miesiąc w Polsce (dawno temu) poszłam do baru i jak tłumaczyłam gołąbki w słowniku na "pigeon" poszłam do Pizza Hut.
UsuńŚwietny tekst :) emigracja rzeczywiście pozwala nam odkryć się na nowo. I pokochać wiele rzeczy i ludzi! Buziaki i powodzenia w dalszym budowaniu nowego domu ;)
OdpowiedzUsuńJustynko, tego samego życzę Tobie! :)
UsuńMoja daleka kuzynka zakończywszy studia pojechała na camp america (wydawało mi się, że można TYLKO na studiach, ale widocznie zaraz po studiach tez) i została, nielegalnie. Już trzy lata. Myślisz, ze to dobry sposób na emigrację? Poznała tam faceta, planują ślub, ale pomimo wszystko długo była nielegalnie i po prostu pracowała gdzie się da. Czy uważasz że taki sposób jest fair? Tzn... czy to nie jest desperacja? Fajnie byłoby zostać, ale skoro nas tam nie chcą... a że nie ma łatwiejszego sposobu... sama nie wiem... Co o tym sądzisz?
OdpowiedzUsuńHm zaciekawiło mnie stwierdzenie "Skoro nas tam nie chcą"... I wiesz, bardzo mocno zastanawiam się, czy to prawdziwe stwierdzenie. Powiedziałabym raczej, że "jeszcze nie wiedzą, że nas chcą":) Tak naprawdę, w USA żyje mnóstwo nielegalnych imigrantów i świetnie sobie radzą. Mają swoje firmy, piękne domy, tak naprawdę żyją normalnie, tyle że nie mogą wyjechać za granicę. Na pewno jeśli ktoś ma możliwość legalnej imigracji to zdecydowanie tę drogę polecam, ale wydaje mi się, że trudy bycia tutaj nielegalnie są mocno wyolbrzymione.
UsuńZgadzam się z każdym słowem. Szczególnie zaś ze wzmianką, jak dystans transoceaniczny weryfikuje przyjaźnie... Dziękuję za tekst.
OdpowiedzUsuńCóż, to była jedna z boleśniejszych rzeczy...
UsuńDopisuję się do tego punktu dwoma rękami i nogami. Nie mieszkam co prawda w USA, ale wyemigrowałam ponad 3 lata temu do Francji i widzę bardzo wyraźnie jak mój wyjazd zweryfikował moje "przyjaźnie". Taka bolesna dość strona emigracji, ale mówią, że co nas nie zabije, to nas wzmocni ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anon-Poland doesn't want Amerykanki either so it's only fair. And the process of becoming legal in the US and maintaining that status is challenging and expensive (even after marriage).
OdpowiedzUsuńYeah but still, that sucks to stay there illegal. I mean, what kind of life is that?
UsuńAnonimowy, have you ever been an illegal immigrant or these are only your impression from Poland?
UsuńIt's not that bad, I went through it from H1-B visa, via Green Card and finally becoming a citizen. Total costs were in the range of $8K including everything - lawyers, INS charges and so on.
UsuńI wouldn't want to be illegal anywhere I lived that's why where ever we live we do all the paperwork so that each of us is legal. I just wanted to point out that the procedure for Americans to reside legally in Poland is almost as complicated as for a foreigner in the States; however, the fees in Poland are much less than in the States as my husband and Marek Cyzio can can confirm.
UsuńJak wyjeżdżałaś to umiałaś angielski? Jak nie, to było Ci ciężko się go nauczyć?
OdpowiedzUsuńP.S. Super post :)
Nie, nie umiałam. Tzn. umiałam na baaardzo podstawowym poziomie. Na szczęście, w Chicago jest mnóstwo możliwości nauki języka, nawet za darmo. Na przykład, wiele szkół oferuje darmowe kursy ESL (English Second Language), polecam także Zrzeszenie Polsko- Amerykańskie, mają tam wielu świetnych nauczycieli- przez rok nauczyłam się więcej niż przez wszystkie lata w Polsce, kiedy to na lekcjach śpiewaliśmy piosenki i urządzaliśmy polskie pogawędki . Problem z darmowymi kursami jest jednak taki, że nie wychodzą poza poziom średnio-zaawansowany, dlatego kiedy tylko czułam się gotowa, poszłam na placement test do college. Okazało się, że mój poziom angielskiego jest już wystarczający, by rozpocząć tutaj studia, co też uczyniłam :) Wciąż się uczę, ale jest już całkiem ok :)
UsuńAch USA chodzi tak za mną od kiedy byłam malutka, a dziadkowie przysyłali gigantyczne paczki w których mieściłam się cała razem z bratem. Jeśli by się nadarzyła okazja bym mogła się tam przeprowadzić to byłabym spakowana w chyba 5min ;)
OdpowiedzUsuńSzarona, ja miałam zupełnie odwrotnie :) Tzn. mam trochę dalszej rodziny w USA i w sumie zawsze miałam tę furtkę, ale jakoś USA nigdy mnie nie ciągnęły. Ale przyszedł taki dzień, że jednak tu przyleciałam i póki co nie żałuję tej decyzji. Szczególnie, kiedy patrzę, że ogromna część moich znajomych z Polski albo też w międzyczasie wyemigrowała, albo intensywnie się nad tym zastanawia.
UsuńTo jest przykre gdy kwantyfikujesz ludzi na psiory, dorobkiewicze... to jak stygmatyzacja. Moze ktos z twoich bliskich jest moherem, moze ty sama sie staniesz?
UsuńZadaj sobie pytanie dlaczego tu jestes? Ile z siebie dalas swemu bylemu panstwu a ile ono ci dalo? Byc moze zaczniesz czytac powazniejsze pisma niz GW i zdasz sobie sprawe ile w tym co myslisz i mowisz jest cudzych mysli, cudzych epitetow, cudzych wymyslonych podzialow.
Anonimie, a skąd wniosek, że jest to podział stworzony przeze mnie? I skąd wiesz jakie czasopisma czytam?
Usuń'Byc moze.... zdasz sobie sprawe ile w tym co myslisz i mowisz jest cudzych mysli, cudzych epitetow, CUDZYCH wymyslonych podzialow.'
Usuńnie sa to twoje podzialy tylko cudze, cudze przemyslenia jakie przyjelas za swoje. Wiekszosc ludzi mysli takimi paradygmatami sprytmiejszych i madrzejszych, a GW i dominujace media w pl jest znakomitym manipulatorem umyslu, wymyslili podzial i wyroznienia na psiory, lemingi, mohery tak samo jak rasizm klasowy lub eniczny lub religijny wymyslony dawniej, natomiast dzis na majacych przydatny dna lub defektantow, a to mi jest blizsze. swiat schodzi na psy, spojrz na to: jakimi kliszami rozumiemy lub porzadkujemy dla zrozumienia nasz wlasny swiat. w jaki sposob za pomoca slow i ideii oswajamy go. trzeba starac sie myslec samodzielnie ale to tez wysilek.
Podobno kiedy brytyjska królowa Wiktoria zapytała matkę, co robić w noc poślubną, usłyszała: „leż spokojnie i myśl o imperium”. Gdyby jej mąż usłyszał to samo, dynastia by wymarła.
Anonimie, próbujesz mnie atakować, zupełnie nie wiem czemu, a tymczasem wygląda na to, że nic nie zrozumiałeś z tego, co napisałam,,,
UsuńAlez nie, to swietny blog, bede tu zagladac. Najczesciej podrozowalem z biurami po USA, widze jednak ze mozna inaczej, samodzielnie. Zapewne cos sciagne od Ciebie. Sporo chodze po muzeach a jest ich tu naprawde duzo. Czy pisalas o swoich wrazeniach z peregrynacji?
UsuńPunkt 2 - Wystarczy kilkaset kilometrów, kilka granic i... przyjaźnie, znajomości i relacje wszelakie, szybko są przez oddalenie weryfikowane. Bywa, że boleśnie ale cóż...życie. Pozdrawiam ciepło z naddunajskiej emigracji :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, boleśnie, ale myślę, że taka weryfikacja to bardzo dobra rzecz :)
UsuńNasunęła mi się tutaj myśl, że czasami patrząc wstecz nie wiemy w jaki sposób udało nam się aż tyle zmienić w swoim życiu. Bez względu na sferę z jaką związane są przemyślenia, zerkając w przeszłość zastanawiamy się jak mogliśmy być tacy kiedyś, i jak wiele udało nam się zmienić w naszym życiu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
To prawda, dlatego tak się cieszę,że przez wiele lat pisałam pamiętnik i żałuję, że przestałam to robić. Teraz, kiedy patrzę na swoje zapiski piętnastolatki i na swoje problemy z tamtego czasu, często myślę sobie "ach, gdybym tylko wtedy wiedziała!" :) Perspektywa zawsze jest dobra ;) Pozdrawiam!
UsuńNie wiem czy ja do konca sie zgadzam z tym tekstem, ale w koncu Hiszpania to nie Chicago i jest troche blizej.
OdpowiedzUsuńI odkad moge zaoferowac lokum stalam sie osoba bardzo lubiana (hahahaha..)
Najbardziej sie zgadzam z punktem 9 :) chociaz moze na poczatku bardziej wszytskim opowiadalam o moim cudownym kraju :))
Pozdrawiam!
Decyzja o wyjeździe naprawdę wymaga wielkiej odwagi i nawet jeżeli ktoś nas zapewnia, że warto, trzeba siebie samego umieć przekonać, że jest to słuszne, a potem wytrwać przez te pierwsze dwa lata. Podziwiam ludzi z taką odwagą, szacun.
OdpowiedzUsuńUwielbiam punkt pierwszy! Chyba zapiszę sobie go na ścianie, aby zawsze pamiętać o tym, aby być odważnym, pozytywnie nastawionym i nie dać sobie wmówić, że czegoś się nie potrafi;)
OdpowiedzUsuńSzkoda że nikt mi takich porad nie udzielił kiedy rozpoczynałam swoją emigrację do USA - niestety nieudaną, bo stchórzyłam i wróciłam. Teraz niestety jest już za późno na powrót, więc niech ci, którym jest obecnie ciężko zastanowią się tysiąc razy zanim zrobią coś, czego potem będą żałować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Autorkę bloga, którego z sentymentem czytam :)
kraje do ktorych sie emigruje sa bardzo rozne i o roznej problematyce, zupelnie inny swiat jest tez w wielkim miescie albo na prowincji
OdpowiedzUsuńtesknota, problemy z tozsamoscia, brak rodziny i siatki socjalnej sa wspolne
w niektorych krajach w 1 pokoleniu nie jest mozliwe uznanie obcokrajowca jako swojego
w pozniejszych pokoleniach nazwisko, kolor skory, pochodzenie tez odgrywa role
w innych krajach na ogol nieeuropejskich i biedniejszych akceptacja jest latwiejsza
Zgadzam się z każdym punktem!
OdpowiedzUsuńWiele osób zapomniało, a niektórzy, po których się tego nie spodziewałam stale utrzymują ze mną kontakt co jest dla mnie bardzo miłe.
Co prawda mieszkam w Holandii, ale emigracja to emigracja. Trudno było mi się przystosować, ale cały czas próbuję. Gdyby chociaż językiem urzędowym był angielski, byłoby mi o wiele łatwiej, a niestety charczący język mi nie służy.
Trudno też trochę pójść do przodu, naprawdę czuję się jakbym stała w miejscu, szczególnie, że słabo się dogaduję.
Może masz jakieś porady odnośnie tego? Pozdrawiam :)
Jak długo mieszkasz już w Holandii? Bo tak sobie myślę, że chyba z czasem do każdego języka można się przekonać :) no, może poza niemieckim :P
UsuńPorady odnośnie ruszenia do przodu? Hm chyba po prostu nie poddawać się :)
Bardzo lubię Twoje wpisy. Zawsze dostarczają ciekawych informacji. Z przyjemnością się je czyta. Mogłabyś napisać coś o pracy, czy łatwo ją zdobyć na początku emigrantowi itd.? Będę wdzięczna. Pozdrawiam serdecznie z rodzinnego kraju :)
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję za miłe słowa :) Co do znalezienia pracy, to wszystko zależy od tego jakie masz ambicje i możliwości formalne. Jeśli chodzi o Chicago, to jest tu mnóstwo pracy takiej "na przeżycie"- w gazetach są setki, jak nie tysiące ogłoszeń z ofertami pracy na sprzątaniu, przy dzieciach czy remontach.
UsuńDziękuję bardzo, pozdrawiam! :)
UsuńNie zgadzam sie z punktem 9 i 11. Nie chodze i nie reklamuje Polski, bo nie mam z nia kontaktu i nie wiem nawet co moglabym reklamowac czy zachwalac. Po ostatnim dwu tygodniowym tam pobycie Polska mnie wystraszyla i jesli nie bede musiala, to tam dobrowolnie nie pojade. A zeby zachwalac, to trzeba przeciez sie cokolwiek orientowac i widziec plusy poza tym, ze sa np. adne zabytki. Nawet chleb juz byl tez taki waciany troche... Punkt 11 jest niezbyt scisly i nie dla wszystkich, bo jak ja wyjezdzalam, to wiedzialam, ze nie wracam. Chcialam wyjechac wyjechalam i nie zaluje, wiec obylo sie u mnie bez ckliwej tesknoty i konfuzji. Ale byly to tez inne czasy a ja pania wlasnego losu. Na pewno w innej sytuacji sa kobiety, co przyjechaly za mezem, bo on na przyklad dostal prace. Znam pare osob, co sa tu po 20 lat, dobrze zarabiaja, a wciaz zalezy im na kupowaniu PL masla i ogladaniu PL telewizji...
OdpowiedzUsuńJa, gdybym wiedziała więcej o tym jak tutaj działa edukacja, to na pewno nie czekałabym z jej rozpoczęciem tych kilku miesiecy i też inaczej bym rozegrała przedmioty w semestrze tzn. bylabym juz teraz przy samusienkiej koncowce, a tak ... jestem na ok. 80%... ale co tam, nie ma co rozmyslac nad przeszloscia ;)
OdpowiedzUsuńPodobnie ja, gdybym miała głowę na karku, a nie w obłokach, ewaluowałabym polski dyplom na początku pobytu i zaraz poszłabym na "master". A tak, to po wielu latach dopiero wracam do nauki i z dzieciakami po high school siedzę w klasie. Choć z drugiej strony... były inne priorytety, rodzina, dzieci.
OdpowiedzUsuńWitaj bardzo się cieszę, że trafiłam na twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńJestem au pair w USA, moja goszcząca rodzina proponuje mi żebym została, a oni w zamian zasponsorują mi community college, nie umiem dokonać wyboru, czy lepiej wrócić do Polski i tam pójść na studia, czy lepiej zostać tu, wiadomo rodzina doradza mi powrót, chłopak i znajomi stąd mówią żebym została, a ja sama do końca nie wiem czego chce, bo zawsze marzyło mi się wykształcenie wyższe, nawet doktoranckie, ale z drugiej strony nie wiążę też przyszłości z Polską, wolałabym wyemigrować... Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
Pozdrawiam Dominika
Trudna sytuacja, ale to Ty powinnaś wiedzieć, co dla Ciebie najlepsze:) Jeśli jednak wiążesz swoją przyszłość z USA, to moim zdaniem lepiej zdobywać wykształcenie tutaj. Poza tym, co szkodzi Ci spróbować? :) Nie masz nic do stracenia :)
UsuńDominika nikt za Ciebie nie może podjąć takiej decyzji, ale możemy mówić na podstawie własnego doświadczenia i przeżyć: gdybym miała taką możliwość jak Ty nie zastanawiałabym się i została. Bo teraz staram się o wyjazd i szanse mniej niż marne, a nie czarujmy się, mimo wielu ludzi mówiących jak tu u nas dobrze, wcale dobrze nie jest i wiele lat jeszcze nie będzie. Tak wielu znam ludzi po tych studiach, gdzie dyplom mogą sobie skopiować i na ścianie powiesić, tyle ich.
UsuńNajgorszy uniwersytet amerykanski jest lepszy niz najlepszy polski. To publiczna szkola wyzsza dajaca bachelor degree, co jest i tak lepsze niz polski licencjat, Szkola niewiele kosztuje, Placa za to podatnicy.
UsuńDalej master czyli magisterium na innym uniwersytecie.
Obojetnie jak oceniasz poziom nauczania musisz wiedziec ze w USA nikt nie chce na sile ksztalcic jesli sam student sie nie uczy. Amerykanskie szkoly i wykladowcy zwracaja uwage na chetnych i pracujacych studentow im pomagaja. Jesli nie chcesz sie uczyc, nikt sie toba nie zajmuje. Tu nie ma niegdysiejszego egalitaryzmu szkoly polskiej, tu wylawia sie NAJLEPSZYCH. Jednym zdaniem masz tu zostac, wziac ten collage, uczyc sie pilnie, zdobyc magisterium i doktorat. wyjdziesz na ludzi!!! Staraj sie bedziesz miec wszystko za darmo. Praca zawsze bedzie na uczelni. Za ok $5000/mc chocby w High School.
W PeeLu jak nie masz plecow lub nie sprzedasz tylka profesorowi, nie znajdziesz pracy, chocby nie wiem jak dobra jestes. Polandia to kraj bez przyszlosci. Peryferie i obciach.
Hej!
OdpowiedzUsuńZnalazlam Twojego bloga, zabieram sie do czytania! Dopiero zaczynam proces amerykanizowania sie :)
Agata emigrantka(brrrr!) z CT
Miłej lektury i jak najszybszej aklimatyzacji :)
UsuńSuper post .....nie ze wszystkimi punktami sie z Toba zgadzam, ale pod wieksza ich czescia podpisuje sie w 100 %. Zycie jest inne w USA jak wszedzie sa plusy i minusy, ale wiem ze nie wrocilabym juz na stale do Polski. :-)
OdpowiedzUsuńCóż, każdy jest inny i każdy inaczej przeżywa emigrację :)
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jednym tchem. Bardzo dobrze napisane. Nowe niekoniecznie musi być gorsze. Serdeczności.
http://furtka11.blogspot.com
Witaj!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jednym tchem. Bardzo dobrze napisane. Nowe niekoniecznie musi być gorsze. Serdeczności.
http://furtka11.blogspot.com
To ciekawe bo ten artykuł mnie również zainspirował do przemysleń na temat mojej 5 letniej emigracji, bardzo dziwnej i nietypowej, nie dość że do Azji, bez pomysłu gdzie dokładnie to jeszcze trochę wymuszonej bo tak się ułożyło.... Nie wszytskie punkty sie u mnie spradzają, ale punkt 3 chyba zawsze gdzie by sie nie było. Pieknie napisane ;-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że miałam okazję przyczynić się do Twojej refleksji :)
UsuńWitaj Paulinko. Piękny post. Fajnie, że trafiłam. Życzę powodzenia i sukcesów, w razie czego służę poradą, gdyby taka byłaby potrzebna. Mieszkam w USA od 15 -stu lat. All the best my dear !
OdpowiedzUsuńJoasiu, bardzo dziękuję za miłe słowa!
UsuńPo pierwsze: zgadzam się z większością punktów przedstawionych w poście, po drugie: trudno mi się zgodzić z pozostałymi bo mieszkam w USA (stan New York) dopiero 1,5 roku, po trzecie: zapraszam na sarakeruz.blogspot.com
OdpowiedzUsuń:)
Dopiero albo już :) 1,5 roku, czyli najgorsze etapy prawdopodobnie za Tobą;)
UsuńW moim przypadku finansowo jest tu mi gorzej niż w Polsce, ale niestety mój mąż byłby bez pracy (a my bez mieszkania) gdybyśmy w Polsce zostali rok dłużej. Również nie reklamuję Polski, to mój kraj ale nigdy nie czułam się w nim jak w domu, zawsze byłam "obca". Z mężem od prawie początku małżeństwa rozmawiamy tylko po angielsku (chociaż mówi biegle po polsku) w od przylotu tutaj może rozmawiałąm łącznie parę godzin po Polsku, nie tęsknię za tym językiem i jest dla mnie obcy.
OdpowiedzUsuńWczoraj do naszego znajomego powiedziałam o Polsce "eastern-european country" na co on sam mnie poprawił bo ponad rok temu mu powiedziałam, że jednak Polska jest w centrum Europy ;-)
A co do Skype'a... Z mamą rozmawiałam raz ok 4 miesiące po przylocie tutaj. Jestem już ponad 2 lata. Chcę wrócić do Europy, ale do Polski tylko by odwiedzić rodzinę, potem Europa :) Tylko i wyłącznie dla Europy (nie Polski) zostawiam polski paszport. Nie tęsknię za Polską, tęsknię za rodziną, do której wysyłam smsy i maile bo nie lubię skype'a. Jasne, tęsknię za codziennością ze znajomymi, bo tu każdy siedzi zamknięty we własnym domu (nie znamy nawet sąsiadów zza płota) ale nie wróciłabym do Polski tylko po to by być ze znajomymi i rodziną. Moje życie jest tam, gdzie jest mój mąż i ja. Po cichu marzyłam o życiu w Szkocji i może kiedyś jeszcze się uda. Na razie oswajam dziką (jak na mnie) Oklahomę :)
Jeszcze dodam, że tu mam mało rzeczy wspólnych z ludźmi w moim wieku - inny system edukacji, inna historia, dla nich II wojna światowa to pearl harbor dla mnie wiele lat ludzkiej tragedii. Dla mnie historia to 1000 lat dla nich 100. Często nie am o czym z ludźmi rozmawiać. Nie płaczę nad tym bo ja i tak jestem typem samotnika i wolę dobrą książkę od ludzi, z którymi mało mnie łączy. Ale dla niektórych może być to podczas emigracji bolesne.
OdpowiedzUsuńLubisz ksiazki, a czytalas 100 jakie nalezy przeczytac w zyciu, z Biblia wlacznie? Mozesz sciagnac caly zbior z internetu nawet z Chomika
Usuń"Należy"? A kto o tym decyduje?
UsuńTeż się zastanawiam kto o tym decyduje. Nie, pewnie 100 nie przeczytałam. Biblię owszem, przeczytałam, co niedzielę zresztą czytam w szkole niedzielnej. A co jeśli bym nie była Chrześcijanką? Też Biblię miałabym przeczytać bo "należy"? Ale pozostałe 99? Nie. Za to czytałam pewnie z kilkaset książek, których na liście nie ma i nie żałuję. Z internetu nie ściągam bo szanuję autorów, którzy piszą książkę latami a ktoś za darmo ich pracę ściąga.
UsuńCzy ktoras z pan korzysta z Roku3 lub Amazon Fire TV czyli streamingowa TV via Internet? Co jest lepsze? Jakies doswiadczenia?
UsuńJuz nie mamy zamiaru placic horrendalnych stawek ATT
Wydaję się, że skoro jesteś w Ameryce to zaczyna się idylla a tu widzę, że niekoniecznie jest tak fajnie.
OdpowiedzUsuńNie jest też tak źle :)
UsuńTo bardzo poważny krok, ale jak widać z czasem można się przestawić i żyć w innej rzeczywistości jak w swojej dawnej.
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie napisane!:) Chciałabym mieć tyle odwagi i tak ułożyć życie, żeby choć przez kilka miesięcy pomieszkać nawet jeśli nie w Stanach, to chociaż w Londynie. Może Twój tekst mi pomoże podjąć jakieś decyzje:)
OdpowiedzUsuńautorka ma chyba 20 kilka lat jak to pisała.. bardzo naiwne.
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńMam pytanie ile masz lat :)?
uwielbiam twojego bloga, bo dzieki temu wiem coraz więcej o USA, dowiaduję sie ciekawych rzeczy i czuje sie jak bym sam tam mieszkała :) mam w planach przeprowadzkę do USA po liceum i zaczącz studia, ale wiadomo ze trochę się boję ;p
OdpowiedzUsuńWitaj Paulino,
OdpowiedzUsuńJa przyjechala z mezem do US pomad dwa lata temu. Chodzę na kurs ESL, średnio sobie chwałę ale się nie poddaje. Możesz zdradzić jakie studia podjęłas? I jak to wyglada od strony formalnej/dokumenty,opaty/. Moze to pomysł na nowy wpis na blogu :-) pozdrawiam
Nie poddawaj się, grunt to iść do przodu :)
UsuńJa obecnie jestem na kierunku paralegal, jeśli wejdziesz w zakładkę "edukacja w USA", to znajdziesz więcej informacji jak to się zaczęło i jakich formalności można się spodziewać (w prawym górnym rogu bloga jest chmura tagów)
Pozdrawiam gorąco i życzę powodzenia!
Paulino, dziękuję Ci za ten post. Mieszkam w Chicago od roku. W październiku wzięłam ślub i właśnie ubiegamy się o zieloną kartę. Nie ma dnia, żebym nie tęskniła za domem i rodziną. Nie wiem, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do mieszkania za oceanem :(
OdpowiedzUsuńPonoć pierwsze 2 lata na emigracji są najgorsze, potem już z górki. Trzymam za Ciebie kciuki! :)
UsuńPonoć pierwsze 2 lata na emigracji są najgorsze, potem już z górki. Trzymam za Ciebie kciuki! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńgratuluje odwagi mi jej swego czasu zabraklo a moze to bylo rozsadne ze nie zostalem w usa, jakos sobie zyje w niemczech przynajmniej starzejaca sie rodzina sie opiekuje z usa byloby to niemozliwe i finansowo tez dosc podobnie moze mniejsze rachunki za leczenie o ile wogole sa
OdpowiedzUsuń