To samo jest i w Polsce, i w USA. I pewnie w jeszcze całkiem sporej części innych państw na świecie. Żyjemy w tak pochrzanionej mentalnie kulturze, że kiedy tylko ktoś wypowie, niczym klątwę, słowo: "przytyłam", zaraz spada na niego, a właściwie częściej na nią, cała lawina słów politowania i współczucia, a wokół czuć atmosferę ogromnej tragedii. Bo przecież w naszym świecie nie wypada przytyć. Nie wypada mieć nawet jednego zbędnego kilograma. Nie wypada się przyznać, że się nie odchudzamy. Trzeba być chudym, bo szczupły to już za gruby, a kto chudy nie jest, ten jest leniem, obżarciuchem lub też przeklętym przez los człowiekiem. W najlepszym wypadu cierpi po protu na jakąś straszną chorobę, przez którą nie może schudnąć. I zupełnie bez znaczenia jest fakt, jak ta osoba wyglądała... zanim przybrała na wadze.
Dlaczego tak mnie to drażni? Nie zaskoczę nikogo- bo dotknęło bezpośrednio mnie. Całe życie byłam chudzielcem i bardzo chciałam przytyć. Chociaż żeby zakryć kościste ramiona czy wystającą miednicę. Jadłam fast-foody i inne tuczące rzeczy. I nic! Im bardziej się starałam, tym jeszcze bardziej chudłam! Ot, taka moja uroda i już- pomyślałam i pogodziłam się z faktem, że całe życie będę oscylowała na granicy niedowagi.
Aż pewnego dnia skończyłam 25 lat.I wtedy spełniła się przepowiednia mojej nieco starszej koleżanki: "Zobaczysz, jak skończysz 25 lat, to przemiana materii tak ci siądzie, że jeszcze będziesz chciała schudnąć". Bach, i stało się. Minęło kilka miesięcy, a mi przybyło 10 kg. DZIESIĘĆ KILO!
I co teraz? Cieszyć się, bo przecież chciałam przytyć, czy może płakać w obliczu takiej tragedii jaką jest przybranie na wadze? Ok, przyznam- na początku czułam się nieswojo, bo moje ciało naprawdę się zmieniło i trzeba było się w nim na nowo odnaleźć. A w tym odnajdywaniu się na nowo w moim własnym przecież ciele wcale nie pomagały mi uwagi typu: "O, przybyło Ci w boczkach", "trochę przytyłaś, nie jest źle, ale nie jedz więcej" czy też "wiesz, mam super dietę". Do czego to doprowadziło? Oczywiście do kompleksów. No bo skoro nagle wszyscy zaczęli tak zwracać uwagę na moje kilogramy, to chyba coś jest nie tak?
Teraz już się z tym uporałam i doskonale zdaję sobie sprawę, że ważę tyle, ile powinnam. Jestem mniej więcej pośrodku przedziału prawidłowego BMI. I czuję się naprawdę dobrze. Nie mdleję, nie słabnę, mam więcej siły i energii. Ale czy wypada to mówić na głos? Przecież teraz każdy się odchudza! Ostatnio, kiedy jedna znajoma przyznała, że "musi się wziąć za siebie", a ja z szerokimi ze szczerego zdumienia oczami zapytałam, z czego ona chce się odchudzać, odparła: "zawsze się coś znajdzie".
Ano, znajdzie się! Bo jak ma się nie znaleźć, skoro wszystkie czasopisma atakują nas kolejnymi dietami-cud, połowa programów telewizyjnych lansuje modę na chudość, a 3/4 naszych znajomych jako niezawodny temat do dyskusji uważa najnowsze trendy żywieniowe i ćwiczenia na płaski brzuch?
Żeby było jasne- nie mam absolutnie nic przeciwko zdrowemu trybowi życia, racjonalnej diecie i codziennej porcji sportu. Uważajmy na to, co jemy, by dostarczać organizmowi potrzebnych elementów, a nie dlatego, że kolejna kaloria zniszczy naszą dietę. Ruszajmy się dla zdrowia i dobrego samopoczucia, a nie tylko po to, żeby zrzucić "oponkę".
Ale do jasnej cholery, przestańcie zamęczać nas tymi wszystkimi anorektycznymi poglądami na figurę, a my, drogie kobietki, bądźmy bardziej wyrozumiałe- i dla siebie samych, i dla innych.Czy warto wpędzać się w bezsensowne kompleksy? Przecież nie ma jednego ideału urody, a skoro podobamy się samym sobie, to spodobamy się i innym :)
Nie po emigrancku dzisiaj, ale po kobiecemu, a co! :)
Każdy jest inny i dlatego ja kieruję się zasadą żyj i daj żyć innym:)
OdpowiedzUsuńMi po ciąży tarczyca się zbuntowała totalnie. Nawet jakbym sobie zrobiła całkowity szlaban na jedzenie, to i tak waga nie spada, wręcz przeciwnie. Mnie to nie przeszkadza, bo przynajmniej teraz córka nie przytula się do kości, tylko do "cieplutkiej i mięciusiej mamuni" (cytat).
OdpowiedzUsuńAle znajoma z pracy? Jest właśnie takim chudzielcem, który je, je, je i nie tyje (Jej to nie przeszkadza, uważa, że taka chudość to właśnie okaz zdrowia)... Gdybyś Ty wiedziała, jak mnie obraża za mój aktualny wygląd. Czasem aż nie chce mi się do roboty chodzić.
Nie przejmuj się, to ona ma problem, a nie Ty. A skoro jej się nie podoba, to niech nie patrzy!
UsuńJa byłam chudzielcem gdzieś do 22 roku życia. Mogłam jeść wszystko i ile chciałam a nie tyłam. Teraz w sumie nie jestem gruba, mieszczę się w normie BMI. ;) Ale jeśli tylko przesadzę z jedzeniem odbija się to na moich boczkach i udach. Owszem chciałabym być jakieś 5kg lżejsza, ale nie przeglądam się codziennie w lustrze z obrzydzeniem. ;)
OdpowiedzUsuńNo, czyli mamy ten sam syndrom:D
UsuńTo dopisuję się do Was :) Te "zbędne" 5 kilo nie motywuje mnie do szargania się na własne nerwy ;)
UsuńNikt nie jest idealny, ale tak jak napisałaś nie ma jednego ideału urody :-) Moim zdaniem liczy się dbanie o siebie i własne zdrowie niekoniecznie związane z mega poświęceniami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pewnie, że trzeba o siebie dbać, tylko faktycznie róbmy to dla siebie, a nie dlatego, że tak nam każą kolorowe magazyny...
UsuńPrzede wszystkim człowiek ma się czuć dobrze z samym sobą i w swoim ciele. Oczywiście zdrowy rozsądek też jest istotny, ale nie dajmy się zwariować. Nie dajmy się zmieniać na siłę przez innych. Całe życie walczę z wagą. To co zdążyłam już usłyszęć od rówieśników w szkole, czy potem od dorosłych to moje i nie było miło. Nie, nie choruję na nic, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Tak parę razy schudłam zrzucając mocno, ale z biegiem czasu część wracała. Nie zawsze robiłam to dla siebie, czasami dla faceta i uważam, że nie warto. Jestem zmęczona ciągłym pędem do tego, aby być przez otoczenie akceptowaną, aby móc mieścić się w ubrania jakie chcę, a nie jakie mogę. I mam dość tego natłoku informacji z zewnątrz o tym, ile to mam za dużo. Mam, wiem, ale nie na tyle aby odbijało się to na moim zdrowiu. Żeby było przyjemniej, im większy stres mam w życiu tym więcej mi się odkłada, nawet kiedy jem zdrowe rzeczy. Jak nie ma stresu nie ma przybywania. A że stres jest stale to katorga trwa.
OdpowiedzUsuńEhhh :)
Paulina - dotarło :))) dzięki :)))
Bycie grubym to nie tylko problem kosmetyczny. To także zwiększone ryzyko zachorowania na wiele chorób.
OdpowiedzUsuńgrubym - otylym, ale skoro emigrantka ma w porzadku BMI to oznacza, ze ryzyko wcale nie jest wieksze ;)
Usuńa ja emigrantko podpisuje sie pod tym postem- mam kraglosci ! mam tylek! mam brzusio i mimo, ze z checia zrzucilabym te 2 czy 3 kilo dobrze mi z tym !! dzieki za ten post!!!
Zgadzam się i podpisuję obiema rękoma :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie. Tak trzymac!
OdpowiedzUsuńChylę czoła i podpisuję się pod Twoimi słowami rękami, nogami i całą sobą. Ostatnio ten temat dał mi do myślenia, głownie w związku z tym jak czeskie media opisały Ewe Farnę pomijając fakt, że zrobili na stronie ankietę, gdzie ludzie głosowali, czy Ewa bardzo przytyła. Żałosne, że w tych czasach określa się ludzi przez pryzmat tuszy, a nie talentów, czy dokonań. Wg niektórych gruby człowiek = gorszy.
OdpowiedzUsuń:) A ja Cię lubię taką jaka jesteś, bez względu na wagę.
OdpowiedzUsuńTak mówiąc między nami trochę tłuszczyku i tu i tam mmmmmmmmm .
Miałam tak samo! :) Kiedyś, wiecznie koścista, na plaży wydawało mi się, ze kości miednicy za bardzo mi wystają.. Mogłam jeść ile chciałam, fast foody itp i nic. Nie przytyłam nawet przez rok mieszkania w USA, a jadłam wszystko i dużo:)
OdpowiedzUsuńDopadło mnie we Włoszech. Dodatkowo byłam już po 30stce, więc z przemianą materii coś się spowolniło. Efekt- boczki i brzuszek już nie płaski. Ale jestem w porządku z BMI, więc jest ok. Próbowałam trochę diet, ale wiecznie byłam głodna i wściekła z tego głodu, wiec dałam sobie spokój. Jem normalnie, ruszam się normalnie i cieszę życiem. I
Najważniejsze, ze kochamy siebie i nasi mężczyźni kochają nas takie, jakie jesteśmy! :)
Kiedyś znajoma rozwścieczona opublikowała na facebook'u zdjęcie pięknej modelki z kobiecymi krągłościami, wyglądającej bardzo zdrowo. Zdjęcie oryginalnie podpisane było "Size plus model"... Doszłyśmy do wniosku, że media do reszty oszalały i najwyraźniej wszystko co wykracza poza rozmiar 0 i 1 to już "size plus" :/ A najbardziej chyba na tą manię chudości narażone niestety są nastolatki, które widzą media niczym wyrocznię.
OdpowiedzUsuńPora się opamiętać. Większość facetów woli nasze boczki od kościstych ramion ;)
haha, te zdjęcie z kwejka mnie rozwaliło :D nie no najważniejsze, żeby się nie stresować swoją wagą. Ja ostatnio zmieniłam swoję bieliznę na modelującą efelina i przestałam liczyć każdą kalorię. Jestem szczęśliwsza.
OdpowiedzUsuńi gosiak masz zdrowe podejście do życia. Ja też tak zrobię :)
Usuń